"Jak można pisać takie rzeczy" - to jeden z najłagodniejszych komentarzy pod adresem dziennikarki.
Wkrótce Monika Olejnik wyjaśniła, co miała na myśli: "Ponieważ bardzo ostro krytykujecie mój wcześniejszy wpis, wyjaśniam: tuż po "Kropce" z Adamem Hofmanem, który mówił o wybuchach i zamachu, dowiedziałam się o prawdziwym zamachu - w Bostonie. Pomyślałam wtedy, że część naszych polityków ośmiesza prawdziwe zagrożenie. To, co wydarzyło się w USA, jest straszne."
Może jest - teraz, gdy widzimy to na ekranach telewizorów. Ale dla nas ważniejszy pozostaje Smoleńsk: Polacy podzieleni na wierzących w katastrofę i wierzących w zamach, śledztwo, które toczy się do trzech lat i Bóg wie ile potrwa, brak odpowiedzialnych za decyzje dotyczące przygotowania wizyty prezydenta.
Niezależnie od dodatkowego wyjaśnienia Moniki Olejnik, jej wpis podgrzewa amosferę aż miło. I nic dziwnego. To, co napisała, bardziej przypomina język hejtera, podjudzającego do wzajemnych ataków niż dziennikarza, emocjonalnego, ale mającego odrobinę dystansu do tego, co robi. Chyba że chodzi wyłącznie o to, żeby nie dać o sobie zapomnieć.
Sławomir Sowa
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?