Może przyjść bowiem moment krytyczny, kiedy okaże się, że woda jest bardzo poważnym problemem technicznym, którego pokonanie będzie wiązać się po pierwsze z wielkimi, nieprzewidzianymi kosztami, po drugie z przedłużeniem budowy, a po trzecie, czyli właściwie po pierwsze - z zagrożeniem samej tej inwestycji. W takiej sytuacji łatwo przewidzieć zachowanie uczestników tej inwestycyjnej gry - najważniejsze stanie się nie poszukiwanie rozwiązania problemu, tylko chronienie d... Mam na myśli dobre imię.
Opozycja wskoczy na prezydent Zdanowską i jej ekipę, że nie przygotowała, nie przewidziała, nie zabezpieczyła. Pani prezydent odpowie, że przewidzieć, przygotować i zabezpieczyć miał wykonawca, czyli Torpol. Torpol zrzuci pewnie na obiektywne trudności podwodne, a być może na także na miasto, gdyż na opozycję chyba nie będzie mógł. Ktoś jeszcze pewnie wskoczy na plecy PKP PLK i ministrowi Nowakowi, którzy też nie będą siedzieć cicho.
Jak na razie awantury wielkiej nie ma, raczej jakieś pomruki. Brakuje po prostu twardych danych co tam właściwie jest pod tym dworcem i jakie mogą być tego konsekwencje. Prezydent Zdanowska wydaje się w tej sprawie na razie zachowywać w wyważony sposób. Życzę jej, aby zachowała zimną krew i postawę godną gospodarza miasta, a nie kogoś walczącego za wszelką tylko o zachowanie politycznej pozycji.
W sprawie budowy dworca musimy jeszcze pamiętać o jednej rzeczy: to pierwsza inwestycja w Łodzi na taką skalę i wymagająca tak znaczącej ingerencji w głąb ziemi. Co innego wiedzieć, że Łódź leży na sieci cieków wodnych, a co innego zmierzyć się z takim wyzwaniem w konkretnym projekcie. To tak jakby uczyć kogoś pływać, opowiadając mu, jak należy poruszać ramionami i nogami. Zanim potencjalne strony potencjalnego konfliktu skoczą sobie do gardeł, warto wziąć pod uwagę tę małą poprawkę.
Gdzieś ponad tym wszystkim wisi groźba niedokończenia dworca. Może ona nabrać realnych kształtów właściwe w każdym momencie. Nie ma się co łudzić, że skoro budowa została zaczęta i zaangażowano już takie środki, to musi zostać skończona. Nie musi. Na budowę jedynej polskiej korwety wydano 200 mln zł, kadłub już pływał, a budowę i tak anulowano, bo ktoś policzył, że trzeba jeszcze dołożyć cztery, albo pięć razy tyle.
Sławomir Sowa
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?