Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co tydzień Grudzień. Mój tata inżynier papiernik

Jacek Grudzień
Z rodzicami mamy często tak, że przez dużą część życia staramy się być inni niż oni. Gdy mijają lata ze zdziwieniem stwierdzamy, że mamy te same gesty, mimikę, przyzwyczajenia.

I wszystko dzieje się tak jakby obok, bo ponieważ rodzice są i zawsze byli, to zastanawianie się nad tym jacy są, co czują, odkładamy wbrew logice i przemijaniu na później, bo zawsze uda się z nimi pobyć, porozmawiać. Kolejne wizyty świąteczne dla wielu bywają męczarnią. I ciągły pośpiech powoduje, że tak trudno jest się zastanawiać, co po nich odziedziczyliśmy, jakie cechy, przywary, pasje. Niby jesteśmy blisko, ale większość spraw odkładamy na później. Nawet nie dostrzegamy tego momentu, kiedy zaczynamy przejmować ich rolę i się nimi opiekować, dbać o ich sprawy jak przez większość naszego życia oni. I często brakuje czasu na rozmowę, opowieści o życiu, ich i naszych wyborach. Zastanawiam się, jak wiele dorosłych dzieci nie wie, co tak naprawdę sądzą o nich mama i tata. Bo przecież wiadomo, że kochają. Problemy, które za nas rozwiązywali to były sprawy, które szczególnie po latach umykają pamięci. Pamiętam jak moja mama, gdy mój syn miał dwa lata, powiedziała: „teraz się synku przekonasz, ile mieliśmy kłopotów z tobą”. Pośmialiśmy się z tego, ale gdy żarty się skończyły uświadomiłem sobie, że coś w tym jest. Znajomym opowiadałem tę anegdotę i dochodziliśmy do wniosku, że mama mogłaby się nawet teraz po latach mocno zdenerwować gdyby o wszystkich wyczynach „swojego synka” wiedziała. A i tak jestem spokojny, że zawsze w każdej sytuacji będzie opowiadała jakim to jestem i byłem aniołem.

Inaczej rozmawiał ze mną tata. Od znajomych dowiadywałem się jak bardzo jest ze mnie dumy, jak się mną chwali. Przy mnie najczęściej narzekał i twierdził, że stać mnie na więcej. Od kilku miesięcy chorował i już razem się śmialiśmy, że oznaką powrotu do zdrowia jest to, gdy zaczyna mnie „strofować”. Mówiłem: „super tato, wracasz do formy”. On się śmiał i planował szczegółowo swoje życie po wyjściu do szpitala. Kilka dni temu umarł. Rozmawialiśmy dwie godziny przed jego śmiercią. Był zły, że musi jeszcze tam być, bo przecież dwa dni wcześniej miał już być w domu. I wszystko sobie zaplanował. To, jakie będziemy gotować obiady zanim wyzdrowieje mama. Że w poniedziałek rosół z kluseczkami, wtorek żurek. Potem wyjazd do Sokolnik, bo las sosnowy jest tym, co mu będzie służyć. Bo mam na jego działce wybudować dom i on pomoże w analizie projektów, załatwianiu pozwoleń. I nie przyjmował do wiadomości, że nie stać mnie na dom. Postanowił pierwszy raz w życiu kupić sportowe buty, żeby wygodniej i łatwiej się spacerowało. Wiedział na co ile wyda i, że jak siły wrócą, to zabierze mamę nad morze, albo chociaż do Ciechocinka. I nie miał wątpliwości, że to wszystko zrealizuje nawet gdy umierał. Wierzył w swoją siłę, bo przetrwał tyle, że niejeden trzydziestolatek nie dałby rady. I tak odszedł, zły, że plany znów się odkładają. Nie lubił przekładać spraw, które już zaplanował. Przeglądałem jego dokumenty, wszystko w wielkim porządku, poukładane, posegregowane. W jednej z teczek znalazłem prasowe artykuły, które mnie dotyczyły z ostatnich kilkunastu lat. O tym, że duża część z nich powstała zapomniałem. Miał też „opasłą teczkę” z moimi tekstami pisanymi dla państwa w Dzienniku Łódzkim. Nigdy nie pomyślałem o tym, że mógł takie archiwum gromadzić i, że jest tych „felietonów” tak dużo. Ciekaw jestem ile jeszcze niespodzianek w analizie jego uporządkowanego świata mnie spotka. I dlaczego mi o tym nie mówił.

Mało znałem osób, które o swojej pracy i zawodzie mówiły z taką dumą. Dla niego być inżynierem papiernikiem było czymś więcej niż gwiazdą kina. Jeszcze niedawno potwierdzał udział w kongresie papierników polskich. Niestety, był zbyt chory, by w nim uczestniczyć. Mimo iż w ostatnich latach rozmawialiśmy ze sobą więcej, to ja dużo mniej o nim wiem niż on o mnie. I trochę pod tym względem mnie przechytrzył. I gdy po długiej rozmowie z mamą, mówiłem jej o tym, że tata umarł usłyszałem: „wydaje mi się, że jestem w jakimś śnie”. Pomyślałem, że ma rację. Bo w takich chwilach w taki rodzaj snu przechodzimy. Tata, który polubił, że zwracam się do niego Tadzik, chociaż zawsze wolał jak mówi się o nim Tadeusz będzie pochowany w poniedziałek na Starym Cmentarzu o 12.30. Wśród wielu rzeczy, które mu zawdzięczam są czytelnicy tej rubryki. Wielokrotnie byłem zaczepiany i pytany, czy jestem synem tego Tadeusza Grudnia. I zawsze po miłych słowach dotyczących tekstów w DŁ były pozdrowienia dla taty i prośby o przekazanie zaproszenia na spotkanie. Os-tatnie spotkanie z nim w najbliższy poniedziałek.

Wydarzenia tygodnia w Łódzkiem. Przegląd wydarzeń 13-19 czerwca 2016 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki