MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Czy rodzina z Libii dostanie mieszkanie komunalne

Agnieszka Jasińska
Kiedy w Libii rozpoczęły się zamieszki, ona zabrała dzieci i uciekła z tego kraju. Zrobiła to po tym, jak najemnicy Kaddafiego wycięli i spalili całą pobliską wieś. Napastnicy przyszli w nocy, żeby nic nie było widać.

Ona Polka, on Libijczyk i piątka wspólnych dzieci. Uciekali tak, jak stali, nie zdążyli nic ze sobą zabrać. Z Darny, miejscowości, gdzie mieszkali, samochodem zbiegli do granicy z Egiptem, potem trzy dni jechali do Kairu. Po drodze sprzedawali wszystkie cenne rzeczy, jakie mieli przy sobie: telefony komórkowe, aparaty fotograficzne... Potrzebowali pieniędzy.

Kobieta z najbliższymi schroniła się w Łodzi, bo tu mieszka jej siostra. W poniedziałek łódzcy radni zadecydują, czy rodzina dostanie mieszkanie komunalne od miasta. Od tej decyzji zależy, czy uda im się rozpocząć nowe życie.

Teraz wszyscy czują się bezpieczni, ale są bardzo wystraszeni. Ona nie chce pokazać twarzy ani się przedstawić.

- Nie wiemy, czy w Łodzi nie ma zwolenników Kaddafiego. Nie chcę, żeby o nas wiedzieli. Są nieobliczalni. Mogą nas zabić - mówi.

Małgorzata, jej siostra cioteczna, pomaga jak tylko może. - Przyjechali do Polski kilka tygodni temu, wtedy było bardzo zimno, a dziewczynki miały na nogach balerinki. Trzeba było znaleźć im ciepłe ubrania - wspomina.

Siostra Małgorzaty wyjechała do Libii w 1987 roku, miała wtedy 18 lat. W Polsce poznała Libijczyka, wzięli ślub i wyjechali. - Potem w Libii odbył się drugi ślub, ale nikt z rodziny tam nie pojechał, bilet kosztował tysiąc dolarów, nie było nas stać - opowiada Małgorzata. - W Libii siostra urodziła piątkę dzieci. Mają 12, 15, 17, 23 i 24 lata. Pracowała tam jako pielęgniarka, a jak przyjeżdżała delegacja polskiego rządu, była tłumaczką. Kiedy siostra opowiada o tamtym życiu, brzmi to jak bajka. Nikt nie płaci tam rachunków za wodę, prąd. Siostrzeńcy nie mogą się nadziwić, że u nas jest inaczej. Mówią mi: "Jak to, masz własne mieszkanie i musisz jeszcze płacić rachunki?". Jan Mędrzak, przewodniczący komisji gospodarki mieszkaniowej i komunalnej Rady Miejskiej w Łodzi, informuje, że radni w poniedziałek zajmą się sprawą rodziny.

- Jeśli opinia będzie pozytywna, to przydzielony jej zostanie lokal komunalny - dodaje Marcin Masłowski, zastępca rzecznika prezydenta Łodzi. W tym momencie na lokale od miasta czeka ponad 4 tys. osób.

Według rodziny z Libii, od tej decyzji zależy całe jej życie. - Siostra nie może się nawet zarejestrować jako bezrobotna, bo nie ma mieszkania - opowiada pani Małgorzata.

Przybysze powoli się aklimatyzują. - Przeprowadzka była największym szokiem dla nastoletnich siostrzenic. W Libii dziewczynki nie mogą same wychodzić na ulice, a jeśli spotykają się z mężczyznami, to tylko tymi z rodziny - opowiada pani Małgorzata. - Tutaj na początku nie chciały nawet wyjść do toalety, bo w mieszkaniu był np. wujek, którego nie znały.

Jednak dwóch najstarszych synów chce wrócić do Libii. Zamierzają walczyć. Matka odchodzi od zmysłów. Robi wszystko, aby przekonać ich do pozostania w Łodzi. Do synów na razie nie docierają jej argumenty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki