Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dariusz Woźniak: Nie idę do Sejmu po to, by mnie utrzymywał

Marcin Darda
Dariusz Woźniak
Dariusz Woźniak Magdalena Buchalska
O wyborach, samorządzie, upadkach z konia i niezależności, mówi Dariusz Woźniak, kandydat partii KORWiN

Gdyby w wyborach zdobył Pan taki wynik jak w naszych prawyborach, to mandat posła ma Pan w cuglach. Pytanie tylko, czy partia KORWiN weźmie tyle, by wystarczyło na przekroczenie progu wyborczego...
To pytanie równie dobre dla pięciu innych komitetów na sondażowym poziomie - jak to nazywam - progowo-podprogowym. Dziś pewni posłów w Sejmie mogą być tylko PiS i PO. Sądzę jednak, że wynik KORWiN będzie zdecydowanie na poziomie powyżej 8 proc., czyli lepiej niż w eurowyborach, gdy komitet zdobył 7,26 proc. Będzie murowane 8,5 proc.

Może będzie, ale po co Panu ten Sejm? Od lat ma Pan przecież mocną i stabilną pozycję we własnym samorządzie, czyli gminie Rusiec.
Fakt, ale nie tylko w gminie Rusiec, bo także w powiecie bełchatowskim czy w całym województwie. Ale dzięki temu i mojemu doświadczeniu, wiedzy, wykształceniu, a także wielu bolesnym relacjom nie tylko jako samorządowca, ale i lekarza weterynarii z prawem stanowionym w parlamencie, doszedłem do wniosku, że to tacy ludzie jak ja powinni być posłami. Gdybym został posłem, byłbym świetnym ekspertem w Sejmie od rolnictwa i samorządu, bo z autopsji znam wszystkie problemy i bolączki tych dziedzin, a stykam się z tym na co dzień. Tymczasem posłami często zostają ludzie kompletnie bez doświadczenia, nieznający w ogóle problemów, którym mają zaradzić, a bywa, że te problemy jeszcze stwarzają. Jeśli zamienię gminę Rusiec na Warszawę, to gmina na tym nie straci. Moje lokalne ugrupowanie ma kilkudziesięciu znakomitych fachowców, a kilkunastu z nich nadaje się do tego, by mnie zastąpić. Jeśli zostanę posłem, Rusiec nie straci, a Polska zyska.

Wie Pan, ja już widziałem samorządowców, którzy poszli do Sejmu. I na Wiejskiej całe zaangażowanie , całe powietrze z nich uchodziło.
Tego się nie boję, bo ja siebie znam i wiem, że w Warszawie mój dynamizm jeszcze wzrośnie. Nie widzę powodu, dla którego, będąc w Sejmie, nie miałbym nadal mieć dobrego kontaktu z gminami, powiatem czy samorządem województwa. Z rolnikami kontakt mam świetny nie tylko jako wójt, ale i jako lekarz weterynarii. Niezwykle istotne jest to, by człowiek, wchodzący do Sejmu, nie był tylko wypełniaczem sali automatycznie podnoszącym rękę do głosowania. Parlamentarzysta silny jest wtedy, gdy ma wpływ na kształtowanie programu partii. A ja takie wpływy mam. Wiele punktów programu partii KORWiN było konsultowanych ze mną jako ekspertem od samorządu, rolnictwa i wolnego rynku, bo znam się też na energii odnawialnej. Mam ogromny wpływ na to, co dzieje się w partii, z której startuję, choć do niej nie należę.

Miałem na myśli bardziej prozaiczne problemy, bo znam samorządowców, którzy zostali posłami i nagle stracili samochód służbowy, nikt ich już nie pytał, kogo mogą w urzędzie zatrudnić, stali się po prostu w Sejmie jednymi z wielu. A Pan w swojej gminie wszystko to teraz ma.
Nie jestem małostkowy i mnie to nie interesuje. Jestem człowiekiem, który się dorobił, stać mnie nie tylko na własny samochód, ale i na zatrudnienie prywatnego kierowcy. Nie jestem uzależniony od przywilejów, a uważam, że do tak dużej polityki, jak ta na szczeblu krajowym, powinni wchodzić ludzie niezależni finansowo, a ja do takich należę i mogę żyć komfortowo nawet bez poselskiej diety. Nie wiązałbym mojej pracy parlamentarnej ze sposobem na utrzymanie się, tylko z nadzieją, że mógłbym mieć wpływ i wkład w dobrze przygotowane pod względem prawnym, właściwie skonsultowane z samorządem ustawy, które nie będą ustawami dla ustaw, jak ta śmieciowa. Ale będą to ustawy dla dobra Polski i Polaków. To mój cel.

No, raz się Pan już sparzył w wyborach do Sejmu. W 2005 roku, choć zabrakło niewiele do mandatu posła. Nie obawia się Pan powtórki?
Jeżdżę na nartach, motocyklem, jeżdżę też konno i to dobrze, choć mam pięćdziesiątkę na karku. Nieraz zaliczyłem upadek, raz upadłem z koniem i wstałem z nim, nie schodząc nawet z siodła. A gdybym raz nie wstał po upadku, nigdy bym na konia już nie wsiadł. To mam się teraz bać po raz drugi startować do Sejmu, tylko dlatego, że mogę się nie dostać? Mam zbyt dużo energii, zbyt dużo do przekazania wiedzy i doświadczenia, by się w taki styl myślenia bawić. Chcę więcej dobrego zrobić dla Polski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki