Jeśli więc dziennikarz Michał Matys źle pisze o swojej rodzinnej o Łodzi na łamach ogólnopolskiej GW, to błądzi ten Matys, bo o Łodzi źle nie mówimy, pani prezydent sobie nie życzy. Przecież Łódź się buduje i ma rekordowy budżet, wszelkie analogie z Detroit są nieuprawnione, w odróżnieniu od porównań z Mediolanem. I niech się nie dziwi ten Matys, że później na czynniki pierwsze rozkłada się jego osobowość, a nie miasto, o którym tyle złego redaktor ma do powiedzenia całej Polsce.
Żartuję oczywiście. Nie oceniam tekstu Matysa ani jego intencji, natomiast w świetle dyskusji, którą wywołał i która trwała przez cały ostatni tydzień, zauważam, iż żenująca jest nachalna propaganda sukcesu i przykre jest założenie, że jeśli komuś się Łódź nie podoba, to jest to kwestia jego spaczonej osobowości, a nie tego, czym Łódź jest. A jest - mimo rozlicznych zalet - takim sobie, całkiem przeciętnym i całkiem zrujnowanym miastem, którego całkiem duża część mieszkańców nie lubi. Czasem warto się zastanowić - dlaczego.
Zastanawiające jest też, że o Łodzi źle nie wolno mówić, poza jednym wszakże wyjątkiem - kiedy może z tego być konkretna kasa. Bo gdy premier roztacza wizję miliardów, które trzeba wpompować z budżetu centralnego w Łódź, jedno z najbardziej dotkniętych transformacją ustrojową miast w Polsce, to wszelkie hamulce puszczają.
Wtedy nie brakuje chętnych do licytacji: ile kamienic jest w stanie śmierci technicznej, ile fabryk trzeba podnieść z gruzów, ile tysięcy łodzian nie ma pracy, jak upokarzające są nasze zarobki. Myślę, że i łatkę polskiego Detroit wielu by łyknęło, gdyby tylko premier dał za to 5 miliardów.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?