Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dlaczego nie lubimy eurowyborów?

Jacek Grudzień
Jacek Grudzień jest dyrektorem i publicystą Łódzkiego Ośrodka Telewizyjnego
Jacek Grudzień jest dyrektorem i publicystą Łódzkiego Ośrodka Telewizyjnego Krzysztof Szymczak
Już widzę jak niektórzy czytelnicy ziewają czytając ten tytuł, bo wybory do Parlamentu Europejskiego są dla większości Polaków czymś tak nieistotnym, że nawet nie są w stanie wskazać kandydatów walczących o "fotele w Brukseli". Jedyne co wzbudza emocje to zarobki na jakie mogą liczyć posłowie.

Mieszkańcy regionu łódzkiego tak lekceważą to głosowanie, że pięć lat temu zamiast czterech spodziewanych "mandatów" mieliśmy tylko trzy, bo liczba posłów z województwa zależy od frekwencji. Jeszcze mniej niż Polacy głosowaniem interesują się Czesi. Tam prognozy jeśli chodzi o frekwencję niektórzy oceniają na kilkanaście procent.

Patrząc na kampanię wyborczą można odnieść wrażenie, że polityków także mało obchodzi wyścig do "europejskiego Sejmu". Dla niektórych umieszczenie na listach jest traktowane jak zesłanie, inni sprawdzają swoją siłę przed przyszłorocznym wyścigiem do Sejmu i Senatu. Jeszcze inni chcą po prostu zaistnieć. Najaktywniejsi są zazwyczaj ci, dla których lub ich ugrupowań kiepski wynik może oznaczać polityczny niebyt.

A patrząc na hasła które są proponowane łatwo stwierdzić, że większość nie ma pojęcia o tym gdzie startuje. Najbardziej zdumiało mnie hasło jednego z kandydatów, który z plakatu obiecywał, że nie pozwoli na budowę ulicy Konstytucyjnej. Już wyobrażam sobie debatę, w której Niemcy z Francuzami spierają się czy Konstytucyjną w Łodzi należy rozbudowywać czy nie? Inny kandydat obiecywał powrót do wieku emerytalnego 60 lat dla mężczyzn i 65 dla kobiet. Zrobił furorę, ale nie tym, że tę sprawę da się załatwić w Brukseli, tylko tym, że prezentując jego deklarację popełniono ortograficzny błąd pisząc "męszczyzn". Przez chwilę w internecie eurowybory stały się popularne.

Co ciekawe, w wielu regionach główni faworyci kampanią się nie interesują, albo wykazują niewielką aktywność. Być może wiedzą, że przy tak małej liczbie głosujących o zwycięstwo będzie łatwo, bo do urn pójdą głównie ci, którzy wiedzą o co w tej grze chodzi. A być może dlatego, że rozmowy o pakiecie klimatycznym, priorytetach transportowych, wspólnej walucie nie zainteresują nikogo. Tym bardziej, że najważniejsze decyzje zapadają poza Brukselą.

Bo ze zjednoczoną Europą jest trochę tak jak ze słynnym dowcipem, w którym dziecko po raz pierwszy odezwało się mając, powiedzmy, cztery lata. Nie powiedziało ani mama, ani tata, tylko gdzie jest kompot? Gdy zdumieni rodzice pytali dlaczego dopiero teraz zaczyna mówić i dlaczego "kompot", dziecko odpowiedziało: "Bo zawsze kompot był". I tak mamy z wolnym handlem, swobodą podróżowania, zatrudnienia i długo by jeszcze wymieniać. Gdy nie ma granic, to mało co nas w tej sprawie obchodzi. Ale gdyby postawili kontrole na przykład między Polską a Niemcami, to byśmy mieli problem. I to jest chyba coś, czego nie zauważamy, a jest jednym z największych atutów bycia w zjednoczonej Europie. Szybko przyzwyczajamy się do wygody i przywilejów, tak jak byśmy je mieli od zawsze.

Dlaczego tak ważne jest rozmawianie o frekwencji? Bo im więcej ludzi pójdzie do głosowania, tym mniej przypadku będzie w wyborze naszych reprezentantów. A pięć lat w Parlamencie Europejskim oprócz bardzo dobrych zarobków to także okazja do skutecznej nauki zabiegania o polskie i regionalne interesy. Warto przypatrywać się tym, którzy już nas reprezentowali, bo część z nich szansę wykorzystała i możemy mówić, że mamy co najmniej kilku sprawnych europejskich polityków.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki