Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dr Jacek Kucharczyk: Zero tolerancji dla bojówkarzy na wykładach

Piotr Brzózka
Dr Jacek Kucharczyk
Dr Jacek Kucharczyk Piotr Mizerski/East News
Trzeba przyjąć zasadę "zero tolerancji" wobec przemocy a nawet i groźby przemocy, czyli praktyk takich jak zrywanie wykładów, zastraszanie. Bo celem takich działań jest wprowadzenie terroru intelektualnego. Dlatego trzeba reagować, środowiska akademickie powinny wyraźnie powiedzieć, że to wykracza poza szerokie ramy sporów politycznych - mówi dr Jacek Kucharczyk, dyrektorem Instytutu Spraw Publicznych.

Awantura na Uniwersytecie Warszawskim, wywołana przez narodowców, przywiodła niektórym na myśl skojarzenia z latami 30. i wyczynami ówczesnej Młodzieży Wszechpolskiej oraz ONR, a także z atakami na latające uniwersytety w czasach PRL. Uprawnione to analogie?
Tak. Podzielam niepokój. Kombinacja poglądów skrajnie prawicowych i deklaracji gotowości do rozwiązań siłowych - to się kojarzy w Polsce i Europie jak najgorzej. Język agresji, do którego już przywykliśmy w polityce, wylewa się ze sfery politycznej i przybiera formy siłowe. Dotąd, przy całej gorączce sporów politycznych wokół IV RP, na ogół wszystko rozgrywało się w ramach walki demokratycznej. Natomiast dziś w Polsce rodzi się nurt, który kładzie na demokracji krzyżyk i uważa, że jak się ma słuszność, to trzeba tę słuszność siłą obronić.

"A na drzewach zamiast liści zawisną komuniści". "Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę"...
To jest retoryka przemocy politycznej w "słusznej sprawie". Tego typu myślenie ma w Europie długą i tragiczną historię. Dlatego słuszne są te wszystkie mocne słowa, które padły po awanturze na Uniwersytecie Warszawskim, słuszne są te skojarzenia z antysemickimi wyczynami prawicy w latach 30., ale także z bojówkami, które zrywały wykłady uniwersytetów latających w czasach PRL. Zresztą, oba skojarzenia to ta sama tradycja. Przypomina się słynne zdanie z wiersza Miłosza, kwitujące antysemityzm w PZPR: "Jest ONR-u spadkobiercą partia". Teraz mamy wrażenie odwrotne. Ludzie o poglądach skrajnie prawicowych de facto powielają najgorsze praktyki z okresu komunistycznego. Wspomnijmy bojówki, wysłane na Uniwersytet Warszawski przez aktyw partyjny w marcu 1968 roku...

Zamaskowani mężczyźni, którzy wzniecili "pożar" na uczelni, to zapewne w dużej części studenci. A więc ludzie o jakimś zapleczu intelektualnym, głębszej refleksji...
Gdyby to nie byli studenci, całe wydarzenie byłoby łatwo sprowadzić do wybryku ludzi z marginesu, którzy na co dzień robią rozróby w knajpach czy na stadionach. Niestety, to wszystko wygląda na zorganizowaną, przemyślaną działalność. Ludzie, którzy tym kierują i dostarczają intelektualnej amunicji, to nie są ludzie prymitywni czy niewykształceni. Wręcz przeciwnie. To jest rodzaj faszyzującej kontrelity.

To środowisko rośnie w siłę?
Trudno powiedzieć, że rośnie. Niewątpliwie nabrało pewności siebie i wyszło z katakumb. Wiemy, że środowiska skrajnie prawicowe, antysemickie istniały od dawna. Ale dziś działają coraz bardziej otwarcie, czują, że ich czas nadchodzi.

To znaczy, że do tego typu wydarzeń może częściej dochodzić na naszych uczelniach?
Boję się, że tak będzie. W tej sytuacji stanowczość będą musiały wykazać władze uczelni. Trzeba przyjąć zasadę "zero tolerancji" wobec przemocy a nawet i groźby przemocy, czyli praktyk takich jak zrywanie wykładów, zastraszanie. Bo celem takich działań jest wprowadzenie terroru intelektualnego. Dlatego trzeba reagować, środowiska akademickie powinny wyraźnie powiedzieć, że to wykracza poza szerokie ramy sporów politycznych. Boję się tylko, że środowisko akademickie, też politycznie podzielone, nie będzie w stanie się zdobyć na takie jednoznaczne potępienie. Wśród zwolenników prawicy wcześniej można było zauważyć próby banalizacji zagrożenia. Oni mówią: nie przesadzajmy, po lewej stronie też są ekstremiści. Tymczasem potrzebny jest wyraźny sygnał od ludzi o poglądach prawicowych - że odcinają się od przemocy politycznej skrajnej prawicy.

Z wyraźnym sygnałem prawica ma problem. Spójrzmy na PiS. Adam Hoffman krytykuje, ale Mariusz Błaszczak wyraża dziwną formułę: "Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę".
To jest właśnie takie prawicowe mataczenie. Nie lubimy Magdaleny Środy, a każdy, kto jej nie lubi, jest po naszej stronie. Stąd gesty sympatii z bojówkarzami. De facto ci politycy mówią, że jest im bliżej do bojówkarzy niż do profesor, której wykład usiłowano przerwać. Tylko dlatego, że ona krytykowała PiS i prawicę. Gowin też mówił: no tak, są te bojówki, ale z drugiej strony jest Krytyka Polityczna. To kolejny przykład tego, jak konserwatywni politycy banalizują zagrożenia.

A jak w to wszystko wpisuje się Stefan Niesiołowski ze swoją wypowiedzią o orientacji seksualnej córki Agnieszki Holland? Za swojego posła publicznie przepraszał nawet Donald Tusk, co nie zdarza się często.
W zagrożenia, o których mówię, wpisuje się też homofobia. Prawica przedwojenna była antysemicka. Dziś o tyle się to zmieniło, że przynajmniej część prawicy boi się wyrażania poglądów antysemickich. Natomiast homofobia - której ślady można znaleźć w słowach Niesiołowskiego - najwyraźniej jest czymś, czego prawica się nie wstydzi. To pokazuje, że zacierają się granice między konserwatywnymi politykami głównego nurtu a skrajną prawicą i kibolami. Łączy ich retoryka nienawiści wobec grup tradycyjnie dyskryminowanych.

Rozmawiał Piotr Brzózka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki