Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dwóch bohaterów siatkarskiego meczu gigantów: Bartosz Kurek i... zepsuty challenge

Paweł Hochstim
To był wielki powrót Bartosza Kurka do hali w Bełchatowie. Były siatkarz PGE Skry po raz pierwszy w życiu wygrał mecz grając przeciwko bełchatowskiej drużynie i od razu dostał nagrodę dla gracza meczu
To był wielki powrót Bartosza Kurka do hali w Bełchatowie. Były siatkarz PGE Skry po raz pierwszy w życiu wygrał mecz grając przeciwko bełchatowskiej drużynie i od razu dostał nagrodę dla gracza meczu Dariusz Śmigielski
1301 dni czekali na zwycięstwo w Bełchatowie siatkarze Resovii Rzeszów. A ich lider Bartosz Kurek pierwszy raz w życiu wygrał z PGE Skrą Bełchatów.

Gdy Kurek odchodził trzy lata temu do Dynama Moskwa, pewnie kibice bełchatowskiej drużyny nie spodziewali się, że zobaczą go w hali Energia w koszulce innej polskiej drużyny. Tymczasem Kurek po trzech latach gry w Rosji i we Włoszech zdecydował się na transfer do Asseco Resovii. A w środę w Bełchatowie pokazał, że dla swoich drużyn jest graczem bezcennym.

Gdyby brać pod uwagę potencjał całej drużyny, to z pewnością rzeszowianie są zespołem silniejszym. Ale gdy popatrzymy tylko na wyjściową szóstkę, to bełchatowianie nie mają się czego wstydzić. Bo trudno uznać, że Nicolas Uriarte potrafi mniej od Fabiana Drzyzgi, Srecko Lisinac gorzej blokuje od Dmytro Paszyckiego, czy też wreszcie Mariusz Wlazły jest słabszy od Kurka.

Choć po meczu to właśnie Kurek cieszył się najbardziej, bo zasłużenie odebrał nagrodę MVP. Mecz jednak, jak często w rywalizacji bełchatowsko-rzeszowskiej, skończył się skandalem, do którego przyczynili się sędziowie oraz brak systemu challenge. To niepojęte, że kosztujący kluby PlusLigi milion złotych rocznie system zepsuł się akurat przed jednym z najważniejszych meczów w sezonie. Z tego powodu przy stanie 22:23 w czwartym secie zrobiło się bardzo nerwowo, bo Kurek zaatakował w aut, ale siatki dotknął Wlazły. Pytanie - czy zrobił to między antenkami, czy już, co jest dozwolone, poza polem gry pozostało bez odpowiedzi... Zresztą wcześniej też w wielu sytuacjach siatkarze mieli pretensje do sędziów, często uzasadnione. Ale sprawdzić ich decyzji nie mogli.

Środowy mecz, choć bardzo ciekawy, pokazał, że forma najmocniejszych polskich drużyn jeszcze nie jest stabilna. W pierwszej partii PGE Skra nadawała ton w grze do wyniku 17:15, ale później, dzięki kapitalnym zagrywkom Amerykanina Thomasa Jaeschke, straciła pięć punktów z rzędu i przegrała. Z kolei w drugiej partii to bełchatowianie znokautowali mistrzów Polski, bawiąc się siatkówką. Doskonale spisywał się lider PGE Skry Mariusz Włazły, który psuł krew graczom Resovii. Ale już na początku kolejnej partii to rzeszowianie objęli kilkupunktowe prowadzenie i nie dali się dogonić. To, co w trzeciej partii nie udało się PGE Skrze, zrobiła w czwartej Resovia. Choć bełchatowianie doskonale rozpoczęli seta i prowadzili 5:0, to jednak rzeszowianie odrobili straty, a dzięki wyśmienitym atakom i zagrywkom Kurka wyszli na prowadzenie, którego już nie stracili.

PGE Skra Bełchatów - Asseco Resovia Rzeszów 1:3 (21:25, 25:16, 20:25, 22:25)

PGE Skra: Uriarte 4, Conte 14, Kłos 9, Wlazły 17, Marechal 9, Lisinac 9, Milczarek (libero) oraz Gromadowski, Janusz, Rodriguez 1, Wrona, Marcyniak. Trener: Miguel Falasca.

Asseco Resovia: Drzyzga 2, Jaeschke 12, Paszycki 3, Kurek 31, Penczew 6, Dryja 7, Wojtaszek (libero) oraz Perłowski, Śliwka 5, Tichacek, Schöps 1, Achrem. Trener: Andrzej Kowal.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki