Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych. Życie to okropna rzecz, ale teatr fascynujący

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
W Łodzi pokazem „Francuzów” Warlikowskiego zaczął się XXII Międzynarodowy Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych

Europa się kończy. I to nie dlatego, że ktoś przepłynął przez morze łódką, albo podstępnie podciął nasze kulturowe korzenie sierpem swoich przekonań. Europa umiera w zagadaniu, zadufaniu, zagdybaniu i niemocy przewidywania tego, co powtarzalne. Europę sami zagniatamy konwersacją złożoną z cytatów i odwołań, zapluwamy błyskotliwymi uwagami i zaduszamy rozdętymi konwenansami, pielęgnowanymi zawiściami i uprzedzeniami (w których najwytrwalsi bywają faryzeusze postępu). Europa pozbawiona duchowości zdaje się być totalnie znudzona, ale ma czas i jest przekonana, że wszystko się ułoży, pod warunkiem, że założy pantofelki odpowiednie do sukienki. A tymczasem burzowe chmury już się zbierają.

Krzysztof Warlikowski wydobywając Francuzów z salonów „W poszukiwaniu straconego czasu” Prousta uczynił z nich figury współczesnych Europejczyków, przerażająco tak samo, jak ich poprzednicy, zagubionych i jeszcze mocniej pokrywających swoje zagubienie pretensjonalnością. Wydobywa ze słynnych siedmiu tomów rozważania podkreślające antysemityzm, hipokryzję i oderwanie od rzeczywistości arystokracji belle epoque (nazwanej tak przecież dopiero, gdy przeminęła), nie pozostawiając nadziei i co do obecnych elit. Podzielona sprawą Dreyfusa Francja - może nawet bardziej niż dręczona swym dzisiejszym rozdwojeniem jaźni Polska i w pewnym sensie niosąca konsekwencje owego rozdarcia do dziś - unicestwiła hasło swojej Wielkiej Rewolucji w bezideowości tych, którzy powinni być stabilizacją hierarchii wartości. Cóż mogą zaoferować elity, które już nawet nie mają gustu?

Teatr Warlikowskiego to oprócz krytycznego dyskursu także teatr wizualno-emocjonalnego piękna. W scenografii i kostiumach Małgorzaty Szczęśniak, podkreślających wymowę poszczególnych scen wizualizacjach, wspartych przejmującą muzyką, otrzymujemy sekwencje zapierające dech, jak choćby porażający obraz odchodzących bohaterów, z poruszającym wejściem i monologiem barona de Charlusa (Jacek Poniedziałek), który zestarzał się „na Karla Lagerfelda” - król salonów, który w obliczu śmierci pozostaje modny, nie zauważając, że i moda umiera. Siłą przedstawienia jest też równy, świetnie współpracujący zespół, choć akurat szczególnie zachwycają panie: wspaniała, magnetyczna Magdalena Cielecka, porywająca widzów Maja Ostaszewska, odważna Magdalena Popławska, nadająca znaczenie każdemu gestowi Małgorzata Hajewska-Krzysztofik, cudowna Ewa Dałkowska. To one błyszczą, panowie (także znakomite role, m.in. Mariusza Bonaszewskiego, Bartosza Gelnera, Marka Kality) obok nich już wiedzą, że nic się nie da uratować.

Degeneracja trwa, jak mawia w spektaklu Oriana de Guermantes, życie to okropna rzecz. Ale jaki fascynujący teatr!

Skrót najważniejszych wydarzeń tygodnia 28 marca-3 kwietnia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki