Dariusz Faron pisze: Były selekcjoner obraził opiekuna rywali. - Jutro do niego zadzwonię i przeproszę. Taki już jestem, czasem nerwy puszczają i rożne słowa na jęzor przychodzą - skomentował w swoim stylu "Franz".
- Nigdy nie byłem na meczach spokojny. Żyję piłką nożną i czasem nawinie się coś brzydkiego na jęzor. Gdy schodziłem do szatni po meczu, czułem ból kolana, które ostatnio sprawia mi problemy. To wszystko się nawarstwiło i nerwy puściły. Jeśli ktoś czuje się obrażony, przepraszam. Jutro zadzwonię do trenera rywali, kiedyś prowadziłem go jako zawodnika w Widzewie i bardzo dobrze się znamy - powiedział Onetowi Smuda.
- Wszyscy myśleli, że zapewnimy sobie awans. Niezależnie od tego, że gramy ostatnio trochę słabiej, w głowie mamy jeden cel. Kibice chcieliby, że Widzew grał już w Ekstraklasie, na piłkarzach ciąży niesamowita presja. Zwłaszcza że drużyna składa się głównie z młodych chłopaków. Mecz z Lechią na pewno nam nie wyszedł. Chcieliśmy wygrać, ale czasem po prostu nie wychodzi. Zawiodła cała drużyna. Cóż, zostało ostatnie spotkanie - kontynuował Smuda.
Po końcowym gwizdku rozczarowania nie kryli fani Widzewa. Wygwizdali piłkarzy i skandowali "gdzie jest Smuda?!". - Rozumiem reakcję fanów. Zawsze szanowałem kibiców Widzewa, wiem, jak bardzo czekają na sukces drużyny. Marzą o ekstraklasie, ale potrzebna jest cierpliwość. Musimy zbudować jeszcze silniejszy zespół - zakończył były selekcjoner.
Tyle onet.pl
My ze swej strony dodajmy, że po zwycięskim meczu Widzewa w Ostródzie, nikt nie będzie pamiętał zachowania Franciszka Smudy, a on sam będzie noszony na rękach.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?