Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Futbol jest niszczony przez sędziów amatorów

Paweł Hochstim
Robert Małek i boczni arbitrzy z meczu ŁKS-u z Wisłą
Robert Małek i boczni arbitrzy z meczu ŁKS-u z Wisłą Krzysztof Szymczak
Telewizje pompują w ligowy futbol setki milionów złotych, państwo i samorządy budują nowe stadiony, piłkarze zarabiają setki tysięcy rocznie, a o wyniku meczu ligowego decyduje... amator, który - żeby móc przyjechać na mecz - musi się urwać z pracy. Dlaczego wszyscy w polskiej piłce dziwią się, że sędziowie są najsłabszym jej ogniwem? Przecież to oczywiste - w zawodowym świecie są jedynymi amatorami.

W ostatnim czasie nie ma ligowej kolejki, by sędziowie nie wypaczyli wyniku meczu. Przed tygodniem bydgoski nauczyciel nie widział, że Kew Jaeliens z Wisły Kraków mało nie stratował bramkarza Jagiellonii Białystok, a samorządowy urzędnik z Olsztyna nie zauważył zagrania ręką Prejuce'a Nakoulmy z Górnika Zabrze. Z kolei w ostatni weekend prywatny przedsiębiorca z Płocka nie zauważył karnego dla Bełchatowa i uznał gola z metrowego spalonego dla Jagiellonii. Z kolei zabrzański policjant zabrał punkt ŁKS, bo uparł się, że nie zmieni błędnej decyzji o nieuznaniu gola Marcina Kaczmarka. Wcześniej w tym sezonie mylili się m.in. instruktor nauki jazdy z Łodzi, poseł z Kluczborka i nauczyciel z Bytomia. Czy to jest poważne?

Jeszcze niedawno w Polsce było szesnastu sędziów zawodowych - głównych i asystentów. Ale Polski Związek Piłki Nożnej uznał, że to przesada i zawodowstwo zlikwidował. A właściwie nie zlikwidował, a zrobił wszystko, by go nie było, bo zaproponował arbitrom trzykrotne obniżenie pensji. Ktoś się dziwi, że tych warunków nie przyjęli?

- Sędziowie w Polsce muszą łączyć prowadzenie meczów z pracą zawodową. Często pracują po kilkanaście godzin dziennie, a w weekend muszą urwać się z pracy, by w ogóle pojechać na mecz - mówił w programie "Cafe Futbol" w Polsacie Sport międzynarodowy sędzia asystent Rafał Rostkowski. To absolutnie niedopuszczalne.

W niedzielę w Łodzi doszło do paranoi, bo chwilę po gwizdku sędziego Małka wszyscy na stadionie wiedzieli już, że arbiter się pomylił. Wiedział o tym też sędzia Małek, ponieważ arbitrowi technicznemu Sebastianowi Jarzębakowi powiedział o tym reporter telewizji Canal+ Piotr Dziewicki. Jarzębak pobiegł do sędziego asystenta Krzysztofa Myrmusa, a ten szybko przekazał tę wiadomość Małkowi. Policjant z Zabrza nie naprawił jednak swojej decyzji. Jak tłumaczył potem Sławomirowi Stempniewskiemu, sędziowskiemu ekspertowi Canal+, nie mógł jej zmienić, bo przerwał grę gwizdkiem w chwili, gdy piłka była jeszcze kilkadziesiąt centymetrów przed linią bramkową. Wprawdzie i tak żaden z wiślaków nie byłby w stanie jej wybić, ale przepisy zabraniały mu uznać gola, gdy piłka wpadła do pustej bramki tuż po gwizdku. Wszystko fajnie, tylko kto odda punkt i premie za remis z mistrzem Polski piłkarzom ŁKS?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki