Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Futbolowa historia Łodzi. Czy Łódź pomagała Warszawie, czy było odwrotnie?

Dariusz Kuczmera
Na talencie Włodzimierza Smolarka nikt w Warszawie się nie poznał. Jak sam opowiadał, biegał głównie za końmi w stadninie wojskowego klubu
Na talencie Włodzimierza Smolarka nikt w Warszawie się nie poznał. Jak sam opowiadał, biegał głównie za końmi w stadninie wojskowego klubu archiwum Widzewa Łódź
Łódź - Warszawa, Warszawa - Łódź na tych liniach zawsze iskrzyło, chociaż obie strony miały do siebie szacunek. Także w piłce nożnej.

Pamiętam, jak kupowałem pocztówki, na których drukowano mniej więcej taki tekst: "50 groszy na fundusz odbudowy stolicy". Zawsze wtedy zastanawiałem się, czy Warszawa jest ważniejsza od Łodzi i trzeba Warszawie pomagać, czy może ma być odwrotnie?

W piłce chyba jednak zawsze Łódź pomagała Warszawie...

Najsłynniejszym piłkarzem, który z Łodzi wyjechał do Warszawy, konkretnie z ŁKS do Legii na wieki pozostanie Kazimierz Deyna. 8 października 1966 roku o godz. 14.30 na stadionie przy al. Unii ŁKS podejmował Górnika Zabrze. Górnik celował w mistrzostwo, ŁKS chciał trzymać się czołówki, więc wzmocnił się zdolnym juniorem ze Starogardu Gdańskiego - Kazimierzem Deyną. 19-letni chłopiec zagrał całe 90 minut tamtego meczu w barwach ŁKS i skończyła się kariera Kazimierza w łódzkim klubie. Był tak dobrym piłkarzem, że zaraz upomniało się o niego wojsko. Nasze ówczesne włókniarskie władze były zbyt słabe, by utrzymać w swoim zespole Kazimierza Deynę.

Ale zawsze pan Kazimierz, który poprowadził reprezentację Polski do złotego medalu olimpijskiego w Monachium w 1972 roku i trzeciego miejsca na świecie podczas mundialu też w Niemczech w 1974, podkreślał, że pierwszym klubem, który wyrwał go z niższej ligi był ŁKS.

Bez takich fanfar w pociąg z Warszawy do Łodzi wsiadł Włodzimierz Smolarek. W stolicy nikt się na tym zawodniku nie poznał. Jak sam Włodek opowiadał, biegał głównie za końmi w stadninie wojskowego klubu. Przez dwa sezony zagrał ledwie 18 razy w barwach Legii i strzelił cztery gole. Mało kto pamięta, że Włodek Smolarek strzelił gola swojemu... Widzewowi. 5 listopada 1978 roku Legia podejmowała Widzew i wygrała 2:0. Najpierw Stanisława Burzyńskiego, nieżyjącego już bramkarza drużyny Widzewa, pokonał Adam Topolski. Na minutę przed końcem Widzew celnym strzałem na 2:0 dobił Włodzimierz Smolarek. Wtedy chyba nikt nie wierzył, że ten sam zawodnik stanie się legendą Widzewa. Najpierw nas bił, a później w nim się zakochaliśmy...

Ale takie były czasy. Niezbyt długo czekał Włodzimierz Smolarek, by odkupić swoje "winy". 29 sierpnia 1981 roku w Łodzi Widzew pokonał Legię 2:0, a Wlodi, czy jak kto woli, Walendziak strzelił gola już w 3 minucie.

Kto następny? Pabianice przez Łódź wychowały dla Legii także Pawła Janasa. Wysoki obrońca po 70 meczach w barwach Widzewa i srebrnym medalu ekstraklasy w 1977 roku przeszedł do Legii, w której nie tylko jako zawodnik, ale jako trener osiągnął wielkie sukcesy. W sezonie 1995/1996 doprowadził Legię do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Na transparencie zasłaniającym plac budowy nowego stadionu Legii przy Łazienkowskiej, o ile się nie mylę, podobizna Pawła Janasa wydrukowana była tuż za podobizną Lucjana Brychczego i Kazimierza Deyny. Pabianiczanin dostał się zatem do panteonu ikon Legii.

Niespodziewanie do tego samego grona dołączył Juliusz Kruszankin. Ten równie wysoki jak Paweł Janas obrońca, wychowanek ŁKS, tylko rok grał w Legii, ale zaskarbił sobie tak wielką popularność i sympatię, że przy Łazienkowskiej traktowany był niczym członek rodziny królewskiej.

Kto jeszcze z Warszawy do Łodzi przyjechał grać w piłkę i nie żałował?

Z Warszawy jako pan nikt przyjechał do Łodzi Marek Filipczak, a stał się później pogromcą Liverpoolu. Trener Zbigniew Tąder wyrwał tego zawodnika z Warszawy do Łodzi, chociaż sam prezes Ludwik Sobolewski był sceptyczny w stosunku do tego transferu. Opłaciło się jednak, Marek Filipczak w parze z Włodzimierzem Smolarkiem grał świetnie w meczach z Liverpoolem i Juventusem.

Łódź górowała nad Warszawą, więc z otwartymi ramionami konkretną finansowo propozycję przejścia do Widzewa przyjęli Maciej Szczęsny i Radosław Michalski. Przyjechali, zobaczyli, zwyciężyli. Z tymi dwoma legionistami Widzew awansował do Ligi Mistrzów i nikt następny, czy to w oparciu o łodzian, czy warszawiaków, tego sukcesu nie skopiował. Łódź stała się sławna dzięki meczom z Broendby Kopenhaga, później z Borussią Dortmund, Atletico Madryt i Steauą Bukareszt.

Później do Legii jak do ziemi obiecanej odchodzili kolejni widzewiacy. Bo w Łodzi już nie było Eldorado. Najpierw pojechał na stację Warszawa-Centralna Jakub Rzeźniczak, później Łukasz Broź. Obaj nawet z Legii trafili do kadry.

Ostatnie pytanie: kto z dziś grających w Widzewie piłkarzy może trafić do Legii? Może dziś nie odpowiadajmy na to pytanie, zachęcajmy widzewiaków do pracy...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki