Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdzie jest Gierek: Pomożecie Widzewowi?

Dariusz Kuczmera
Dariusz Kuczmera
Dariusz Kuczmera Grzegorz Gałasiński
Cudowny dla polskiej piłki rok 1974 ukoronowany medalem mistrzostw świata przyniósł nam jeszcze jeden cud. Otóż drużyna Zagłębia Sosnowiec, która w pierwszej rundzie ekstraklasy zdobyła 6 punktów, w drugiej, rewanżowej uzyskała aż 21 i uratowała się przed spadkiem, bo tak chciał I sekretarz Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej towarzysz Edward Gierek. Urodzony w Porąbce - dzielnicy Sosnowca - polityk myślał globalnie, działał lokalnie.

Gdyby ten sam wódz lub ktoś jego pokroju mógł dzisiaj sprawić to samo w stosunku do Widzewa. I powiedzieć sakramentalne: "No to jak będzie towarzysze? Pomożecie Widzewowi?"

Tak byśmy chcieli, aby Widzew w równie cudowny sposób uniknął degradacji. Będą w Łodzi stadiony, a nie będzie silnych drużyn - straszne! Widzew musi wygrywać jak Zagłębie Sosnowiec. Wtedy jednak prominentni opiekunowie drużyny znad Brynicy stosowali wszelkie dozwolone ówczesnym prawem chwyty, czyli wydawali polecenia w ramach partii od góry do dołu. Zagłębie dzięki takim decyzjom 40 lat temu, dokładnie w święto pracy 1 maja, pokonało Górnika Zabrze 1:0, co bez pomocy sił nieczystych byłoby niemożliwe. Klasa robotnicza była zadowolona. Swoją cegiełkę w ratowanie Zagłębia ufundował też ŁKS, pozwalając się pokonać sosnowiczanom przy al. Unii też 1:0. Towarzysze budujący PRL w siedzibie PZPR przy al. Kościuszki byli dumni, że pomagają w wykonaniu planu.

Seria Zagłębia nie była jedyną szokującą w historii polskiej piłki ligowej. Podobną wymyślili i zrealizowali piłkarze ŁKS z Janem Tomaszewskim na czele. Na półmetku sezonu 1976/77 ŁKS był liderem, mając trzy punkty przewagi nad Pogonią i Śląskiem oraz cztery nad Widzewem. Nie doszło jednak do porozumienia w sprawie wysokości premii za bardzo prawdopodobny tytuł mistrza Polski dla Łodzi i ŁKS zaprezentował odwrotną do Zagłębia serię, przegrywając kolejno z: Szombierkami, Ruchem, Stalą, Widzewem, Górnikiem, Pogonią, Legią... Cała Polska się śmiała...

Nadprzyrodzone zjawiska w ówczesnym futbolu były na porządku dziennym. Z tamtych czasów pochodzi słynne powiedzenie: "niedziela cudów", gdy w jednej niedzielnej kolejce pod koniec sezonu wygrywały drużyny potrzebujące punktów, a przegrywały te ze środka tabeli.

Były też jednak wyjątki od tej reguły. 9 maja 1982 roku w dniu zwycięstwa Śląsk rywalizujący z Widzewem o tytuł mistrza Polski, sensacyjnie przegrał na swoim boisku z Wisłą 0:1, nie wykorzystał nawet karnego. Po latach obrońca wrocławskiej drużyny Henryk Kowalczyk opowiadał mi, że Widzewowi bardziej zależało na tamtym tytule niż wrocławianom. Mieli gracze Śląska dobre serca i głębokie kieszenie, więc pomogli. Nie trzeba było pośrednictwa towarzyszy z partii.

Mistrzem został Widzew, później dotarł do półfinału Pucharu Mistrzów. A teraz Quo Vadis Domine?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki