Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

GKS Bełchatów - Piast Gliwice 0:0 [ZDJĘCIA, RELACJA Z MECZU]

Paweł Hochstim
Piłkarze PGE GKS Bełchatów nie lubią jednak roli faworyta. W ostatnim meczu szóstej kolejki T-Mobile Ekstraklasy zremisowali z Piastem Gliwice 1:1.

Poniedziałkowe spotkania T-Mobile Ekstraklasy mają najczęściej jeden wspólny mianownik: są nudne. Różne grają w nich zespoły - raz lepsze, raz gorsze - ale nie zdarzają się niestety starcia, które później się wspomina. Piłkarze zresztą też nie lubią grać w poniedziałki. A kibice niechętnie w te dni chodzą na trybuny. Krótko mówiąc - nikt tego nie chce, a to jest.

Po ostatnich opadach deszczu w Bełchatowie pewnie więcej emocji było na grzybach, niż przy Sportowej. W pierwszej połowie właściwie tylko dwa razy można było podnieść wzrok w stronę boiska - raz gdy Adrian Basta w ostatniej chwili zabrał piłkę w polu karnym Kamilowi Wilczkowi i chwilę później, gdy Csaba Horvath ewidentnie sfaulował w polu karnym Bartosza Ślusarskiego, a jedynym, który tego nie widział, był sędzia Jarosław Przybył. Cóż, może też nie lubi poniedziałku, bo nie da się uwierzyć, że ma na tyle słaby wzrok, by nie zobaczyć tak ewidentnego przewinienia. A był to ważny moment, bo gdyby sędzia podyktował karnego to jednocześnie musiałby dać czerwoną kartkę obrońcy gliwickiej drużyny.

W drugiej połowie GKS ruszył nieco odważniej, zepchnął gliwiczan na własną połowę, ale kompletnie nic z tego nie wynikało - właściwie nie było groźnych strzałów, a i ładnych akcji było niewiele.

Co ciekawe, obrońcy ani jednej, ani drugiej drużyny nie grali wcale świetnie. Zdarzało im się popełniać błędy, ale obie drużyny słabo grały w ofensywie. Trener Kamil Kiereś wystawił w pierwszej jedenastce m.in. Pawła Kołomowa, który tydzień temu dał świetną zmianę w Bielsku-Białej. Tym razem jednak zawiódł, podobnie jak i pozostali gracze ofensywni PGE GKS. Wyróżniał się wprawdzie Michał Mak, ale od niego możemy wymagać więcej, niż od innych. Najczęściej brakowało - jak uwielbiają mówić trenerzy - ostatniego podania.

W drugiej części spotkania najgroźniej było w okolicach siedemdziesiątej minuty - najpierw Kamil Poźniak z rzutu wolnego z 18 metrów kopnął zbyt lekko i w dodatku niecelnie, a chwilę później, po naprawdę składnej kontrze, Gerard Badia posłał piłkę obok bramki. No i jeszcze w ostatniej minucie, gdy piłkę meczową miał Ślusarski, ale nie zdołał oddać strzału z kilku metrów.

Kolejny mecz bełchatowianie rozegrają już w piątek, gdy o godz. 20.30 w meczu siódmej kolejki zagrają z Wisłą w Krakowie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki