Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

gotuje się przed październikiem

Marcin Darda
Marcin Darda
Marcin Darda Dziennik Łódzki/archiwum
Niby ułożona i pewna jest łódzka lista Platformy Obywatelskiej do Sejmu, niby wszyscy - może poza posłem Jarosławem Stolarczykiem i Włodzimierzem Fisiakiem - są zadowoleni, ale teoretycznie kosmetyka jeszcze jest możliwa, bo ostatnie słowo należy do Donalda Tuska.

Stolarczyk chciał ostatnie miejsce na liście, dostał ósme, a Fisiaka, który w wyborach samorządowych wziął 21 tys. głosów, na liście nie ma w ogóle. Tyle, że Tusk nie będzie bił się z coraz silniejszym w PO Cezarym Grabarczykiem na jego terenie. Mamy więc Grabarczyka jako nr 1 w Łodzi po raz pierwszy od czasu powstania PO. Było tym łatwiej, że na margines politycznego żywota zszedł Mirosław Drzewiecki.

Te wybory będą też pierwszymi, do których PO przystępuje z pozycji partii rządzącej, wynik Grabarczyka, który w rządzie trzyma, prócz zdrowia, chyba najbardziej newralgiczną działkę, pokaże też jak wielki ma tu elektorat negatywny. Poza tym wynik PO będzie też swoistym badaniem, jak łodzianie oceniają rządy prezydent Hanny Zdanowskiej i marszałka Witolda Stępnia. Łódź jakoś nie ekscytuje się nr 2 poseł Iwony Śledzińskiej-Katarasińskiej, bo kluczowym wydarzeniem będzie pojedynek Grabarczyka z nr 3, czyli ministrem sprawiedliwości Krzysztofem Kwiatkowskim. PO w Łodzi nie jest monolitem, obaj ministrowie zwaśnieni są od dawna, a ich zaplecza polityczne też rzucają sobie kłody pod nogi. Kwiatkowski liczy, że lepszym wynikiem zrewanżuje się Grabarczykowi za postawienie go w Łodzi poza nawiasem. Takie historie już się zdarzały, sam Grabarczyk w 2007 r. wziął z "trójki" więcej głosów niż frontman listy, czyli Drzewiecki. Kto wie, czy obaj nie przegrają z nr 5, czyli Johnem Godsonem. PO ma ponoć jakieś sondaże, które mówią, że Godson jest w stanie zrobić co najmniej drugi wynik.

Na liście PO są jeszcze dwie ciekawostki: pojedynek szóstego na liście szefa Rady Miejskiej i siatkarskiej celebrytki Małgorzaty Niemczyk, która jest pozycję dalej oraz ostatni na liście Zbigniew Papierski. Swego czasu podejrzewano go o wieszanie psów na partyjnych kolegach w internecie, niczego jednak nie zdołano mu udowodnić, on sam też zaprzeczył. Ma ostatnie miejsce na liście, które czasem potrafi sprawić niespodziankę w postaci mandatu, a jego wystawienie do wyborów zdaje się być próbą uwiarygodnienia go w oczach sceptycznej części PO. Przecież to zaufany ministra Grabarczyka. Poza tym nie ma co ukrywać, że z anonimowego członka PO stał się człowiekiem, który co najmniej nazwisko ma rozpoznawalne...

Nie mniej interesująco jest w PiS. Lokalny frontman Jarosław Jagiełło jako nr 1 widzi Janinę Goss, blisko zaznajomioną z matką Jarosława Kaczyńskiego. Mocnym punktem szpicy listy ma być też Halina Rosiak, wdowa po zamordowanym jesienią Marku Rosiaku oraz sam Jagiełło i poseł Sławomir Worach. Tyle, że Witold Waszczykowski, jesienią autor czwartego wyniku w wyborach na prezydenta Łodzi ,otwarcie mówi, że jest po słowie z Kaczyńskim w sprawie jedynki dla niego właśnie. Z centrali PiS dochodzą wieści, że dwójką ma być Urszula Krupa, była eurodeputowana LPR. Jej start zlist PiS byłby sprytnym ukłonem wobec elektoratu Radia Maryja. Zdaje się, że wybór Waszczykowskiego i Krupy byłby efektywniejszym manewrem, bo Janina Goss przyciągnie raczej ten najtwardszy elektorat. Waszczykowski jest bardziej znany, nie należy do PiS, czego przeceniać nie należy, bo ma szansę przyciągnąć nowy elektorat. Plus Janiny Goss jest taki, że w przeciwieństwie do Waszczykowskiego jest łodzianką. W tym szaleństwie Jagiełły, który uparcie lansuje Goss, jest metoda. Dobry wynik czwartej Haliny Rosiak przy układzie Waszczykowski - Krupa mógłby odebrać bilet na Wiejską posłowi Jagielle. W tym wariancie to byłaby mocna lista, a pamiętajmy, że w PiS zawsze będzie tak, jak chce Jarosław Kaczyński...

SLD? Trochę namieszał Leszek Miller, mówiąc we wtorek, że chce być nr 1 w Łodzi, ale wieczorem ogłosił dementi. Zatem SLD czekają nadal waśnie między regionalnym baronem Dariuszem Jońskim a miejskim, czyli posłem Sylwestrem Pawłowskim. W SLD nawet zwolennicy Pawłowskiego powiadają, że ogra go Joński, jeśli nie w Łodzi, to w centrali partii, która i tu ma ostatnie słowo. Wieść niesie, że to ma być zwycięstwo na całej linii, łącznie z wyrzuceniem Pawłowskiego z listy. Nie wiadomo, kto miałby być dalej. Rekomendacje dostali m.in. Małgorzata Niewiadomska-Cudak, Jarosław Berger i Mieczysław Teodorczyk, wycięto zaś byłego barona i wojewodę Krzysztofa Makowskiego. On się zapewne nie podda i powalczy o miejsce na zarządzie krajowym SLD. Tak jak Kwiatkowski chce ze słabszego miejsca przeskoczyć Grabarczyka, tak Makowski Jońskiego. Wciąż nie wiadomo co z prof. Zdzisławą Janowską. Jej ewentualne wejście na listy SLD uzależnione jest od wyborczego dealu Sojuszu z Socjaldemokracją Polską, której to szefem w Łódzkiem jest właśnie prof. Janowska. Tyle, że na poziomie centrali SdPl wchodzi zwolna w mariaż z PO. To Grzegorza Napieralskiego moźe zdystansować do SdPl, być może Janowska musiałaby wziąć legitymację SLD. Tyle, że to miejsca na liście jej nie zagwarantuje. Albo inaczej: wtedy mogłaby być już pewna, że SLD z list ją wytnie. Bo jeśli decyzja będzie leżeć tylko w gestii SLD, to Sojusz z radością umyje ręce i pozbędzie się lewicowej konkurentki. Dlatego tu i ówdzie kołacze się nieśmiała plotka, że poseł Janowska wzmocni łódzką listę Joanny Kluzik-Rostkowskiej. Obie panie, wbrew temu co się sądzi, wcale ideowo nie są od siebie odległe. Wszyscy pamiętają, że w walce o szpital Korczaka szły ramię w ramię niemal z identyczną argumentacją. Kluzik-Rostkowska powiada, że się widują na tej samej sejmowej komisji, ale rozmowy żadnej nie było. Raczej nie sprawdzą się tabloidowe plotki, że liderka PJN otworzy listę PO w Katowicach. Będzie nr 1 własnej partii w Łodzi, na dwójce zapewne należy się spodziewać Agnieszki Wojciechowskiej Van Heukelom, która buduje struktury PJN w regionie. Na liście znajdzie się pewnie też były miejski radny PiS Tadeusz Morawski i świeże nabytki PJN, które rzuciły PO.
Tradycyjnie żadnej roli w Łodzi nie odegra PSL, choć gdyby rządzący Platformą tandem Andrzej Biernat - Cezary Grabarczyk doprowadził do jeszcze bardziej rzęsistych łez byłego marszałka Włodzimierza Fisiaka, to kto wie, czy ludowcy nie zaczną go kusić. Największą zagadką jest jest jednak wynik PJN. Jeśli ugra tu mandat, to zapewne kosztem PiS. A póki co zarówno PO, PiS jak i SLD liczą minimum na utrzymanie tego co już mają, czyli pięć mandatów dla PO, trzy dla PiS (po odejściu Kluzik-Rostkowskiej mają dwa, ale posłanka weszła do Sejmu w barwach PiS - red.) i dwa dla SLD. Nieśmiało o czwartym wspomina lider PiS, ktoś z PO rzucił ostatnio, że szóstego mandatu wykluczyć się nie da. Wynik Platformy będzie najbardziej oczekiwaną cyfrą w październiku. W PO powiadają, że mając pod partyjnym szyldem prezydenta Łodzi, marszałka województwa i wojewodę kojarzoną z tym brandem, nie da się zejść niżej, niż na pięć mandatów. A inni mówią, że PO musi pójść niżej. Właśnie dlatego, że ma w Łodzi prezydenta, marszałka i wojewodę.
Marcin Darda

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki