Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Grzegorz Jegier: To my jesteśmy właścicielami spółek komunalnych

Piotr Brzózka
Grzegorz Jegier
Grzegorz Jegier Grzegorz Gałasiński
Z Grzegorzem Jegierem, dyrektorem Loży Łódzkiej Business Centre Club, rozmawia Piotr Brzózka

Jak Pan patrzy na obsadę posad prezesów, dyrektorów, członków rad nadzorczych i innych stanowisk w publicznych instytucjach i firmach, to jest Pan w stanie się zgodzić z twierdzeniem, że system nomenklaturowy wciąż istnieje?
Oczywiście, że tak. Mamy fantastyczne dwa przykłady w woj. łódzkim. Klasyczny przykład to Bełchatów - to co po zwycięskich dla PiS wyborach dzieje się w tamtejszych spółkach miejskich. A drugi taki przypadek to Łódź, gdzie po zawiązaniu koalicji przez PO i SLD mamy istotne zmiany w organach nadzorczych spółek komunalnych. To jest problem ogólny, między partiami nie ma granic i kordonów, wszyscy myślą dokładnie tak samo. Trzy wspomniane partie - PO, SLD i PiS - w Sejmie stanowiłyby większość, zdolną zmienić konstytucję w dowolnym zakresie. Ale chciałbym w tym miejscu zwrócić uwagę na coś innego. My wulgaryzujemy prawo, dostosowując je do swoich doraźnych potrzeb. A nigdzie nie jest powiedziane, że w każdej spółce z ograniczoną odpowiedzialnością musi być rada nadzorcza. Przecież w przypadku spółek komunalnych jest jeden właściciel. Tak więc zapewne rady nie wszędzie są konieczne, natomiast pewne jest, że rady generują dodatkowe koszty dla nas wszystkich. Więcej płacimy za wodę, bo w spółce zarządzającej wodociągami jest rada nadzorcza, która pobiera wynagrodzenie i generuje inne koszty. To nie są oczywiście duże pieniądze, ale mówimy o zasadzie. Uważam, że koszty nie zawsze są wymagane. Wydaje mi się, że to ciekawy wątek, któremu mogliby się przyjrzeć nasi radni. Poza tym kodeks handlowy określa minimalny skład rad. Czy na pewno ten skład musi być ponad minimum?

W Łodzi poszerzono właśnie składy kilku rad nadzorczych...
Tak, na przykład na lotnisku, które ma przecież dramatyczną sytuację. Ale w radzie nie zasiadł ekspert klasy światowej, absolutny autorytet w dziedzinie lotnictwa.

Jest za to - bardzo podobno dobry - wicedyrektor szpitala w Zgierzu.
No tak, ale chyba na lotnisku nie ma nawet stałego punktu medycznego, a w razie czego przyjeżdża pogotowie.

W prywatnych firmach też się pompuje rady nadzorcze, też się je obsadza działaczami politycznymi?
A po co? Rada jest tworzona po to, żeby cyklicznie, w imieniu dużej grupy udziałowców, kontrolować pracę zarządu. Jeśli mamy jednego udziałowca albo dwóch, to lepiej, żeby się spotkali na kawie i sami wydali dyspozycję dla zarządu. Oczywiście, czasem prywatne firmy powołują do rady kogoś znaczącego, ale to jest tzw. człowiek wpływów, który będzie lobbować na rzecz firmy. Na pewno rada nadzorcza nie jest miejscem do nabywania doświadczenia w biznesie. Generalnie w prywatnej firmie, jak nie muszę powoływać rady, to tego w ogóle nie robię, będę wręcz szukał orzecznictwa, które wykaże, że ta rada nie jest niezbędna. Natomiast w publicznych spółkach, jak można, to dokładamy miejsc w radzie. Pokutuje myślenie: można, bo to nie są moje pieniądze. Czytałem o ostatnich zmianach w łódzkich spółkach. Nie analizowałem wszystkich życiorysów, ale skala zmian pokazuje, że nie chodzi o konkretną sytuację w jakiejś spółce, tylko o to, że zakręciła się karuzela.

Kontrolerzy NIK zarzucają prezydent Łodzi brak konkursów do rad nadzorczych, brak czystych kryteriów... Władze Łodzi odpierają, że istotne jest zaufanie do człowieka, który ma reprezentować właściciela w radzie. Pytanie, kto jest właścicielem miejskiej spółki. Hanna Zdanowska i Tomasz Trela czy mieszkańcy?
Składając w prosty sposób literki kodeksu, o składzie rady decyduje właściciel. Ma takie prawo. Co do zasady nie można powiedzieć, że władze Łodzi mówią nieprawdę. Natomiast w prawie, oprócz literek, jest jeszcze pewna intencja. W przypadku gospodarki komunalnej nie można wszystkiego traktować jeden do jednego, bo właścicielami tego mienia jesteśmy my wszyscy. Miasto to my, mieszkańcy. Więc pojęcie "nadzór właścicielski" trzeba traktować szerzej. Nie powiem, że mi się marzy, bo nie mam marzeń, ale chciałbym jeszcze doczekać sytuacji, gdy pani prezydent ogłasza konkurs na członków rady nadzorczej. Konkurs publiczny, na który może się zgłosić każdy, a wszyscy kandydaci są publicznie przesłuchiwani przez komisję konkursową. I wtedy niech pani prezydent wybierze powiedzmy z trójki najlepszych, którzy przeszli przez to sito. Zostawmy prezydentowi ostateczne prawo wyboru, ale chciałbym wiedzieć, kto startował, jak odpowiadał na pytania. Tymczasem dziś jest tak, że czytam o zmianach w radach i dowiaduję się, że jeden z najlepszych specjalistów, ceniony w całej Polsce prof. Eugeniusz Wojciechowski, właśnie wypadł z tej karuzeli. Za słabo się trzymał widocznie. Choć nikt nie może wątpić w jego w kwalifikacje - to profesor belwederski, wieloletni praktyk w spółkach miejskich. Jak znam niektóre życiorysy osób, które wsiadły właśnie na karuzelę, to nie rozumiem tej decyzji.

Rozmawiał Piotr Brzózka

Księgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki