Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Hanna Zdanowska o The Sun: posłużyliśmy tylko za narzędzie

Marcin Darda
Hanna Zdanowska, prezydent Łodzi: Nie czytam brukowców, bo nie interesuje mnie, co akurat  powiększyła sobie Pamela Anderson. Natomiast  poważne światowe dzienniki widzą, że Łódź się zmienia i o tym piszą
Hanna Zdanowska, prezydent Łodzi: Nie czytam brukowców, bo nie interesuje mnie, co akurat powiększyła sobie Pamela Anderson. Natomiast poważne światowe dzienniki widzą, że Łódź się zmienia i o tym piszą Łukasz Sobieralski
Poprzedni prezydent Łodzi miał zwyczaj fundowania weekendów zagranicznym dziennikarzom, a potem czekał, co dobrego napiszą. Dziś zagraniczni dziennikarze sami do nas przyjeżdżają, bo widzą, ile tu się zmienia i dla mnie to jest miernik naszej wspólnej pracy dla Łodzi. Ale jak się chce kogoś uderzyć, to kij zawsze się znajdzie. Z prezydent Łodzi Hanną Zdanowską rozmawia Marcin Darda.

Jaka lekcja dla Pani po tej publikacji "The Sun" z perspektywy kilku dni?

Tylko jedna: jak chcą ci dołożyć, to powód zawsze się znajdzie. Dla mnie przesłanie tej publikacji tak naprawdę oznacza, że to walka na innym szczeblu, walka o swój rynek pracy między Wielką Brytanią a Polską, a Łódź stała się tylko narzędziem tej walki.

Ale "The Sun" nie we wszystkim mija się z prawdą, jeśli chodzi o Łódź.

Nigdy nie mówiłam, że jest pięknie. Zawsze mówiłam, że jesteśmy miastem trudnym, z olbrzymią potrzebą rewitalizacji, co właśnie czynimy. Nie zrobimy tego w rok czy dwa, bo te zaniechania liczą 60 lat, a o majątek miasta w sensie jego tkanki nie zadbał przez ten czas nikt. Jeśli idzie o wyludnienie, to z negatywnymi trendami demograficznymi borykają się wszystkie duże miasta, poza Warszawą i być może Krakowem. A z Łodzią nie jest źle, bo my tracimy mieszkańców na rzecz gmin ościennych, bo jeżeli kogoś stać, a chce mieć dom na własnych gruntach, to się wyprowadza za miasto, bo w Łodzi taniej ziemi nie ma. Łódź się zmienia i ja słyszę, że ludzie też to widzą, ale ten tendencyjny artykuł paradoksalnie może dla Łodzi zrobić dużo dobrego, dla rządzących i dla opozycji. Podwyżki, rewitalizacja czy przeprowadzanie z centrum łodzian, których nie stać na mieszkanie tam. Przed nami jeszcze sporo bardzo trudnych decyzji i opozycja mogłaby pomóc prezydentowi, zamiast krytykować. Bo skoro i opozycji nie podobał się tekst "The Sun", to znaczy, że zauważa, iż Łódź się zmienia.

O, chce Pani politycznie coś ugrać na tej tendencyjności "The Sun"?

A skądże, po prostu w każdej beznadziei staram się znajdować pozytywy. Wiem, że z mediami do końca wygrać się nie da, ale ja się nie poddam i zawsze będę walczyła o pozytywne postrzeganie Łodzi na świecie. Te poważne dzienniki dostrzegają potencjał Łodzi i zmiany, które tu następują. Mam na myśli nie tylko artykuł w "Le Figaro", ale kilka innych. Dodam, że to nie były jakieś sponsorowane teksty, bo poprzedni prezydent Łodzi miał zwyczaj fundowania weekendów zagranicznym dziennikarzom, a potem czekał, co dobrego napiszą. Dziś zagraniczni dziennikarze sami do nas przyjeżdżają, bo widzą, ile tu się zmienia i dla mnie to jest miernik naszej wspólnej pracy dla Łodzi. Ale jak się chce kogoś uderzyć, to kij zawsze się znajdzie.

A w jaki sposób wykorzystaliście darmową reklamę w "New York Timesie", który rok temu opisał Łódź jako miejsce, które warto odwiedzić w 2012 roku? Bo nie było nawet o tym wzmianki na stronie miasta, może ze względu na to, że "NYT" reklamował Łódź jako miejsce działań Gehry'ego i Lyncha, kojarzonych z Jerzym Kropiwnickim.

Nie śledziłam strony internetowej miasta, ale moi pracownicy zapewnili mnie, że zamieszczono skany artykułu. Zresztą, w połowie roku był inny materiał, przygotowany przez CNN i tam już nie było mowy tylko o Franku Gehrym czy Davidzie Lynchu. Ale "The Sun" to jest brukowiec. Naszą rolą jest teraz dochodzenie naszych praw w relacji z "The Sun" i ja tych praw będę dochodzić. Zobaczymy, czy się uda, bo powtórzę, że z mediami do końca wygrać się nie da. Na razie zaprosiłam redaktora naczelnego "The Sun" do Łodzi. Jeżeli to miało być wymierzone w Łódź, to powinien przyjechać i zobaczyć, jak daleko od prawdy była ta publikacja, jeśli zaś to walka między rządami, to wiem, że z tego zaproszenia nic nie wyjdzie. Ambasada RP wystosowała notę dyplomatyczną do wydawcy "The Sun" i to jest bardzo duża pomoc. Ja sama nie czytam brukowców, a na pewno już obcojęzycznych, bo mnie nie interesuje, co powiększyła sobie Pamela Anderson. Przykre jest też to, jak Polacy potrafią opluć samych siebie, bo ekipę "The Sun" do Łodzi przywiózł polski dziennikarz. Brytyjczyk w stosunku do swego kraju by tego nie zrobił.

I co dalej? Proces?

Zażądaliśmy sprostowania i to nie małym druczkiem, prawnicy sprawdzają także inne możliwości. Czekamy na odpowiedź. Dla mnie najważniejsze są inwestycje, jest więc pytanie, jak ta publikacja przełoży się na odbiór Łodzi. Szykujemy specjalny sondaż wśród potencjalnych inwestorów, by sprawdzić, czy w tym środowisku spowodowało to jakiś uszczerbek na wizerunku Łodzi. Ja trzymam się wersji, że to nie był atak na Łódź, ale na Polskę, zatem wolałabym, by wydawcę "The Sun" "dociskała" inna instytucja.

Inwestorzy chyba nie podejmują decyzji po lekturze "The Sun".

Ale ja musiałam podjąć ostre kroki. Kontynuacja będzie, jednak nie zamierzam tego eskalować, bo samoumartwianie się Łodzi nie pomoże. Zresztą, komentarze pod tekstem na stronie "The Sun" negatywne dla Łodzi nie były. U nas inaczej, bo jest coś w tym, co mówi Eryk Mistewicz, że Łódź sama lubi się "lynchować".
Rozmawiał Marcin Darda

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki