Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Hanna Zdanowska odejdzie z PO?

Marcin Darda
Marcin Darda
Rok 2010. Łódź właśnie wybrała prezydent Zdanowską. Radość Cezarego Grabarczyka bardzo szczera.
Rok 2010. Łódź właśnie wybrała prezydent Zdanowską. Radość Cezarego Grabarczyka bardzo szczera. Krzysztof Szymczak
Pięć lat temu Hanna Zdanowska startowała po fotel prezydenta Łodzi trochę jako uboczny produkt konfliktu Grabarczyk - Kwiatkowski. Dziś jest rzeczywistym liderem PO. Liderem, który obmyśla jak się z tą PO rozstać...

Hannie Zdanowskiej na fotelu prezydenta Łodzi stuknęło właśnie 5 lat. Startowała z pozycji szefowej łódzkiej PO, ale de facto jako wasal Cezarego Grabarczyka. Teraz role się odwróciły: Zdanowska to okręt flagowy PO, popularniejszy od szyldu PO. Tyle tylko, że ten właśnie szyld może pociągnąć w dół jej wynik w kolejnych wyborach. Stąd też pojawiają się scenariusze jej odejścia z PO.

5-lecie rządów to jednocześnie historia jej politycznej emancypacji - jako prezydenta, i jako szefowej partii. Bo przecież kandydatką na prezydenta została Zdanowska tylko formalnie jako lider lokalnego środowiska, ale de facto jako postać zastępcza - produkt uboczny konfliktu między Cezarym Grabarczykiem i Krzysztofem Kwiatkowskim. Ostatecznie w wyborach na szefa PO w Łodzi nie wystartował żaden z nich, lecz właśnie Zdanowska, której ówczesną pozycję dobrze oddaje symbolika wieczoru wyborczego w 2010 r. - pisaliśmy wówczas, że Grabarczyk wprowadził swoją uczennicę na salę, niczym ojciec wiodą cy córkę do ołtarza. Potem ruchy prezydent odczytywane były jakopróba wybicia się na niepodległość od „nadburmistrza” Grabarczyka, acz wszelkie odmienności poglądów między nimi traktowano co najwyżej w kategoriach „ustawki”. Ale już w zeszłym roku Grabarczyk miał się żalić jednemu z łódzkich posłów: „ona mnie w ogóle nie słucha”.

Dziś polityczne „ojcobójstwo” jest już faktem. Podczas głosowania zarządu łódzkiej PO, gdy chodziło o odsunięcie marszałka Witolda Stępnia, jego zwolennik Grabarczyk przegrał głosowanie 14:2. Sam nie głosował, urażony wyszedł wcześniej. Co dalej? Od roku mgliście, a od kilku tygodni coraz bardziej intensywniej, w eterze pojawiają się pogłoski, jakoby Zdanowska miała wziąć rozwód również z PO i wejść na ścieżkę Rafała Dutkiewicza, prezydenta Wrocławia od 2002 r. Sukces Dutkiewicza wziął się stąd, że jest bezpartyjny i na tyle sprytny, że umiejętnie zbudował własne zaplecze, które wchodzi w koalicje z partiami.

Rozmawiamy z Hanną Zdanowską. Prezydent tradycyjnie deklamuje wyuczony refren, „że jest samorządowcem”, ale wszelkim pogłoskom o rozwodzie zaprzecza. 10 minut wcześniej rozmawialiśmy jednak z politykami z jej otoczenia. „Tak, rezygnacja z szefowania PO w Łodzi wchodzi w grę. Wyjście z partii? Na pewno nie jest to scenariusz na teraz, ale w przyszłości wszystko może się zdarzyć”. Przy czym przyszłość, to powiedzmy 2017 rok, może 2018. Przed najbliższymi wyborami...

Sprawa wygląda zatem tak: scenariusz odejścia Zdanowskiej z PO rzeczywiście istnieje, ale jest kwestią dość skomplikowaną, a przyczyn jest kilka. Po pierwsze, by zostać prezydentem na kilka kadencji, nie wystarczy już praktyka ukrywania przynależności partyjnej, co prezydenckie zaplecze opanowało nieźle. Myśl o pozbyciu się szyldu partyjnego wywodzi się oczywiście stąd, że trudno z nim o pogłębienie wizerunku „apolitycznej gospodyni”. Druga sprawa to fakt, że także poparcie dla PO szybuje w rejony 10 proc.

Ale sprawa odejścia z partii prosta nie jest, bo całe zaplecze Zdanowskiej to właśnie PO. Żeby z partii mógł odejść jej lokalny okręt flagowy, to odejście musi być dobrze przygotowane. A tak się składa, że w ciągu dwóch lat odbędą się wybory szefa regionu PO. Na to nakłada się kontekst rozpadu tandemu Andrzej Biernat - Cezary Grabarczyk, który przez lata trząsł regionem PO. Do Grabarczyka należała Łodź, Biernat rządził resztą regionu. Teraz, jeśli wierzyć nieoficjalnym komunikatom, mający kłopoty wizerunkowe Biernat zapowiedział, że nie będzie ponownie startował na szefa regionu. Zaś ekipa Zdanowskiej jest głęboko skonfliktowana z dawnym mentorem, Grabarczykiem. Raz, że czują się oszukani rozegraniem przez niego sprawy miejsc na liście do Sejmu, dwa, że Grabarczyk broni marszałka Witolda Stępnia, którego frakcja Zdanowskiej chce odwołać. Tło konfliktu, co jest w partyjnych wyrzynankach PO nowością, o dziwo, jest merytoryczne, bo chodzi o podział kasy na rewitalizację i zwiększenie finansowego zaangażowania województwa w łódzkie lotnisko.
Mamy zatem kumulację: by odejść z PO i spokojnie kandydować jako bezpartyjna, Zdanowska musi zabezpieczyć tyły: mieć swojego szefa PO w Łodzi, bo to kluczowe dla zdobycia większości w Radzie Miejskiej, mieć swojego szefa regionu PO, bo to m.in. wpływ na obsadę stanowiska marszałka i wreszcie mieć swojego marszałka, by nie było problemów, jakie Zdanowska ma dziś m.in. z przepływem unijnej kasy. To operacja rozciągnięta na dwa najbliższe lata, ale jest problem personalny ze stanowiskiem szefa regionu PO. Fotel ten obsadzał zawsze jakiś poseł: Iwona Śledzińska-Katarasińska, Grabarczyk, Biernat. Dla terenu PO to szalenie istotne, bo każdy z nich zawsze stanowił dla powiatów autorytet. A to poklepał na partyjnym grillu po plecach, a to obiecał obwodnicę, w każdym razie był kimś. Kto może być autorytetem dla pozałódzkiej rodziny PO, skoro rosnąca w siłę frakcja Zdanowskiej nie chce ani Biernata, ani Grabarczyka?

Najlepszą kandydatką byłaby sama Zdanowska, prezydent stolicy województwa, która bierze miasto w I turze. To by ją wzmocniło w PO, ale utrąci w oczach wyborcy, dla którego chce być „bezpartyjnym gospodarzem”. Sama zatem musi znaleźć zastępcę, może zastępczynię. Kogoś, kto byłby autorytetem, jednocześnie nie będąc Grabarczykiem. Na tę sytuację nakłada się ciężka relacja z marszałkiem. To nominat Biernata i Biernat uratował mu stanowisko, gdy frakcja Zdanowskiej na posiedzeniu zarządu regionu PO złożyła wniosek o wycofanie Stępniowi rekomendacji marszałkowskiej. Po prostu nie wziął udziału w głosowaniu, a remis 7:7 w głosowaniu oznacza wniosek nieskuteczny. To zresztą paradoks, bo Biernat i Zdanowska w wyborach na szefa partii oboje grają na Grzegorza Schetynę, ten zaś miał zagwarantować prezydent, że „Andrzej w głosowaniu na zarządzie w sprawie Stępnia zachowa się jak trzeba”. Cóż, wyszło, że „jak trzeba” oznaczało ratowanie marszałka.

Zdanowska zdaje się jendak powoli sejmik przejmować. Na ostatniej sesji było to widać jak na dłoni: dziennikarze rozmawiali z szefem klubu PO i dyrektorem jej biura Tomaszem Piotrowskim, a Stępień grzecznie czekał na swoją kolej. A w kuluarach to Piotrowski negocjował z wicemarszałkiem Dariuszem Klimczakiem (PSL) kwestię lotniska, marszałka doproszono później. Konkludując jednak, to byłby tylko jeden scenariusz: bezpartyjna Zdanowska z poparciem PO, pozbawionej większych wpływów Grabarczyka i Biernata.

Drugi scenariusz można nazwać „konstantynowskim”. W Konstantynowie Łódzkim od lat rządzi burmistrz i radni Konstantynowskiego Porozumienia Samorządowego. I burmistrz, i większość KPS, to członkowie PO, ale pod szyldem PO nie startowali nigdy. Gdyby taki scenariusz przyjąć, kandydowałaby bezpartyjna Zdanowska z poparciem lokalnego komitetu, w którym są kandydaci na radnych należący do PO, ale startujący bez partyjnego logotypu. Ten scenariusz byłby politycznie bardzo pojemny, bo daje możliwość pójścia szerszym frontem. Do bezpartyjnego komitetu można by przytulić koalicjantów z SLD, którym ich szyld partyjny też przestaje się opłacać, a może do wyborów w ogóle zniknie. To jest też scenariusz dający samej Zdanowskiej jeszcze głębsze możliwości polityczne.

Dziś kreująca się na apolityczną gospodynię miasta Zdanowska, już nie tylko musi schodzić z kolizyjnego kursu względem opozycji z PiS i nie tylko po to, by zyskiwać dla siebie wyborców PiS, tak jak było w wyborach przed rokiem. Ona musi myśleć w jakiejś mierze... o koalicji z PiS. Bo to od rządu PiS zależy dziś z jaką determinacją on się będzie starał o organizację w Łodzi rewitalizacyjnej wystawy Expo w 2022 r. Ta wystawa i związane z nią profity dla miasta to dziś dla Zdanowskiej racja stanu, a decyzja zapadnie przecież za rok czy dwa. A spoglądając na polską scenę polityczną dziś, koalicja PO z PiS, nawet w samorządzie jest po prostu niemożliwa. Ale koalicja PiS z bezpartyjną prezydent i jej środowiskiem? Czemu nie? Tak się może stać po wyborach z wygranym Expo w kieszeni. A jeśli Expo przepadnie, to i tak pozostaje scenariusz „bezpartyjnej kandydatki”, tylko popieranej przez PO.

współpraca: Piotr Brzózka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki