Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Harry Potter i partia PiS

Marcin Darda
"Arkadiusz Mularczyk (Ruch Poparcia Zbigniewa Ziobry) z sejmowej mównicy przekonywał wczoraj, że trzeba wszcząć proces impeachmentu prezydenta Bronisława Komorowskiego. Jego zdaniem prezydent skompromitował się ostatecznie, negując wersję rosyjskich ekspertów, jakoby tupolewa, który rozbił się przed pięcioma laty pod Smoleńskiem, wcale nie uziemiło rozpylenie helu przez amerykańskie specsłużby.

Riposta prezydeckich fighterów była błyskawiczna. Grzegorz Schetyna, lider Unii Odrodzenia Prawdziwych Liberałów, zagroził Mularczykowi Trybunałem Konstytucyjnym, a wicepremier Janusz Palikot oświadczył, że jego Nowoczesne Państwo nie będzie się w spór mieszać. Ale co ciekawe frontman lewego skrzydła partii Palikota, czyli Ryszard Kalisz dosyć twardo przyznał, że sprawę należy głęboko przeanalizować. Głosu nie zabrał Jarosław Kaczyński, lider PiS, który gasi partyjny spór o przegrane wybory do europarlamentu, ani Leszek Miller, szef koła SLD, który zachowuje dobry humor mimo odebrania mu statusu szefa klubu, bo jego szyld przez mijającą kadencję stracił właśnie jedenastego posła na rzecz Palikota. Ustępujący premier Donald Tusk zachował zimną krew, mimo że ma z Komorowskim i Schetyną niewyrównane rachunki.

Tylko Waldemar Pawlak jest spokojny. Stwierdził, że rozpylony hel to dla niego temat zastępczy. Realny i potrzebny temat to rozmowa o nowej koalicji, a jego kanapowe PSL może być spokojne o wpływ na władzę".

Tak może wyglądać polityczny epilog za cztery lata, na koniec kadencji Sejmu, która wczoraj oficjalnie się rozpoczęła. A nim się rozpoczęła, Polska zobaczyła, że nie jest już tak, jak lubili opowiadać politolodzy, że kraj podzielił się na obozy PiS i PO. To znaczy, oni być może mają jeszcze rację, ale nieco w innym sensie. W takim, że owszem, Polska się dzieli, ale na PO, oraz to, co zostaje z PiS lub to co wyrośnie z tego, co właśnie PiS opuściło. Przecież Platforma to wciąż monolit.

Przynajmniej z zewnątrz. Bo wewnątrz jest Donald Tusk, potem długo nic, a następnie Grzegorz Schetyna z Bronisławem Komorowskim w roli przytakiwacza kuluarowego i Cezary Grabarczyk ze spółdzielnią. Ale z drugiej strony... Schetyna jest zbyt mądry, żeby nie wiedzieć, iż jeśli nie przyjmie propozycji Tuska i odejdzie z PO, to o władzy może zapomnieć. Przecież Tusk usunął go z pozycji marszałka Sejmu, bo w politycznym mariażu prezydent i druga osoba w państwie, którą znów byłby Schetyna, stanowiliby dynamit, który mógłby niebawem Tuska wysadzić. Schetyna pewnie nie odejdzie, ale dziś sama jego obecność w PO pogłębia jej podziały.

Co innego PiS. Zbigniew Ziobro i jego ekipa od początku grali nie na odejście z PiS, ale na ich wyrzucenie. To ma być sygnał dla elektoratu PiS, że skoro to oni chcieli "demokratyzacji" PiS, a to słowo ma być znakiem równości między nazwą partii a zwycięstwem w jakichkolwiek wyborach, to ma ów elektorat postawić na nich. Ziobro głupi nie jest, wie, że poparcie ojca Rydzyka nie może się skończyć na założeniu jedynie klubu parlamentarnego. Pytanie tylko, ile dusz uda mu się ukraść z PiS. Doświadczenia pokazują, że ci, którzy próbowali robić coś pomiędzy PiS a PO (Polska Plus, PJN) niepotrzebnie tylko inwestowali w kampanię. Także Marek Jurek, który ustawiał się na prawo od PiS, dziś już nic nie znaczy. Ale Ziobro z poparciem Rydzyka i trzema latami zapasu do wyborów samorządowych może PiS nieźle uszkodzić. Ziobro to także ucieleśnienie mitu politycznego Harry'ego Pottera. Jeśli zyska młodzież, PiS może stać się niszową partią smoleńską.

Jest tylko pytanie, czy także partią w odwrocie, jaką jest dziś SLD. Ma najmniejszy klub w historii, a na dodatek rządzi nim Leszek Miller. Z jednej strony to dobrze, bo w przeciwieństwie do Grzegorza Napieralskiego potrafi wyartykułować to, o co chodzi SLD. Ale z drugiej strony fakt, że SLD ma już coraz mniej do wyartykułowania, to także zasługa Millera i pogrobowców lewicy postpezetpeerowskiej, bo z nimi się dziś kojarzy SLD, a nie z wciąganiem na maszt polskiej flagi obok flagi UE.

Oni dziś wydają się być skazani na wesele z Palikotem. Ceremonia pewnie byłaby smutna, ale bardziej perspektywiczna niż staropanieństwo i śmierć Sojuszu w zapomnieniu. Tym bardziej że Palikot w swej lewicowej partii potrzebuje lewego skrzydła. Na gadaniu o legalizacji marihuany czy zdejmowaniu krzyża Palikot daleko nie zajdzie, bo ani nikt marihuany nie zalegalizuje, ani krzyża nikt nie zdejmie. Potrzebuje lewicy ekonomicznej, dobrze kojarzonych starych wyjadaczy, jak choćby Kalisz. I tym trzeba dziś tłumaczyć chęć Palikota po sięgnięcie do sejmowej zamrażarki po jego stare projekty ustaw z komisji Przyjazne Państwo. On chce przestraszyć i zmiękczyć SLD. SLD, które może tej kadencji nie przetrwać , a PiS wyjdzie z niej mocno pobijane i z konkurencją na karku.

Marcin Darda

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki