MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Historia i obyczaje: Kiedy Galerią był Central

Anna Gronczewska
Napis "Central" z daleka informował przyjezdnych, gdzie znajduje się jedna z najsłynniejszych skarbnic handlowych Polski Ludowej.
Napis "Central" z daleka informował przyjezdnych, gdzie znajduje się jedna z najsłynniejszych skarbnic handlowych Polski Ludowej. fot. archiwum
W latach 70. i 80. ciągnęły tu autokarami na zakupy mieszkańcy prawie z całej Polski. I nic dziwnego, bo niewiele było wtedy w Polsce miejsc, gdzie można było kupić takie cuda techniki jak radziecki kolorowy telewizor Rubin albo, też radziecką, lodówkę typu "Mińsk"

Kiedy w 1972 roku twierano "Central" tłumy były tak wielkie, że każdego dnia wstawiano szyby. Na etacie był zatrudniony nawet szklarz. Wiesława Kołek w "Centralu" pracuje od chwili jego otwarcia, czyli 37 lat. Najpierw była sprzedawczynią na stoisku z konfekcją męską. Potem pracowała w kadrach, księgowości, była wiceprezesem, a od trzech lat jest prezesem zarządu Domu Handlowego "Central".

- Nasz "Central" pełnił taką rolę jak dziś "Galeria Łódzka" - mówi Wiesława Kołek.

Pomysł wybudowania wielkiego domu handlowego, który obsługiwałby nie tylko aglomerację łódzką pojawił się na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Na granicy Śródmieścia i Górnej działał już od 1967 roku "Uniwersal" należący do Domów Towarowych Centrum. Władzom łódzkiego "Społem", czyli spółdzielni spożywców, zamarzył się podobny dom handlowy. Szybko zyskały aprobatę lokalnych władz. Na rogu ul. Piotrkowskiej i al. Mickiewicza rozpoczęto budowę "Centralu". Obok powstał wieżowiec, w którym swoją siedzibę miał łódzki oddział "Społem". Wreszcie w sierpniu 1972 roku mieszkańcy Łodzi otrzymali nowy dom handlowy.

Wiesława Kołek pamięta, że "Central" otwierany był dwa razy. 28 sierpnia nastąpiło otwarcie dla władz partii i miasta. Była wstęga, kwiaty, przemówienia. Dzień później "Central" otwarto dla klientów. Szybko stał się on najpopularniejszym sklepem nie tylko w Łodzi, ale w całej Polsce. Na parkingi znajdujące się w miejscu, gdzie dziś stoi m.in. Silver Screen, zajeżdżało codziennie kilkadziesiąt autokarów z rejestracjami z całej Polski. Czemu "Central" zawdzięczał taką popularność?

- Ludzie kupili tu towar jakiego nie było w innych sklepach w całej Polsce - wyjaśnia Wiesława Kołek.
Wielka w tym zasługa pierwszego prezesa "Centralu", nieżyjącego od trzech lat Lecha Sosnowskiego, wcześniej szefa "Społem" na Górnej.

- Był to człowiek, który wyprzedził swoją epokę - mówi Anna Domańska, pracownica "Centralu" z 25-letni stażem, dziś jego wiceprezes ds. marketingu i reklamy. - Był świetnym handlowcem, menedżerem. Miał też znakomite układy i znajomości, co w tamtych czasach nie było bez znaczenia.

W Polsce obowiązywała polityka nakazowo-rozdzielcza, ale prezesowi Sosnowskiemu udawało się wyjść poza rozdzielnik i załatwiać więcej towaru niż ten, który "Centralowi" przysługiwał. Szefowie innych dużych sklepów mieli nieraz o to pretensje. Prezes Sosnowski szukał dostawców poza granicami kraju, m.in w NRD i ZSRR. W "Centralu" można było kupić radzieckie telewizory, i szampan, enerdowskie zegarki, chałwę, czekoladę z orzechami, mydła i szampony o zapachu świeżego jabłuszka. W innych sklepach i domach handlowych towar deficytowy.

- Można było kupić u nas chińskie zabawki i ubrania dla dzieci - mówi prezes Wiesława Kołek. - Pamiętam piękne, chińskie sukieneczki dla dziewczynek, które rozchodziły się jak świeże bułeczki.
Oczywiście nawet w "Centralu" te artykuły kupowało się nie bez kłopotu.
Wiesława Kołek wspomina, że przez wiele lat dzień w "Centralu" rozpoczynał się podobnie. Gdy o godzinie 8.00 otwierano drzwi sklepu był pisk, krzyk, przepychania. Kiedy klienci byli już w środku, przez chwilę stali zdezorientowali. Nie wiedzieli gdzie iść: schodami ruchomymi czy zwykłymi, na piętro czy do piwnicy, gdzie sprzedawano sprzęt AGD.

W kolejnej dekadzie PRL-u, czyli latach osiemdziesiątych pojawiły już listy kolejkowe. Ich przewodniczący skrupulatnie odliczali kolejność, a gdy dostarczono zbyt mało pralek lub telewizorów, to żądali od kierownika stoiska informacji jak wielka była dostawa. Nie mogła "zniknąć" nawet jedna sztuka.

Lech Sosnowski, by powiększyć asortyment nawiązał m.in współpracę z podobnym do "Centralu" domem handlowym w Lipsku. Pięciu pracowników z Łodzi pojechało tam na staż. Tyle samo Niemców z NRD zjawiło się w "Centralu'.

- Ten dom handlowy w Lipsku był bardzo podobny do naszego, tylko miał pięć pięter - wspomina Wiesława Kołek, która była na stażu w NRD.

Wielką atrakcję "Centralu" stanowiły ruchome schody, choć nie były pierwsze w mieście, bo od kilku lat podobnymi jeździło się w "Uniwersalu".

- Do "Centralu" przychodziły całe rodziny - wspomina Wiesława Kołek. - Rodzice robili zakupy, a dzieci okupowały ruchome schody.

Joanna Janicka miała dziesięć lat, gdy przyszła z mamą na zakupy do "Centralu". Pamięta, że była zachwycona.

- Bałam się trochę tych schodów - wspomina. - Największe kłopoty miałam z wchodzeniem na nie, a potem zejściem.

Z "Centralem" wiąże się jeszcze jedno zdarzenie z jej życia. Marzyła o wrotkach. Po wielu namowach mama zgodziła się je kupić. Joasia już wyobrażała siebie na wrotkach, jak jeździ na nich po uliczka swojego osiedla na Widzewie. Szczęśliwa pojechała z mamą tramwajem do "Centralu". Stoisko ze sprzętem sportowym było na drugim piętrze. Na parterze mama spotkała znajomą. Ta opowiedziała jej o dziewczynce, która zabiła się na wrotkach...

- Tak skończyły się moje marzenia o wrotkach, zamiast nich mama kupiła mi piłkę do siatkówki - śmieje się dziś Joanna.
Wielu łodzian pamięta też pewnie charakterystyczną, podświetlaną reklamę zdobiącą przez lata budynek "Centralu" - wizerunki pani i pana, którzy byli ubierani od góry do dołu.

- Rzeczywiście, wiele osób wspomina nam o tej reklamie - śmieje się Wiesława Kołek. - Została zdjęta przy remoncie. Kto wie, może do niej powrócimy?

Anna Domańska pracowała na stoisku z konfekcją damską. Pamięta, że gdy tylko przyszedł towar, na przykład z płaszczami damskimi, tzw. prochowcami, to znikały natychmiast.

- Nikt nie pytał o rozmiar ani gatunek - mówi Anna Domańska. - Nie było też żadnych reklamacji. Trzeba też pamiętać, że często te wszystkie artykuły kupowali handlarze. Płaszcze i bluzki trafiały potem na bazar.

Przed "Centralem" dwa, trzy razy w tygodniu organizowane były pokazy mody. Prowadził je Janusz Guz. Grała orkiestra, występowały znane zespoły, piosenkarze. Śpiewały tu "Filipinki", Kazimierz Kowalski, Krzysztof Cwynar, Krystyna Giżowska. Co jakiś czas pracownicy domu handlowego pakowali na ciężarówkę garnki, ubranie, buty i jeździli handlować nimi do zakładów pracy w różnych regionach kraju.

Pod koniec lat 80., po drugiej stronie al.Piłsudskiego, rozpoczęto budowę Centralu II, który miał być przeznaczony na cele gastronomczne. Jednak gdy w końcu, w 1992 roku, otwarto tam Central II nie było w nim żadnej restauracji czy kawiarni. Można było za to kupić odzież i buty. Dziś "Central" wydzierżawia te pomieszczenia. Jest tam klub fitness, poczta, market sprzedający chińską odzież, a na dole banki.

Kawiarni nie ma już też na trzecim piętrze "Centralu". Urządzono tam biura. Mimo upływu lat ten jeden z najstarszych łódzkich domów handlowych nie narzeka na brak klientów, choć stoisk jest dziś w nim mniej.

- Gdy powstała "Galeria Łódzka", obroty zmniejszyły się o 10 procent, ale po dwóch, trzech miesiącach wszystko wróciło do normy - zapewnia Wiesława Kołek. Cieszy się też, że młodzi łodzianie, tak jak kiedyś ich rodzice dalej umawiają się na spotkanie przed poczciwym, starym "Centralem".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki