Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia spotkań ŁKS z Cracovią ma ponad sto lat. Krakowska piłka à la ŁKS

R. Piotrowski
Wideo
od 16 lat
W sobotę ŁKS zmierzy się z Cracovią. To ligowy klasyk i nie ma w tym stwierdzeniu ni krzty przesady, przecież o konfrontacji starych futbolowych firm głośno bywało jeszcze przed wojną.

Rywalizowały przed Wielką Wojną, rywalizowały i po odzyskaniu niepodległości. Do pierwszego spotkania w ramach mistrzostw Polski, jeszcze przed wprowadzeniem w kraju znanego nam systemu ligowego, doszło 28 sierpnia 1921 roku. Było to także premierowe spotkanie ełkaesiaków w pierwszych ukończonych mistrzostwach Polski, bo rozgrywki w roku 1920 przerwano z powodu wybuchu wojny z Rosją bolszewicką. Kilkanaście miesięcy po „Cudzie nad Wisłą”, gdy futboliści wrócili z frontu, nic nie stanęło na przeszkodzie, by mistrzostwa w piłce nożnej nie tylko rozpocząć, ale i doprowadzić je do szczęśliwego finału.

Tu resory, tam bryka

Łodzianie byli w Krakowie skazywani na porażkę i trudno mieć o to do ówczesnych ekspertów pretensje, należy bowiem przyznać z pokorą, że w tamtym czasie oba zespoły dzieliła różnica co najmniej jednej klasy. Dlaczego?
Ełkaesiacy dopiero uczyli się poważnej piłki, na domiar złego zmagali się z problemem braku boisk, wszakże nowoczesny Park Sportowy przy al. Unii 2 powstanie w Łodzi dopiero trzy lata później. Z tego też powodu łodzianie gościli rywali na przykład na boisku wewnątrz wybudowanego jeszcze w 1888 roku toru kolarskiego mieszczącego się w Parku Helenów.
„Goście łódzcy, jak w ogóle wszystkie kluby sportowe z byłych zaborach rosyjskim i pruskim, grą swoją daleko jeszcze stoją poza poziomem gry, na jakim stoją kluby małopolskie” – oceniała łodzian prasa.

A Cracovia? Ta, podobnie jak i lwowska Pogoń, była wówczas dla reszta krajowej stawki niedoścignionym wzorem. Jeśli kogoś ciekawi geneza pojęcia „krakowskiej piłki”, co interesujące dla nas jest dziś o tyle, że rozmaici eksperci używają go w kontekście stylu gry podopiecznych trenera Kazimierza Moskala, to podpowiemy, że u jego źródeł leży właśnie tamta Cracovia..

Zapatrzone w futbol naddunajski „Pasy” postawiły na początku XX wieku na technikę i finezję. Styl gry Cracovii charakteryzował się swoistą elegancją, słynął zaś z czegoś, co przed wojną nazywano „hyperkombinacją”, a co złośliwi ochrzcili systemem stu podań, bo nierzadko tyle wymienili wpierw krakowianie nim Józef Kałuża lub Leon Sperling rąbnęli piłkę do siatki. Brzmi znajomo?
„Zupełne opanowanie piłki, szybkość, zręczność, spokój i rozumna taktyka, oto cechy tej gry – charakteryzował grę „Pasów” w latach 30. Tadeusz Kudliński, wielki kibic „Pasów”. Cytując ówczesnych: w Krakowie wtedy już resory, a w ŁKS jeszcze stara bryka.

Porażka o zapachu gulaszu

Ta pierwsza mistrzowska konfrontacja ŁKS-u z Cracovią, rozegrana prawie sto lat temu, była w istocie starciem Dawida z Goliatem. Niespodzianki nie było. Na boisku „Pasów” ełkaesiacy dostali surową lekcję futbolu, a choć po golu Józefa Kałuży (to przy ulicy jego imienia stoi obecny obiekt krakowskiego klubu) ełkaesiacy odpowiedzieli błyskawicznie, bo już kilkadziesiąt sekund później (do wyrównania doprowadził albo Stanisław Kowalski, albo Zygmunt Lange), w kolejnych minutach przewaga gospodarzy nie podlegała dyskusji, cały zaś mecz podopieczni Imre Pozsonyi’a, który niedługo potem otrzyma angaż w słynnej FC Barcelonie (sic!), wygrali aż 7:1.

Romantyczny był to futbol. Dziwny był to futbol. Uprawiali go zdeklarowani amatorzy godzący sportowe pasje z pracą zarobkową. Nie było w nim premii za zwycięstwa, opieki fizjoterapeutów, czy choćby transmisji radiowych (bo o telewizyjnych nikt wówczas nie śnił); nie było w nim też tyle, co dziś splendoru, nie było i medialnego szumu, a jednak o wyczynach futbolistów tak na krakowskich Błoniach, jak i na Piotrkowskiej w Łodzi, rozprawiali godzinami starzy i młodzi. Tamten futbol miał zapach wołowej skóry (bo z takiej produkowano ciężkie buciska do gry w piłkę nożną), aromatycznego tytoniu (kłęby bladoszarego dymu wypluwała w trakcie meczów cała bez mała trybuna), słodkiej lemoniady i ciepłego gulaszu, którym kibicowska brać raczyła się ochoczo chociażby przy okazji meczów Cracovii.

Kraków na pomoc

ŁKS wysoko przegrał na boisku „Pasów” w 1921 roku (krakowianie zdobędą później swój pierwszy z pięciu mistrzowskich tytułów), ale rozkochana w drużynie „czerwonych” Łódź, bo tak przed wojną ze względu na kolor koszulek nazywano ełkaesiaków, nie zasypiała gruszek w popiele. Łódzki Klub Sportowy wziął się do pracy i wkrótce zdołał zasypać przepaść dzielącą go od „ideału nad ideałami”, jak w kraju nazywano niekiedy grę Cracovii.

Nie byłoby to możliwe bez zaangażowania… krakowian. Prezes Tomasz Salski zażartował niedawno, że to, co dobre w ŁKS pochodzi ostatnio spod Wawelu (patrz: trener Kazimierz Moskal, dyrektor sportowy Krzysztof Przytuła, a należy pamiętać i o urodzonym w tym mieście Patryku Brylę) i nie inaczej było na początku XX wieku. To przecież Bernard Miller, pierwszy kapitan Cracovii, po przeprowadzce do Łodzi uczył ełkaesiaków futbolu; to przecież inna legenda krakowskiej piłki, Adam Obrubański, na przełomie drugiego i trzeciego dziesięciolecia wpajał łodzianom krakowską filozofię gry.

Nauka nie poszła w las. Pierwsze ligowe zwycięstwo nad potentatem ełkaesiacy odnieśli już pod koniec lat 20., wygrywając 2:1 po golach Romana Jańczyka i Stefana Sowiaka, z kolei w latach 30. ełkaesiacy potrafili trzykrotnie ograć „Pasy” w lidze, co ciekawe za każdym razem różnicą aż trzech goli (4:1 w 1931 roku, 4:1 w 1932 i 3:0 w 1934).

Dreszczowiec sprzed 10 lat

Po drugiej wojnie światowej z czterdziestu rozegranych w tym okresie spotkań, łodzianie wygrali czternaście, z kolei krakowianie górą byli w trzynastu pojedynkach. Obecni kibice zapewne mają jeszcze w pamięci słynny wygrany z Cracovią 4:3 mecz rozegrany dziesięć lat temu, którego jednym z bohaterów został Rafał Kujawa. Po raz ostatni z trzech punktów na stadionie Cracovii ełkaesiacy cieszyli się natomiast w 2011 roku. Gola na wagę trzech punktów zdobył wówczas dla gości Antoni Łukasiewicz, a trenerem łódzkiego beniaminka był wówczas Michał Probierz, czyli szkoleniowiec, który w najbliższą sobotę zamierza pokrzyżować plany ŁKS.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki