Prowadząca rejestr dłużników firma BIG InfoMonitor przygotowała raport o kondycji branży gastronomicznej w Polsce. W ramach badania "Wybrane wydatki Polaków" przepytała w kwietniu m.in. konsumentów z Łódzkiego. Wnioski nie są optymistyczne.
Okazuje się, że mieszkańcy Łódzkiego rzadko jadają "na mieście". Aż 41 proc. z nas w ogóle nie je poza domem i nie zamawia dowozów. Więcej takich osób jest na Podlasiu tam aż 53 proc. badanych czyli ponad połowa je tylko domowe dania, w województwach lubelskim i opolskim to 42 proc.
Średnio mieszkańcy Łódzkiego wydają na restauracje, bary i catering 116 zł 90 gr miesięcznie. To na tle Polski są wydatki przeciętne - mieszkańcy Pomorza zostawiają w restauracjach 207 zł 50 gr, Mazowsza - 180 zł 60 zł, ale np. na Lubelszczyźnie wąydaj tylko 68 zł 70 gr.
Z raportu BIG InfoMonitor wynika, że w skali Polski najwięcej wydają mieszkańcy wielkich miast - średnio 211 zł 30 gr miesięcznie, podczas gdy na wsi średnie wydatki wsi to tylko 91 zł. Nie jest to zaskoczeniem, podobnie jak różnice wynikające z płci. Więcej wydają mężczyźni niż kobiety (134 zł 80 gr wobec 117 zł 40 gr). To dlatego, że to oni wciąż częściej płacą rachunki i... częściej unikają stania przy kuchni.
W opinii klientów zarówno w Łodzi jak i w turystycznym miejscowościach regionupo bywa drogo. - Pojechaliśmy na jeden dzień do Spały, po kajakach w południe musieliśmy coś zjeść. Staraliśmy się oszczędzać, we dwie osoby wzięliśmy placek po zbójnicku na pół, do tego małe i duże piwo. Ale i tak zapłaciliśmy 85 zł - opowiada pani Monika z Łodzi.
Ale wysokie rachunki nie sprawiają, że branża kwitnie. Według BIG InfoMonitora zadłużenie gastronomii rośnie i na koniec marca przekroczyło miliard złotych. Rośnie też liczba dłużników - pod koniec kwartału było ich ponad 11 tys, o 580 więcej niż przed rokiem. I po raz pierwszy od kilkunastu lat liczba firm gastronomicznych w Polsce zmalała.
Michał Szałkowski, szef restauracji Doki w łódzkim kompleksie Off Piotrkowska przyznaje, że w ostatnich latach koszty prowadzenia biznesu gastronomicznego bardzo wzrosły, przez co wzrosły też ceny w menu. I osiągnęły już granicę akceptowalności przez gości.
- Odnotowaliśmy spadek liczby gości. Podwyżki cen rekompensują nam te straty, ale ilościowo jest gorzej niż było - mówi. Jak dodaje po pandemii przez jakiś czas widać było w lokalach ożywienie, bo ludzie byli spragnieni jedzenia poza domem. - Jednak to już spowszedniało i jest gorzej niż przed pandemią - przyznaje.
Izabella Borowska z branżowego portalu Jemy w Łodzi przyznaje, że w Łodzi wartość paragonów w ostatnim czasie wzrosła.
- Ale jeśli spojrzeć na ich skład to widać, że zamawiamy mniej. Ceny łódzkie bywają już porównywalne z warszawskimi, a wyjście do restauracji stało się zauważalnie droższe - mówi.
Borowska jest zdania, że mieszkańcy Łodzi chcą chodzić do lokali, ale zamiast pełnych obiadów w restauracjach wybierają np. śniadaniownie lub bistra gdzie za niższą cenę można mieć przyjemność jedzenia poza domem. To się zmieni, gdy będziemy zarabiać więcej. - Musimy zarobkami dogonić ceny w lokalach - zaznacza Izabella Borowska.
Jej zdaniem paradoksalnie jeśli zaczniemy się bogacić i częściej bywać w restauracjach... ceny mogą stać się bardziej przystępne. Łodzianie nie mają dziś dużych budżetów i oszczędzając, chodzą do lokali głównie w weekendy. W dni robocze restauracje zieją pustkami, a koszty personelu czy czynszu muszą ponosić. - W Warszawie w wielu miejscach kolejki przed lokalami nawet w tygodniu stoją od rana do wieczora. W takich miejscach marże i ceny mogą być niższe - wyjaśnia Borowska.
Gadżety i ceny oficjalnego sklepu Euro 2024
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?