Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ile zostało czerwieni w łódzkiej lewicy?

Marcin Darda
Czerwona Łódź zgodnie maszerowała kiedyś pod czerwonymi sztandarami.
Czerwona Łódź zgodnie maszerowała kiedyś pod czerwonymi sztandarami.
Czerwona Łódź? Dawno i nieprawda. Czerwony kolor Łodzi zszedł w praniu, czerwień wyblakła, zszarzała, zieleniała, a może nawet jest lekko niebieska lub blado-tęczowa. Jeśli 1 maja miałby być dla łódzkiej lewicy umowną chwilą poświęconą autorefleksji, to z roku na rok powodów do zadumy byłoby coraz więcej - nie tylko nad pozycją polityczną, ale i własną rolą w zmieniającym się świecie. Tyle, że nie łatwo o taką refleksję w dobie postępującego kryzysu idei, w szczególności w polityce partyjnej.

Gdyby przyjąć najbardziej prostacki klucz i założyć, że istotą polityki jest udział w sprawowaniu władzy, to nic nie pokazuje wymiernej siły danego środowiska lepiej, niż wyniki wyborów. W Łodzi formacje lewicowe od lat uzyskują lepsze rezultaty, niż wynosi średnia dla kraju, tyle że tendencja ta słabnie.

W wyborach parlamentarnych w 2011 r. SLD uzyskał w Polsce 8,24 proc., zaś w Łodzi - 9,68 proc. głosów. Dla porównania w 2007 r. koalicja SLD-SdPL-PD-UP zdobyła w Polsce 13,5 proc. a w Łodzi 18,35. Z kolei w 2001 r. sojusz SLD-UP zanotował na poziomie krajowym wynik 41,04 proc., zaś w Łodzi zdobył rekordowe 52,19 proc. poparcia. Lewica postkomunistyczna oparta na działaczach średnio-starszego pokolenia brała wtedy wszystko, a w kraju i w mieście kwitł w najlepsze mit czerwonej Łodzi.

25 maja głosowanie do europarlamentu. Swe listy zarejestrowało w Łodzi kilka formacji o bardziej lub mniej jawnie lewicowych konotacjach. Największe apetyty na sukces w postaci mandatu czynią sobie w SLD. Dariusz Joński mówi, że wystawia najsilniejszą listę od lat. Fakt - iście to celebrycka lista. Otwiera ją Weronika Marczuk, osobowość telewizyjna, była jurorka tanecznego show, Ukrainka z pochodzenia, była żona Cezarego Pazury i ofiara agenta Tomka na dodatek. Stawkę zamyka zaś Michał Bąkiewicz, gwiazda siatkówki. Widać założono, że każda droga jest dobra, byle prowadziła do celu i nie zmienią tego wrażenia zaklęcia Jońskiego ani nasycenie listy zasłużonymi działaczami. Wiele to mówi o SLD, który jest typową partią władzy, tyle że, na razie, niespełnioną.

Do miana lewicy aspiruje Twój Ruch Janusza Palikota, choć z różnym skutkiem - ciężko się zmieścić ideowo między etatyzmem i neoliberalizmem, podlewając to sosem antyklerykalnym, humanistycznym i Bóg wie, jakim jeszcze. W Łodzi koalicja Palikota i Aleksandra Kwaśniewskiego wystawia na pierwszym miejscu Ewę Wójciak, szefową teatru z Poznania, a więc również "spadochroniarkę", w kręgach pozaartystycznych najbardziej znaną z tego, że papieża Franciszka nazwała ch... em.

Politycznym liderem TR w Łodzi jest Krzysztof Makowski, kiedyś socjalista, później technokrata, dziś wolnorynkowiec pełną gębą. Możliwe, że z Palikotem nie miałby on nic wspólnego, gdy nie osobista klęska na łonie SLD przed kilku laty. Ograny przez Jońskiego Makowski wylądował na marginesie, z którego dźwiga się za pomocą lokalnych struktur partii Palikota. Tyle, że wiele osób zastanawia się, co właściwie Makowski, głowa rodziny wielodzietnej, robi w tym towarzystwie? W każdym razie w roli propagatora marihuany wypada słabo.

Łódzkie jest jednym z 5 okręgów, gdzie listę wystawi Partia Zieloni, a tak naprawdę dość szeroki front organizacji, często o lewicowym zabarwieniu, jak choćby Młodzi Socjaliści, PPS i Partia Kobiet. Żaden to paradoks, na świecie mówi się, że działacze kojarzeni z ekologią są jak arbuzy - z wierzchu zieloni, w środku czerwoni. Łódzką listę otwiera Mateusz Mirys z Młodych Socjalistów, człowiek który zasłynął organizując głośną na całą Polskę akcję bojkotu ubrań marki Reserved. Jest też na liście Izabela Desperak, znana łódzka feministka i Paweł Hajncel, antyklerykalny performer znany też jako "człowiek Motyl".

Jeżeli uznać, że partią lewicową jest Samoobrona, to odnotować należy jako symptomatyczną ciekawostkę, że Łódź jest jedynym miejscem, oprócz Olsztyna, gdzie Samoobronie udało się zarejestrować listę. Tyle, że ciężko coś więcej o tej liście powiedzieć, tak jak i o samej partii, która po śmierci Leppera odeszła na margines.

Mit czerwonej Łodzi zrodził się w specyficznych warunkach i nie jest to oczywiście historia najnowsza. W odróżnieniu od innych dużych miast Łódź powstała z niczego w dobie gwałtownej industrializacji i w duchu XIX-wiecznego kapitalizmu. Bez starej warstwy mieszczańskiej, za to z liczną grupą właścicieli i jeszcze liczniejszą rzeszą robotników. Mimo socjalnych działań części fabrykantów, warunki życia i pracy tysięcy osób napływających do miasta z okolicznych wsi i miasteczek były tragiczne. Była więc Łódź niemal laboratoryjnym środowiskiem dla rodzących się pod koniec XIX wieku ruchów robotniczych, zarówno piewców internacjonalistycznej wersji socjalizmu jak i lewicy niepodległościowej.

Już 1 maja 1892 r. łódzcy robotnicy postawili postulat 8-godzinnego dnia pracy. Był to początek wielkiego strajku zapamiętanego jako "bunt łódzki", w którym wedle różnych źródeł wzięło udział kilkadziesiąt tysięcy osób. Było to ledwie 3 lata po ustanowieniu przez II Międzynarodówkę dnia 1 maja świętem pracy i 6 lat po tym, jak postulat 8-godzinnego dnia pracy pojawił się w czasie wielkiego strajku w Chicago.

Żądanie to nie przestało być aktualne do roku 1905. Łódź stała się jedną z najważniejszych aren rewolucji w całym imperium rosyjskim. W latach 1905-07 przez miasto przetaczały się fale strajków, w których udział wzięły dziesiątki tysięcy robotników. W pamięć szczególnie zapadły krwawe wydarzenia z czerwca 1905 r., ochrzczone mianem "powstania łódzkiego", gdy na ulicach miasta doszło do starć robotników z wojskiem rosyjskim.

Bez wątpienia wydarzenia te, okupione krwią setek łodzian, były ważnym wkładem lewicy nie tylko w walkę o prawa pracownicze, ale i niepodległość Polski. Jednak ich mit wyraźnie przegrywa z kilkoma innymi, jak choćby z mitem Łodzi fabrykanckiej, a współczesna lewica partyjna nie dyskontuje skutecznie tamtego powstania. Jeśli ktoś się upomina o pamięć rewolucjonistów, to raczej takie środowiska, jak Krytyka Polityczna - opiniotwórcze, lecz niszowe.
Pierwsze wybory po odzyskaniu przez Polskę niepodległości wygrała w Łodzi Polska Partia Socjalistyczna a prezydentem został działacz PPS Aleksy Rżewski. Ogółem lewica rządziła Łodzią przez więcej niż połowę 20-lecia międzywojennego. Do dziś mówiąc o jej dokonaniach wspomina się głównie zainicjowanie programów budownictwa społecznego, silnie korespondujących z lewicującymi prądami w ówczesnej architekturze. Był to najbardziej palący problem do rozwiązania w mieście. Po I wojnie światowej sytuacja mieszkaniowa większości łodzian była fatalna, standardem w obskurnych czynszówkach był brak standardów. Na jedną izbę średnio przypadało 5 osób.

Trzeba jednak uczciwie przyznać, że problemu nie rozwiązano, mieszkania w miejscach takich jak osiedle Mireckiego okazały się za drogie dla zwykłych robotników, podobnie jak te budowane przez rządową spółkę Towarzystwo Osiedli Robotniczych. Na większą skalę z głodem mieszkań w Łodzi rozprawiły się dopiero władze PRL. Co nie zmienia faktu, że były to ponure czasy, w których Łódź była wtłaczana w schemat miasta robotniczego i czerwonego, a z drugiej strony była okrutnie eksploatowana przez władze centralne i być może faktycznie nielubiana, jak powiada wielu.

Jakkolwiek by to cynicznie nie zabrzmiało, transformacja ustrojowa przyniosła lewicy wymarzone warunki do działania - masowe bezrobocie, pogłębiające się enklawy biedy, rosnące rzesze elektoratu socjalnego. Postkomunistyczna lewica skorzystała z tego w specyficzny sposób - jeśli dziś miałaby doszukiwać się swojego największego sukcesu po 1989 r., to byłoby nim prawdopodobnie samo dojście do władzy. To w czerwonej Łodzi Leszek Miller wygrywał wybory, kontynuując marsz po teczkę premiera.

Obecni i byli politycy SLD wymieniają takie swoje sukcesy, jak montaż systemu ILS na lotnisku, czy budowę Manufaktury. Godne to podziwu, lecz do cna odarte z lewicowego rysu. To skuteczna polityka municypalna z wykorzystaniem korzystnego układu rządowego, lecz zupełnie oderwana od lewicowej, czy jakiejkolwiek innej myśli społecznej.

Na przełomie wieków Łódź miała trzech prezydentów z SLD - Tadeusza Matusiaka, Krzysztofa Panasa i Krzysztofa Jagiełłę, którzy jednakowoż niczym szczególnym w historii miasta nie zdołali się zapisać. Lewica miała też trzech trzech wojewodów - Andrzeja Pęczaka, Krzysztofa Makowskiego i Stefana Krajewskiego. Tego pierwszego zapamiętamy jako pysznego barona, któremu przytrafił się spektakularny upadek na oczach całej Polski. Kto wie, może montaż firanek w mercedesie Pęczka wygrałyby plebiscyt na najbardziej nośne medialnie wydarzenie w historii łódzkiej lewicy ostatniego ćwierćwiecza?

Z tamtych czasów pamiętamy też alfę romeo należącą do lewicowej Federacji Związków Zawodowych Przemysłu Lekkiego, którą podróżował jej szef Zbigniew Kaniewski. Jego zastępca bił się w pierś, że trzeba było kupić skodę, ale... nie wyszło. Jeśli ktoś mówił o ówczesnej lewicy "kawiorowa", to i łódzkie elity miały w tym udział.

Od tamtych czasów lewica pozostaje na marginesie. Na łódzkim podwórku Sojuszowi udało się przysiąść do władzy na kilka miesięcy, ale nie w wyniku wyborów, lecz referendalnego zamachu. Może dlatego trudno się oprzeć wrażeniu, ze w polityce partyjnej wszystko zostało podporządkowane zdobyciu władzy. Bo ile w staraniach o obniżkę czynszów jest empatii i wrażliwości, a ile politycznej kalkulacji? Ma chyba rację politolog Kazimierz Kik, znawca i człowiek lewicy, mówiąc o całej swojej formacji, że - niezależnie od partyjnego szyldu - jest bezideowa i płytka.

Obserwatorzy lewicowych środowisk w Łodzi przekonują, że jeśli gdzieś dziś dzieje się ferment, to nie w polityce partyjnej, lecz w niszowych organizacjach, niekoniecznie lewicowych z nazwy. Ale przecież lewicowość to też walka o równość płci i prawa mniejszości, wymalowanie buspasa, odebranie przestrzeni samochodom na rzecz pieszych i rowerzystów, rewitalizacja społeczna, walka o prawa lokatorów. W Łodzi taką pracą zajmuje się bardzo wiele osób, stowarzyszeń i organizacji, część pozostaje w katakumbach, często brnąc w lewackość, część próbuje swoich sił w polityce i samorządzie zbliżając się do mainstreamu.

Jedno trzeba łódzkiej lewicy przyznać - po ekscesach z czasów Pęczaka, odrobiono lekcję stylu. Z lewicą jest jak z Kościołem. Choć bogactwo nie jest grzechem, to skromność jest cnotą. Młode pokolenie łódzkich polityków nie patrzy na ludzi zza firanek mercedesów, unika ostentacji. Co najwyżej ostentacyjnie manifestuje brak skłonności do luksusu, jak choćby Joński deklarujący, że chodzi w garniturach za kilkaset złotych. Nie wszyscy to jeszcze rozumieją, dlatego politolog Rafał Chwedoruk mówił jakiś czas temu, że Joński zbierający głosy w biednych dzielnicach Łodzi jest dla lewicy cenniejszy niż Ryszard Kalisz brylujący w wysokonakładowych mediach. Oraz w luksusowym jaguarze - można dodać.

Rzecz bardzo charakterystyczna. Zapytaliśmy kilka osób doskonale znających łódzką lewicę, i tę instytucjonalną i tę społeczną, kto jest szefem lewicowego związku OPZZ w Łodzi. Nazwiska Magdaleny Michalskiej nie wymienił nikt. Owszem, OPZZ w Łodzi jest i działa, ale czemu nikt o tym nie wie?

Oczywiście rola lewicy ewoluuje, nikt od niej nie oczekuje dziś czynów rewolucyjnych. Świat nie jest urządzony tak, jak w XIX w., większość postulatów została dawno wywalczona, a współczesne formy wyzysku mimo wszystko nie wytrzymują konkurencji w porównaniu z tymi sprzed stu lat. Ciężko też trzymać się ortodoksyjnych wyobrażeń o walce o prawa pracownicze, gdy radykalnie zmieniła się struktura gospodarki, a 99 proc. firm stanowią małe i mikroprzedsiębiorstwa. Ale przecież dla tradycyjnej lewicy wciąż jest masa roboty, jeśli nie w zakładach, to przy prawodawstwie, praca intelektualna też nikomu by nie zaszkodziła.

Lewica instytucjonalna w swych poglądach gospodarczych wykonała zwrot liberalny. Czy to dla niej dobrze? Ci na lewicy, którzy uważają, że źle - nie mają wiele do powiedzenia. Doszło do zatarcia poglądów gospodarczych. W publicznej debacie lewica przebija się z odrębną narracją głównie w kwestiach światopoglądowych. Czasem dziwi, że lewica wikła się w spory o krzyże w szkołach, podczas gdy tysiące ludzi pracują na umowach śmieciowych. Ale cóż, może to nie jest taki prosty temat, jak przepychanka o pomniki, in vitro czy definicję płci...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki