Na pytanie: "Ilu masz przyjaciół?" jeden chłopiec odpowiedział: "Nie mam Facebooka". W międzynarodowych badaniach HSBC przepytano ponad sześć tysięcy uczniów polskich szkół w wieku od 11-18 lat. 10 proc. 11-latków stwierdziło, że w ogóle nie ma przyjaciół. Byli też tacy, którzy deklarowali, że mają 400-500 znajomych. Wyniki międzynarodowego badania HSBC analizują teraz eksperci z Instytut Matki i Dziecka w Warszawie. Psychologowie są w szoku.
- Dzieci wychowywane w erze internetu zatracają różnicę między światem realnym, a wirtualnym. Nie potrafią nawiązywać prawdziwych relacji międzyludzkich, natomiast doskonale radzą sobie w sieci. Potrzeby komunikacji realizują przez portale społecznościowe. To badanie pokazuje w jak dramatycznej kondycji jest nasze społeczeństwo - uważa Monika Kowalska, psycholog. - Widać, że zatraca się też pojęcie przyjaźni. Powinna zawiązywać się w oparciu o głębokie porozumienie, o wspólnotę celów, wartości i wspólne pomysły na życie, a nie na zasadzie bycia użytkownikiem tego samego portalu społecznościowego.
58 procent polskich nastolatków uważa jednak, że dzięki portalom społecznościowym, takim jak Facebook czy Twitter, nie czują się samotni. Tak jest w przypadku Kacpra, 14-letniego ucznia łódzkiego gimnazjum. Chłopak nie lubi bawić się na podwórku. W piłkę gra tylko w internecie, ale nie narzeka na brak przyjaciół.
Kacper ma konto na Facebooku od trzech lat. Przez ten czas zgromadził na nim 743 znajomych, ale na tym nie koniec. Lubi wyszukiwać w sieci ciekawe postacie. Jest fanem piłki nożnej, dlatego w "znajomych" ma kilkudziesięciu piłkarzy z całego świata.
Wszystkie części "Zmierzchu" obejrzał po kilka razy, dlatego zapisał się do grupy wielbicieli tego filmu. A dzięki Facebookowi ciągle poznaje nowych przyjaciół. Dzieli się z nimi swoimi problemami, zainteresowaniami, a nawet sprawami domowymi. To "przyjaciele" z Internetu wiedzą pierwsi o jego marzeniach, bolączkach i hobby. O tym, że nie lubi matematyki i na półrocze może być zagrożony, wiedziało kilkuset znajomych na Facebooku. Rodzice dowiedzieli się o tym po kilku miesiącach.
- Kiedy syn poszedł do szkoły, na początku szło mu świetnie. Lubił chodzić na lekcje, uczyć się, ale miał problemy w kontaktach z rówieśnikami. Zawsze trzymał się z boku, nie chciał wychodzić popołudniami na boisko. A przecież tak robią normalni chłopcy - opowiada pan Andrzej, tata Kacpra. - Syn siedzi cały czas przy komputerze. Choć wstyd się przyznać, na początku nam to pasowało. Nie musieliśmy szukać go po osiedlu, bo cały czas spędzał w swoim pokoju. Coraz bardziej się jednak o niego martwimy. Ciągle pytamy z żoną o koleżanki i kolegów. Chcielibyśmy, żeby przyprowadził kogoś do domu, żeby wyszedł pobawić się na podwórko. Ale nic z tego.
Na poprzednią gwiazdkę Kacper dostał nowy telefon z dostępem do Internetu. - Myśleliśmy, że to fajna pomoc do szkoły, kiedy będzie chciał coś sprawdzić. Skończyło się na tym, że Kacper zamiast pisać w zeszycie, cały czas siedział w szkole na Facebooku. Nie wiem, co tam robił przez tyle godzin, ale nauczyciele obniżyli mu za to sprawowanie na koniec poprzedniego roku. Kiedy się o tym dowiedzieliśmy, zabrałem synowi telefon - mówi tata Kacpra.
Coraz więcej mieszkańców naszego województwa nie umie wytrzymać bez internetu jednego dnia. Z sieci w Łodzi korzysta codziennie ponad 60 procent mieszkańców. 20 procent z nich spędza w sieci powyżej dwóch godzin dziennie. Są też tacy, którzy rezygnują z normalnego życia na rzecz internetu. Nie wszyscy zdają sobie jednak sprawę z uzależnienia.
Do Wojewódzkiego Ośrodka Leczenia Uzależnień przy ul. Pomorskiej w Łodzi rocznie zgłasza się zaledwie kilkudziesięciu mieszkańców Łódzkiego, którzy mają problem z uzależnieniem od internetu.
- To zdecydowanie za mało, ponieważ liczba uzależnionych z roku na rok wzrasta. To nałóg jak każdy inny. Wszystko bierze się z zaburzenia pulsów i popędów, ale w naszym społeczeństwie uzależnienie od internetu nie jest jeszcze postrzegane jako poważny problem. Niestety, każde uzależnienie może mieć bardzo poważne konsekwencje - ostrzega Piotr Szubański, kierownik ośrodka.
Terapia uzależnionego od internetu nie jest łatwa. Zwłaszcza w przypadku dzieci. - Dorośli rozumieją konieczność leczenia, choć zmagają się z silną wolą. Dzieci tego nie potrafią zrozumieć - mówi Henryk Bujacz, psychoterapeuta z Łodzi. - W takich przypadkach odcięcie dziecka od komputera musi być natychmiastowe. Nie można być alkoholikiem i trochę pić, tak samo nie można być uzależnionym od internetu i tylko trochę grać. Trzeba wytłumaczyć dziecku, że zabieramy mu komputer dlatego, że je bardzo kochamy, a nie, żeby zrobić mu krzywdę. Trzeba też zorganizować dziecku zajęcia zastępcze. To dla rodziców ciężka fizyczna praca, ale konieczna, żeby uzyskać rezultat.
Psychoterapeuci zalecają, żeby podczas terapii dziecka skorzystać z konwencji gry komputerowej, bo to może pomóc we wzajemnym zrozumieniu. - W grze dziecko dostaje zadania. Kiedy je wykona, jest chwalone, słyszy, że jest mistrzem. W życiu też trzeba dziecku dawać zadania i docenić je, nawet jeśli nie udało mu się zrobić tego idealnie - uważa Bujacz.
Z kolei Maciej, student kulturoznawstwa na Uniwersytecie Łódzkim, jest zdeklarowanym miłośnikiem gier komputerowych. Zawsze fascynowała go fantastyka: filmy, komiksy i oczywiście gry komputerowe.
- Jako miłośnik sztuk wizualnych zakochałem się w tych animacjach. Ale nie chodziło tylko o to. Ja - nie za wysoki chłopak, ubrany całkiem na czarno, z długimi włosami - nie do końca pasowałem do stereotypowego ucznia czy studenta. Zacząłem szukać ludzi takich jak ja, a w sieci okazało się, że są nas tysiące. Jestem wojownikiem, przez wiele lat zdobywałem najpierw nowe terytoria, potem kraje, budowałem koalicje i zajmowałem kontynenty. Po prostu wojna światów, która w internecie działa się naprawdę. To stało się dla mnie ważniejsze niż wszystko inne - opowiada Maciek.
Najpierw zrezygnował ze spotkań z przyjaciółmi, ale tylko tymi w realu, bo w sieci zdobywał ich coraz więcej. - Kiedy grałem, nie liczyło się nic innego. Nie wyszedłem z pokoju, kiedy mama miała urodziny i cała rodzina przyszła do nas. Nie poszedłem na egzamin, bo walczyliśmy o Atlantyk. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale czuję się wojownikiem - mówi Maciek.
Nie czuje się uzależniony, choć ma świadomość, że komputer zawładnął całym jego życiem. To on dyktuje warunki, on ustala plan dnia, on wypełnia mu cały czas. Czy przestanie? - Kiedyś będę musiał zacząć pracować. Wtedy pewnie przestanę grać - mówi Maciek.
Niekoniecznie. Najlepiej wie o tym Karol, 33-letni pracownik administracyjny. Gra od kilkunastu lat. - Pierwszą fascynację internetem przeżyłem jako młody chłopak. Potem założyłem rodzinę, urodziło mi się dziecko i na jakiś czas odpuściłem sobie sieć. Szybko przyszła jednak rutyna - praca, dom, praca, dom. Wytchnienia zacząłem szukać na czatach i portalach randkowych. Poznawałem ludzi, dzieliłem się z nimi problemami. Mogłem powiedzieć im, że mam wszystkiego dość bez wyrzutów sumienia, takich, jakie targają mną w domu - opowiada Karol.
- Chciałem skończyć z internetowymi znajomościami, ale zacząłem grać. Pięć lat temu byłem nowicjuszem, dziś jestem szefem plemienia. Podbiliśmy już wiele nowych terenów, gramy dalej i zaczęliśmy się przyjaźnić. O innych graczach wiem więcej niż o prawdziwych znajomych. Wiem, że Małgosia z Gdańska zaraz będzie rodzić, a Czesław z Otwocka kończy budować dom. Oni są jak rodzina. Siedzę w grze 14 godzin dziennie. Każdego dnia, ale zacząłem traktować ją jako część mojej rzeczywistości - opowiada Karol.
Od internetu uzależnionych jest już sześć proc. polskich nastolatków. Wraz z wiekiem uzależnienie może wzrastać. - Jeśli dzieci nie nauczą się nawiązywać relacji międzyludzkich, w przyszłości problem może się jeszcze pogłębić - uważa Monika Kowalska.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?