Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Inna twarz fabrycznego miasta, czyli co w Łodzi zwiedzają turyści [ZDJĘCIA]

Anna Gronczewska
Cmentarz Żydowski to wyjątkowe miejsce
Cmentarz Żydowski to wyjątkowe miejsce Grzegorz Gałasiński
Czy Łódź może być atrakcyjna dla turystów? Okazuje się, że tak. To nie tylko szare, brudne miasto. Ma wiele atrakcji, które potrafią zaskoczyć przybyszy z Polski i zagranicy. Zachwycają się archirekturą, Piotrkowską, Pałacem Poznańskiego, odwiedzają Cmentarz Żydowski, Manufakturę

Kornelia i Tomasz Krzyżowscy przyjechali do Łodzi z Katowic. Śmieją się, że znajomy zabrał ich na wycieczkę - niespodziankę.

- W Łodzi byliśmy wcześniej kilka razy, ale tylko przejazdem - mówią państwo Krzyżowscy. - Ale jesteśmy mile zaskoczeni. Nie wiedzieliśmy, że są tu takie fajne miejsca jak łódzki skansen czy Muzeum Włókiennictwa. Chcemy jeszcze zobaczyć ulicę Piotrkowską...

Przewodnicy oprowadzający po Łodzi turystów śmieją się, że w naszym mieście są stałe punkty, który każdy musi odwiedzić. Często zaglądają do Centralnego Muzeum Włókiennictwa i znajdującego się na jego terenie Skansenu Łódzkiej Architektury Drewnianej. To jedno z ulubionych miejsc, które odwiedzają wycieczki.

- Możemy zobaczyć jak dawniej wyglądały dom, wszystko jest tu kolorowe - mówi 10-letni Adaś, który przyjechał z klasą na jednodniową wycieczkę spod Radomska.

Turyści odwiedzający skansen mogą poczuć klimat XIX-wiecznej Łodzi. Brukowane uliczki, drewniane domy... Można podziwiać m.in. dom przeniesiony z ul. Wólczańskiej 68. W drugiej połowie XIX wieku należał do Karola Bennicha, łódzkiego przemysłowca. Naprzeciw znajduje się dom przeniesiony do skansenu z ul. Żeromskiego 68.

Zwiedzający zobaczą też typowy łódzki familok. Przeniesiono go z Widzewa, z ul. Mazowieckiej. Mieszkali w nim być może robotnicy z Widzewskiej Manufaktury. Turyści obejrzą też typową, letniskową willę. Ta, która znalazła się w skansenie, stała wcześniej w Rudzie Pabianickiej, przy ul. Scaleniowej. Atrakcją jest również drewniany kościół przeniesiony tu z Nowosolnej. Zbudowano go w latach 40. XIX wieku. Wznieśli go ewangelicy z Nowosolnej i okolicznych miejscowości. Po drugiej wojnie światowej stał się on własnością Kościoła katolickiego.

Po odwiedzeniu skansenu, turyści zwiedzają Centralne Muzeum Włókiennictwa, jedyne takie w Polsce. Dla dzieci wielką atrakcją są stare maszyny włókiennicze. - Nie wiedziałam, że mogą być tak wielkie! - dziwi się 11-letnia Zosia, uczennica jednej z łódzkich szkół, która przyszła tu na klasową wycieczkę.

Turyści przyjeżdżający do Łodzi muszą zobaczyć unikatowe osiedle robotnicze Księży Młyn. Dziś jest ono jednym z symboli fabrycznej przeszłości miasta. Przewodnicy opowiadają o jego historii, a także o życiu założyciela tego osiedla, Karola Scheiblera. To tu rozwijał swoje imperium. W jego dawnym pałacu znajduje się dziś Muzeum Kinematografii. Pałac stał kiedyś przy ruchliwej ulicy. By stukot drewnianych kół wozów nie zakłócał spokoju mieszkańców, wykładano ją słomą... W 1870 roku Karol Scheibler wykupił nadpaloną fabrykę nad Jasieniem, czyli wtedy przy ul. św. Emilii, dziś Tymienieckiego. W ciągu trzech lat zbudował w tym miejscu największą fabrykę włókienniczą w Europie. Jej serce znajdowało się w okolicach dzisiejszych ul. Kilińskiego, Tymienieckiego, Milionowej. Koło niej buduje osiedle dla robotników, tzw. Księży Młyn...

Kiedy przewodnicy po Łodzi opowiadają turystom te historię, wielu z nich ze zdziwieniem obserwuje, że Księży Młyn nie jest jakiś muzealnym obiektem, toczy się w nim życie. Choć może trochę wolniej niż przed laty, gdy jego rytm wyznaczał dźwięk fabrycznych syren i hałas przędzalni.

Kazimierz Popławski przyjechał do Łodzi z Gdańska. Jest emerytowanym nauczycielem. Kiedy otworzono odcinek autostrady A-1 prowadzący bezpośrednio do naszego miasta, postanowił skorzystać z okazji. Wziął ze sobą żonę Irenę, wsiedli w auto i po trzech godzinach znaleźli się w Łodzi.

- Tak się dziwnie złożyło, że nigdy tu nie byliśmy - opowiada pan Kazimierz. - Tylko ze dwa razy przejazdem, gdy jechaliśmy na wczasy do Zakopanego. Myślałem, że w Łodzi są tylko stare fabryki, a okazuje się, że nie tylko. Zachwycił mnie Pałac Poznańskiego!

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Pan Kazimierz nie był w środku, ale gdy zobaczył ten pałac z zewnątrz, to aż stanął z wrażenia.

- Europejskie miasta nie powstydziłyby się takiego pałacu - mówi. - Wrażenie robi też Manufaktura. Aż się nie chce wierzyć, że w tym miejscu była fabryka, pracowali ludzie. To na pewno wizytówka Łodzi. Choć mojego Gdańska z Łodzią nie da się porównać. Wiadomo, że mamy morze, stare zabytki, inne klimaty... Ale Łódź mi się podoba. Jestem nią mile rozczarowany. Gdyby jeszcze odnowiono wszystkie stare kamienice, to masowo ściągałyby tu wycieczki z całego świata.

Przewodnicy wspominają, że kiedyś w miejscu, gdzie stoi Manufaktura, za okropnym murem szumiały maszyny fabryki należącej kiedyś do Izaaka Poznańskiego, a po wojnie nazwanej imieniem Juliana Marchlewskiego, nazywanej też "Polteksem". Kiedy Mieczysław Michalski, wcześniej dyrektor "Polteksu", a potem jego likwidator, przedstawiał plan rewitalizacji tych murów fabrycznych, wszyscy pukali się w głowę. Potem spotkał Cypriana Kosińskiego, inwestora mającego wpływy w świecie biznesu we Francji, Afryce. Ten sprowadził do Łodzi pierwszą firmę, która poważnie zainteresowała się wydawałoby się szaloną koncepcją Michalskiego, choć potem jej nie realizowała.

Turyści odwiedzają oczywiście ul. Piotrkowską. Piotr, student informatyki na Uniwersytecie Poznańskim, przyjechała do Łodzi, by odwiedzić kolegę, który studiuje w tym mieście, na Politechnice Łódzkiej.

- Kolega zabrał mnie na ulicę Piotrkowską - mówi Piotr.- Słyszałem, że to ulica pubów. Rzeczywiście jest ich sporo. Szkoda, że trafiłem na remont i nie ma ławeczki Tuwima. Czytałem o niej w Internecie i chciałem zrobić zdjęcie. Może, gdy przyjadę następnym razem, wróci na swoje miejsce...

Wielu turystów przyjeżdżających do naszego miasta szuka żydowskich śladów. Często związanych z przodkami. James mieszka pod Nowym Jorkiem. Ma 40 lat i pierwszy raz przyjechał do Polski, kraju swoich przodków.

- Mieszkali właśnie w Łodzi - opowiada James. - Mieli jakiś sklep. Zdaje się, że na ulicy Wschodniej. Mieszkali tu moi dziadkowie. Kiedy wybuchała wojna, udało się im uciec na wschód. Ale część rodziny, ci którzy tu zostali, trafili do Litzmannstadt Ghetto. Chyba nikt nie przeżył. Groby mojej rodziny są na Cmentarzu Żydowskim właśnie w Łodzi. Moi dziadkowie na szczęście przeżyli wojnę. Po jej skończeniu wrócili do Łodzi, ale jeszcze w latach czterdziestych wyjechali stąd. Przez Niemcy dotarli do Stanów Zjednoczonych i tam osiedli. Już nie żyją... Wiele mi opowiadali o Łodzi...

James odwiedził Wschodnią, ale nie mógł znaleźć miejsca, gdzie jego rodzina miała sklep z butami. Pojechał też do miejsc, gdzie było getto i odwiedził Cmentarz Żydowski.

Turyści, nie tylko mający żydowskie korzenie, odwiedzają miejsca, gdzie było Litzmannstadt Ghetto. Oglądają z zewnątrz tzw. czerwony domek, gdzie przed wojną swoja siedzibę miało Kripo, czyli niemiecka policja kryminalna. A teraz jest tu kancelaria parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Podczas wojny ten kościół , tak jak większość łódzkich świątyń, został zamknięty. Niemcy utworzyli w nim magazyn rzeczy zrabowanych Żydom. Gromadzono tu też pierze i sprzęt przeciwpożarowy.

Niektóre wycieczki zatrzymują się na ul. Łagiewnickiej. Na froncie budynku dawnego szpitala im. Heleny Wolf umieszczono napis informujący, że tu znajdował się szpital Kasy Chorych Miasta Łodzi. Podczas wojny w tym budynku miał swoje prywatne mieszkanie Chaim Rumkowski, przełożony Starszeństwa Żydów w Litzmannstadt Ghetto. Ale był tu podczas wojny żydowski szpital. Tu rozegrała się jedna z największych tragedii w historii getta, Wielka Szpera. Z kolei na jednej z kamienic znajdujących się przy Rynku Bałuckim umieszczono niewielką tabliczkę, przypominającą, że tu mieściła się siedziba ekspozytury niemieckiego zarządu getta. Na jego czele stał Hans Biebow.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Wycieczki odwiedzają też "Kuźnię", miejsce kaźni Cyganów z Austrii, których także uwięziono w getcie.

Jednym z najczęściej odwiedzanych przez turystów miejsc jest Cmentarz Żydowski. A konkretnie Nowy Cmentarz Żydowski przy ul. Brackiej. Otwarto go w 1892 roku. Ma ponad 42 h powierzchni i pochowano na nim ponad 230 tys. ludzi, z tego około 45 tys. to ofiary Litzmannstadt Ghetto. Jeszcze niedawno Cmentarz Żydowski w Łodzi był największy w Europie. Kiedy jednak wielu Żydów z Rosji wyemigrowało do Niemiec, powiększono cmentarz w Berlinie. I teraz to on jest największy. Cmentarz Żydowski w Łodzi to miejsce wyjątkowe. Takie cmentarze spotka się jeszcze tylko w dwóch miastach Europy - Berlinie i Wrocławiu. Tu wieczny spoczynek znaleźli przedstawiciele wielu kultur żydowskich, syjoniści, bundowcy, ale i tzw. reformowani Żydzi. Tych ostatnich nazywano Żydami postępowymi. To im swój wygląd zawdzięcza główna aleja Cmentarza Żydowskiego w Łodzi. Na tym cmentarzu możemy podziwiać monumentalny grobowiec - mauzoleum rodziny Poznańskich. W pobliżu stoi jeszcze piękniejszy nagrobek. Przypominający te, które podziwiamy na
Starym Cmentarzu przy ul. Ogrodowej. Należy on do rodziny Silbersteinów i wykonany jest z białego marmuru, pięknie przyozdobiony. Pochowany jest w nim Markus Silberstein, który należał do najbogatszych fabrykantów w XIX-wiecznej Łodzi, był właścicielem największej fabryki wełnianej w Królestwie Polskim. Ale tu też spoczywa Menachem Borsztajn, założyciel przedwojennej, żydowskiej mafii w Łodzi, czyli Ślepy Maks. Pochowany tu jest Eljahu Chaim Majzel, który przez 38 lat, od 1874 do 1912 roku, był głównym rabinem w Łodzi. W tym czasie aż czterokrotnie wzrosła liczba żydowskich mieszkańców Łodzi. Słynął z działalności charytatywnej. Rozdawał ubogim pieniądze. Bywało, że wędrując łódzkimi ulicami, spotykając śpiącego żebraka, przykrywał go swoim płaszczem. Jak głosi legenda, miał przetrzymać na mrozie Izraela Poznańskiego, przez co zmusił go dania pieniędzy na węgiel dla ubogich.

Na tym cmentarzu spoczywa ojciec Aleksandra Tansmana i rodzice Juliana Tuwima. Izydor zmarł w 1935 roku. Adela Tuwim bardzo przeżyła śmierć męża. Zapadła na chorobę psychiczną, chciała popełnić samobójstwo, znalazła się w szpitalu psychiatrycznym w Otwocku. Kiedy Niemcy likwidowali otwockie getto, została rozstrzelana w 1942 roku. Po wojnie Tuwim ekshumował jej zwłoki i przeniósł do grobu ojca na Cmentarzu Żydowskim.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki