Instytut wam budują, łodzianie

Cóż, łodzianie może i poczuliby dumę z powodu tak zacnej instytucji, gdyby wiedzieli w jakim celu powstaje, co dla nich - oraz dla wszystkich Polaków - zrobi dobrego. Jak również, ile pieniędzy na jej tworzenie i funkcjonowanie zostanie zabrane z podatków.

Powołanie Instytutu ogłosił sam minister podczas poniedziałkowej wizyty w Łodzi. Z podziwem w oczach i uśmiechem na twarzy oglądał przeznaczone na ten cel pomieszczenia, czyli niewielką, ale świeżo odnowioną kamieniczkę przy ul. Zielonej 18, z zielonym piecem z XIX w. i podobnie datowanymi polichromiami na suficie. O celach powołania jednostki mówił tak samo wzniośle jak i tajemniczo. Padały więc takie określenia jak "budowanie administracji przyjaznej obywatelowi".

Czyżby nie była przyjazna? Oraz, że "będzie pracowała nad tym, jak funkcjonować ma współczesny samorząd". Dla znawców tematu dorzucę jeszcze, że Instytut "współpracował będzie ze wszystkimi korporacjami samorządowym w Polsce". Kto mi powie, o jakie jednostki chodziło ministrowi? A, chodzi tu o wszystkie Związki Miast Polskich i Związki Gmin Wiejskich.

Tyle wiemy na temat Instytutu Samorządu Terytorialnego. Ale dziennikarze nie byliby sobą, gdyby nie wiercili ministrowi dziury w brzuchu, starając się dowiedzieć, ile będzie kosztowało tworzenie jednostki, jej funkcjonowanie oraz ilu ludzi zatrudni do realizacji wzniosłych i ważkich przecież celów. Po tym pytaniu promienny do tej pory uśmiech ministra zaczął jakby przygasać. Rzucił tylko, że za wcześnie, by o tym mówić, że tak właściwie to będzie to wiadomo przy tworzeniu budżetu na przyszły rok. A pracownicy? A trochę przyjdzie z ministerstwa, ale znacznie więcej z samorządów.

Nie wiem, czy będę odosobniona czy znajdę popleczników wyrażając zdanie, że miejsce instytutów badawczych jest na uniwersytetach...

Autopromocja: