Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jadwiga i Jacek Mollowie, niezwykła historia Honorowych Obywateli Miasta Łodzi

Anna Gronczewska
Anna Gronczewska
Jadwiga i Jacek Moll odebrali niedawno Honorowe Obywatelstwo Miasta Łodzi. To znani łódzcy profesorowie. Leczyli serca tysiąca dzieci z całej Polski.

Historia Jadwigi i Jacka Mollów

Profesor Jacek Moll to jeden z najwybitniejszych polskich kardiochirurgów dziecięcych. Operował nawet kilkudniowe dzieci i ratował im życie. Jego żona Jadwiga jest też lekarzem, kardiologiem. Wiele lat pracowali w Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. Tak jak ich syn Maciej, który poszedł w ślady taty i też został kardiochirurgiem. Dziś państwo Mollowie są na emeryturze.
Ale profesor Jadwiga Moll wiele lat kierowała kliniką kardiologii, jej mąż – kardiochirurgii. Razem współpracowali i często o sprawach swych małych pacjentów rozmawiali w domu, w samochodzie, w drodze do pracy.

- Nie dało się inaczej - tłumaczyła prof. Jadwiga Moll. - To już jest wpisane w nasze rodzinne życie. Mamy przecież wspólnych pacjentów, trzeba ustalić plan operacji, a czasem przejrzeć dokumentację. Staram się odciążać męża, ale nie zawsze się to udaje.

Ale bardzo lubi muzykę klasyczną. Bardzo dużo słucha jej w domu. To taki sposób na rozładowanie stresu.
Prof. Jacek Moll mówił nam, że to dobre dla pacjentów, dla życia rodzinnego nie konieczne.

- Nasze dzieci nie raz żartują, że nie mamy innych tematów niż dzieci ze szpitala – dodawał w rozmowie z nami prof. Moll.

Operacja ukraińskiej księżniczki

O profesorze Jacku Mollu wiele razy głośno było nie tylko w Polsce. Tak jak sprawą operacji, którą przeprowadził w Odessie, na Ukrainie. Jeszcze, gdy panował tam pokój. Operacją uratował życie kilkudniowej dziewczynce Marii. Nazwano ją ukraińską księżniczką. Pewnego dnia dostał telefon, potem e-maila od swego kolegi, ukraińskiego kardiochirurga Romana Lekana. Prosił o pomoc dla maleńkiej dziewczynki Marysi, która urodziła się z bardzo ciężką wadą – hipoplazją lewego serca. Dziecko przyszło na świat tylko z jedną komorą serduszka. Jacek Moll początkowo nie kwapił się, by jechać do Odessy. Ale kolega z Ukrainy nie ustępował.

- Bez waszych złotych rąk jej serce nie będzie bić – napisał w końcu w e-mailu, który łódzki kardiochirurg przeczytał w Wigilię.

Zrozumiał, że bez jego pomocy dziewczynka umrze. Tym bardziej, że operacji nie chcieli się podjąć lekarze z Kijowa...
Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Już w drugi dzień Bożego Narodzenia profesor siedział w samolocie lecącym na Ukrainę. Towarzyszył mu syn Maciej, który asystował mu przy tej trudnej operacji.

- Już wcześniej operowałem dziecko na Ukrainie, ale z lżejszą wadą – opowiadał prof. Moll. - Tam jest problem z finansowaniem takich zabiegów. Na operację tego chłopca złożyła się rodzina. Marysia pochodzi z biednej rodziny. Jej operację sfinansowała fundacja.

Operacja dziewczynki była bardzo skomplikowana. Jeszcze przed nią profesor dowiedział się, że ojciec dziecka jest chory na AIDS.

- Powiedziałem o tym, choć nie powinienem tego mówić – przyznawał potem profesor Jacek Moll. - Choroba ojca wywołała dodatkowe komplikacje. Wypadałoby robić operację w podwójnych rękawiczkach. Wiedziałem jednak, że matka dziewczynki nie jest zarażona. Miałem więc pewność, że Marysia też jest zdrowa. Nie założyłem podwójnych rękawiczek.

Operacja się udała. Profesor oraz jego syn Maciej nie wzięli honorarium za jej przeprowadzenie.

Ratował życie wielu dzieci

O Jacku Mollu zrobiło się głośno z powodu operacji ukraińskiej księżniczki, ale on przecież ratował na co dzień życie dzieci. Operował w swoim życiu najpoważniejsze wady serca. Na stół operacyjny trafiały kilkudniowe dzieci. Operacja jest dla nich jedyną szansą na życie.
Najcięższą wadą jest zespół hipoplazji serca. Dzieci rodzą się z jedną komorą. Jak mówi prof. Moll, by mogły żyć trzeba oszukać naturę. Tak by żyły z jedną komorą. Takie operacje wykonują dziś tylko trzy ośrodki w Polsce – Łodzi, Warszawie i Krakowie.

- Kiedyś takie operacje przeprowadzano jedynie w Łodzi i Krakowie, ale o tym nie wiedzieliśmy – mówi prof. Jacek Moll. - Nikt się tym nie chwalił.

Nie chwalono się tym, bo śmiertelność przy tych operacjach sięgała pięćdziesięciu procent. Teraz statystki są o wiele lepsze. Prof. Moll wspomina, że był rok, gdy śmiertelność przy tych najcięższych operacjach wynosiła 10 procent. Teraz sięga 15 procent, a więc nie odbiega od światowych norm.

Gdy byliśmy u prof. Molla odwiedziła go matka jednego z noworodków, którego czekała bardzo skomplikowana operacja. Profesor tłumaczył dokładnie na czym będzie polegać, jakie są zagrożenia. W pewnym momencie matka dziecka pyta ile procent szans jest na udaną operację.

- Nie mówmy o procentach – wyjaśniał matce profesor Moll. - Jeśli pani powiem, że umiera tylko piętnaście procent to powie pani, że to mało. Jednak jeśli to najgorsze spotka pani dziecko, to dla pani sto procent..

.

Spotkanie ze śmiercią

Profesor Jacek Moll operując najcięższe przypadki musi zetknąć się ze śmiercią. Przeżywał każdą z nich. Ratunkiem dla niego była.. kolejna operacja.

- Wydaje się, że to obciążenie, ale dla mnie ratunek – twierdzi Jacek Moll. - Przeprowadzając nową operację muszę być skupionym tylko dla niej. Nie mogę myśleć o tym co było dzień wcześniej. Rozpamiętywać tego.

Kiedyś razem z żoną zajmowali się dzieckiem, które urodziło się z bardzo ciężką wadą serca. Przez te miesiące zaprzyjaźnili się z jego rodzicami. Niestety dziecka nie udało się uratować.

- Żona pojechała na pogrzeb, ja nie – mówił profesor Moll. - Nie mogłem tego rozdrapywać, odgrzebywać. Czekała mnie przecież kolejna operacja, kolejne dziecko.

Bywało, że po śmierci dziecka przychodzili do niego rodzice i dziękują. Za to, że dzięki profesorowi mogli się cieszyć synem, córką pół roku, dziewięć miesięcy. Wiedzieli, że robił co mógł dla ich dziecka.

Jest w tej pracy też wiele radości. Pierwsi pacjenci, którzy urodzili się z ciężkimi wadami serca, operowani przez profesora Molla skończyły już dawno 20 lat, studiują, pracują.

- Cieszę się, gdy dzieci, które urodziły się z zespołem hipoplazji serca przyjeżdżają do nas kontrolę i biegają po korytarzu, nie różnią się od swych rówieśników – wyjaśniał nam profesor. - Mogą chodzić do szkoły, jeździć na rowerze, nawet uczestniczyć czasem w niektórych zajęciach z wychowania fizycznego. Gdy byłem na obozie dla dzieci, które urodziły się z taką wadą to grały nawet mecze w piłkę nożną!

Medycyna jest ich pasją

Jadwiga i Jacek Mollowie nie ukrywają, że medycyna jest ich pasją. Profesor cieszy się, że ma żonę, która rozumie jego pracę.

- Już się przyzwyczaiła, że siedzimy przy kolacji wigilijnej i czekamy na męża, który musiał zostać w szpitalu – mówi prof. Jadwiga Molla. - Albo gdzieś się wybieramy wieczorem, ale ostatecznie nie idziemy, bo Jacek musiał zostać w pracy.

W rodzinie Mollów tę medyczną pasję dziedziczy się genach. Senior rodu , Jan był pionierem polskiej kardiochirurgii. Pierwszy w Polsce wszczepił sztuczną zastawkę, dokonał koronografii, przeszczepił by-pasy i serce. Urodził się w 1912 roku w Kowalewie Pomorskim. Jego ojciec Tadeusz był farmaceutą, prowadził aptekę. Potem rodzina Mollów przeniosła się do Inowrocławia, gdzie dorastał młody Jan .Studiował medycynę w Poznaniu, we Francji, a dyplom lekarza uzyskał na wydziale lekarskim Uniwersytetu Warszawskiego. W tym samym czasie na tej uczelni studiowali Stanisław i Hanna Leszczyńscy, rodzice Jadwigi, jego przyszłej synowej. Stanisław Leszczyński był potem cenionym łódzkim ginekologiem, a jego żona Hanna - pediatrą.
Podczas okupacji prof. Moll przebywał w Kazanowie. Tu spotkał swoją żonę, Izabellę. Była córką właściciela apteki. Po wojnie dr Jan Moll pojechał do Poznania. Zajął się torakochirurgią.

– To był czas, gdy gruźlicę leczyło się chirurgicznie - wyjaśnia prof. Jacek Moll. – Zresztą ojciec sam zaraził się gruźlicą, przeszedł leczenie. A dzięki torakochirurgii zainteresował się sercem.

W latach pięćdziesiątych przyjechał do Polski przedstawiciel amerykańskiej fundacji. Szukał lekarzy, których można by przeszkolić w kardiochirurgii. Prof. Moll wyjechał na roczne stypendium do Minneapolis. Trzeba pamiętać, że pierwsze operacje kardiochirurgiczne zaczęto wykonywać w USA dopiero w latach pięćdziesiątych.

Ojciec przeszczepił serce

Po powrocie do Polski prof. Jan Moll zaczął myśleć o przeprowadzeniu operacji w tzw. krążeniu pozaustrojowym. Jacek Moll miał 10 lat, gdy chodził z ojcem do „Cegielskiego” na rozmowy z tamtejszymi inżynierami. Prace nad tą aparaturą odbywały się na wpół legalnie. Zastanawiano się nad różnymi rozwiązaniami konstrukcyjnymi. M.in pompę zasilał silnik od odkurzacza.
Rodzina Mollów na stałe do Łodzi przeniosła się w 1963 roku. Profesor tworzył tu kardiochirurgię. Został kierownikiem II Kliniki Chirurgicznej AM w Łodzi w Szpitalu Klinicznym im. dr. S. Sterlinga, potem szefem Instytutu Kardiologii. 4 stycznia 1969 roku prof. Jan Moll jako pierwszy Polak przeszczepił serce.

Jacek Moll nie poszedł od razu w ślady ojca. Zamiast medycyny zaczął studiować na Politechnice Łódzkiej. Ale być może dzięki temu zapoznał swoją żonę. Przyszli profesorowie poznali się dzięki bratu pani Jadwigi, który studiował na Wydziale Mechanicznym Politechniki Łódzkiej. Jego kolegą ze studiów był Jacek Moll. Jadwiga studiowała już wtedy medycynę.

– Jestem więc starszym doktorem niż mąż! - śmieje się prof. Jadwiga Moll. – Mąż medycynę zaczął studiować w tym roku, gdy skończył politechnikę.

Teścia poznała na studiach

Profesora Jana Molla, swego teścia, pani Jadwiga poznała jeszcze na studiach. Zdawała u niego egzamin. Był wymagającym wykładowcą. Potem współpracowała z teściem. Zresztą tematem jej pracy doktorskiej były dzieci, które przeszły operacje kardiologiczne. Z profesorem Janem Molem jeździła na różne zjazdy, sympozja. W 1983 roku profesor Jan Moll przeszedł na emeryturę. Zmarł na serce w 1990 roku podczas zjazdu mikrochirurgów we Wrocławiu.

Jacek Moll po studiach wyjechał do Zabrza, do tamtejszej kliniki kardiochirurgii. Wrócił do Łodzi z namaszczeniem profesora Zbigniewa Religii, by zajmować się kardiochirurgią dziecięcą.

Pacjenci nie zapominają o ludziach, którzy ratowali im życie. Jadwidze i Jackowi Mollom przyznano Order Uśmiechu W ich gabinetach pełno jest zdjęć uratowanych przez nich dzieci, kartek z podziękowaniami, rysunków.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki