Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak policja w Marsylii znalazła przestępców

Dariusz Kuczmera
Dariusz Kuczmera
Dariusz Kuczmera Grzegorz Gałasiński/archiwum Dziennika Łódzkiego
Za kilka miesięcy odbędą się piłkarskie mistrzostwa Europy. Przed laty francuska policja wzorowo radziła sobie z zachowaniem porządku w kraju.

Pamiętam, jak w 1998 roku podczas wyjazdu do Marsylii na dziennikarską obsługę meczu koszykarek ŁKS z Aux in Provence wraz z obecnym dyrektorem wydziału sportu Markiem Kondraciukiem byliśmy świadkami takiej oto sytuacji. Zwiedzamy miasto. Autobus komunikacji miejskiej, w którym siedzimy w gronie kobiet, mężczyzn i dzieci o ciemnej karnacji skóry, nie wiedzieć czemu nie odjeżdża z przystanku. Po minucie pojawiają się dwaj motocykliści i nieoznakowany radiowóz, a do autobusu wskakują policjanci w cywilu. Wyciągają kilku mężczyzn, rzucają nimi na chodnik i legitymują.

To wszystko na oczach zdezorientowanych pasażerów autobusu. Cała akcja trwa kilka minut. Cierpliwie czeka kierowca, czekają pasażerowie. Nikt głośno niczego nie komentuje. Do autobusu nie wracają już wszyscy legitymowani mężczyźni, niektórych zabiera policja...

To był rok mistrzostw świata we Francji. Zdecydowane działania policji gwarantowały bezpieczeństwo.

Nie inaczej było w metrze obok Stade de France, do którego razem z tysiącami kibiców wsiadałem po finale Ligi Mistrzów 2000 roku Real - Valencia. Policja panowała suwerennie. Nie było krzyczących: „zawsze i wszędzie policja ... będzie”. Było natomiast bezpiecznie.

Przypomniałem sobie tamte historie po zamachach w Paryżu. Teraz do tragedii doszło także w pobliżu Stade de France, na którym rozgrywano mecz Francja - Niemcy. Oglądając powtórkę transmisji z tego spotkania w Polsacie Sport, znając już doniesienia o zamachach, człowieka ogarniało przerażenie. Bo przecież każdy z Bogu ducha winnych siedzących na trybunach kibiców, których twarze oglądaliśmy na ekranach telewizorów, mógł paść ofiarą terrorystów. Idziesz na mecz i giniesz. A wokół kilkanaście kamer telewizyjnych.

Telewizja miała kilka razy to nieszczęście, że przypadkowo przekazywała dramatyczne obrazy. Z wielkich imprez wprost do naszych ciepłych i bezpiecznych domów. Jak sięgam pamięcią tak było w 1985 roku, gdy telewizja transmitowała finał Pucharu Europy Liverpool - Juventus. Cała Polska cieszyła się na myśl o tym meczu, bowiem w barwach Juventusu pierwsze skrzypce grał reprezentant Widzewa Zbigniew Boniek. Korespondentem „Piłki Nożnej”, w której wtedy pracowałem, był red. Stefan Szczepłek. Koszmary ma do dziś.

Ale nie tylko on. Bezduszne kamery transmitowały tragedię wprost z trybun. Chuligani z Liverpoolu zaatakowali wtedy kibiców Juventusu, którzy uciekając tratowali się nawzajem. Zginęło 39 osób. Najpierw kamery pokazywały zamieszki na trybunach, rozpoczęcie meczu zostało opóźnione, a trzeba było jakoś wykorzystać czas antenowy. W końcu jednak realizatorzy transmisji przestali kierować oko kamery tam, gdzie ginęli ludzie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki