Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

jak zwykle

Witaszczyk na dziś
archiwum
Jedynym miastem, gdzie wczoraj udał się Europejski Dzień bez Samochodu, była Warszawa. Wiadoma rzecz, stolica! Sukces ekologicznej akcji Warszawa zawdzięcza związkowcom, którzy tam zjechali z całego kraju, żeby złożyć wizytę premierowi Tuskowi i podziękować mu za to, że lada dzień będą mieć na miejscu obiecaną drugą Irlandię. Tym sposobem zatrzymali ruch.

W ogóle to akcję pod nazwą Europejski Dzień bez Samochodu wymyślił albo ptasi móżdżek, albo cwaniak, który robi na tym jakiś interes. Namawianie ludzi w Polsce do przemieszczania się środkami komunikacji publicznej to prawie to samo, co namawianie do samobiczowania się. A już nakłanianie do jazdy rowerem po ulicach powinno być zagrożone odpowiednim artykułem kodeksu karnego i ścigane z urzędu przez prokuratora. Tak, jak nakłanianie do samobójstwa. Mając do wyboru tramwaj, autobus lub rower, wybieram własne nogi. Jeśli w Łodzi, czy nawet w nieco mniejszych miastach, ktoś jeździ rowerem w godzinach szczytu, to znaczy, że jest desperatem albo nie ma wyobraźni. Generalnie na Europejskim Dniu bez Samochodu w polskim wydaniu skorzystali bogaci. Bo bogatemu, to i byk się ocieli. To oni, przynajmniej w niektórych miastach, mogli poruszać się wczoraj za darmo wszystkimi środkami komunikacji miejskiej - zamiast biletu wystarczyło pokazać dowód rejestracyjny samochodu. A płacili ci, co nie mają samochodów, więc na co dzień mają dzień bez samochodu i z musu żyją ekologicznie. Wiadomo, komu wiatr wieje w oczy. Zresztą tak jest ze wszystkim. Nawet biedny złodziej, żeby ukraść, musi się narobić.

Czy ktoś jest w stanie wyobrazić sobie, jak ciężko pracował gość z Lubuskiego, żeby ukraść 1140 metrów szyn z nieczynnej linii kolejowej? Chłop harował kilka miesięcy! Co prawda straty oszacowano na 414 tysięcy, ale on w skupie złomu dostał najwyżej kilka tysięcy. Gdyby był bogaty i cwany, nie dźwigałby żelastwa, bo wcześniej załapałby się na coś bardziej intratnego. Na przykład na zapomniany już Program Powszechnej Prywatyzacji (PPP). Niby wszyscy mieli zarobić, ale w praktyce prawie połowa majątku narodowego trafiła do garstki cwaniaków. W zgodzie z prawem. Do tej pory mało kto wie, jak się to stało. W każdym razie żadnego z beneficjentów PPP nikt nie zamknie na 3 miesiące, jak tego gościa od szyn.
Jerzy Witaszczyk

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki