Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Japończyk Kosuke Kimura bombą Wojciecha Stawowego

Paweł Hochstim
Występujący na pozycji prawego obrońcy Kosuke Kimura może wiosną bronić pierwszej ligi dla Widzewa. Wiele wskazuje na to, że, po Tsubasie Nishim, zostanie drugim Japończykiem w łódzkim klubie
Występujący na pozycji prawego obrońcy Kosuke Kimura może wiosną bronić pierwszej ligi dla Widzewa. Wiele wskazuje na to, że, po Tsubasie Nishim, zostanie drugim Japończykiem w łódzkim klubie japanculture-nyc
W tym tygodniu okaże się, czy piłkarz amerykańskiej Major League Soccer zostanie piłkarzem Widzewa. Jeśli tak, powinien być gwiazdą drużyny.

Piłkarze Widzewa wrócili w niedzielę ze zgrupowania w Turcji, w trakcie których trener Wojciech Stawowy testował kilku kandydatów do gry w łódzkim klubie. Zdecydowanie największe doświadczenie ma Japończyk Kosuke Kimura, który jeszcze niedawno dzielił szatnię z Timem Cahilem, czy Thiery'm Henry.

Racjonalnie nie da się wytłumaczyć, jak to możliwe, że piłkarz, który do niedawna regularnie występował w amerykańskiej Major League Soccer chce grać w ostatniej drużynie polskiej pierwszej ligi. Trudno dzisiaj nazwać Widzew trampoliną do dużego klubu, ale - z drugiej strony - do Polski, dzięki pracy jednego z menedżerów, trafia coraz więcej Japończyków. Zresztą kilkanaście miesięcy temu Kimura był już na testach w Wiśle Kraków, ale zatrudnienia nie znalazł.

Rozpoczęcie treningów Kimury w Widzewie przeszło nieco bez echa, a to jednak piłkarz, któremu warto poświęcić więcej słów. W wieku dziewiętnastu lat miasto Kawasaki zamienił na Stany Zjednoczone, gdzie podjął studia na Western Illinois University i rozpoczął grę w tamtejszej drużynie uniwersyteckiej. W czasie studiów zagrał kilkanaście meczów w kanadyjskim zespole Thunder Bay Chill, który występował na czwartym poziomie piłkarskiej amerykańskiej piramidy.

Kimura ma piłkarskie korzenie, bo jego ojciec również był piłkarzem, a dodatkowo grał jeszcze w piłkę ręczną. Koisuke treningi rozpoczął w wieku sześciu lat.

- W moim domu piłka była zawsze i szybko zakochałem się w futbolu - przyznawał, gdy w 2007 roku trafił do Colorado Rapids.

Klub z Denver wybrał go z numerem 35 w drafcie, dzięki czemu został graczem MLS. Daleki numer wyboru nie wskazywał na to, że piłkarz ma duże szansy na grę. Rzeczywiście, pierwszy Japończyk w historii MLS w pierwszym sezonie zagrał tylko cztery razy, ale już w drugim zaliczył osiemnaście występów, w tym siedemnaście od pierwszej minuty. Stał się ważnym piłkarzem dla zespołu, w którym grał do 2012 roku.

- Chcę być dobrym przykładem dla innych Japończyków, którzy również w przyszłości mogą trafić do MLS. Staram się wykorzystywać każdą sekundę w meczach i treningach - mówił w jednym z wywiadów.

Później został sprzedany do Portland Timbers, skąd po roku, w ramach wymiany zawodników, trafił do New York Red Bulls. Tam początkowo był podstawowym graczem - w debiucie zagrał zresztą ze swoim byłym klubem z Portland - w sumie zaliczając na swoim koncie 37 meczów. W grudniu jego klub zdecydował, że nie zaproponuje mu nowego kontraktu. I to mimo tego, iż jako posiadać zielonej karty, w rozgrywkach MLS traktowany był jako Amerykanin.

Bez dwóch zdań - Kimura nie był w Stanach Zjednoczonych kimś anonimowym. To był piłkarz, który w większości sezonów grał bardzo wiele. Z Colorado Rapids wygrał konferencję i zdobył Puchar MLS, a z kolei w barwach klubu z Nowego Jorku świętował zwycięstwo w rozgrywkach o MLS Supporters' Shield. Był w miejscu, gdzie futbol rozwija się w bardzo szybkim tempie. Ba, był ważną częścią tego rozwoju, bo przez przypadek nie można występować w MLS przez siedem lat.

Nie ma wątpliwości, że Kimura, który dziś jest doświadczonym trzydziestoletnim obrońcą, powinien być dużym wzmocnieniem Widzewa. Zresztą czy można inaczej powiedzieć o piłkarzu, który grał w jednym zespole z Thiery'm Henry, Timem Cahilem i Rafaelem Marquezem i Bradley'em Wright-Phillipsem. A do tego działo się to w klubie, w którym wcześniej występiwali Alexi Lalas, Roberto Donadoni, Lothar Matthäus, Youri Djorkaeff, czy Juninho Pernambucano...

Księgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki