Piłkarze Widzewa wrócili w niedzielę ze zgrupowania w Turcji, w trakcie których trener Wojciech Stawowy testował kilku kandydatów do gry w łódzkim klubie. Zdecydowanie największe doświadczenie ma Japończyk Kosuke Kimura, który jeszcze niedawno dzielił szatnię z Timem Cahilem, czy Thiery'm Henry.
Racjonalnie nie da się wytłumaczyć, jak to możliwe, że piłkarz, który do niedawna regularnie występował w amerykańskiej Major League Soccer chce grać w ostatniej drużynie polskiej pierwszej ligi. Trudno dzisiaj nazwać Widzew trampoliną do dużego klubu, ale - z drugiej strony - do Polski, dzięki pracy jednego z menedżerów, trafia coraz więcej Japończyków. Zresztą kilkanaście miesięcy temu Kimura był już na testach w Wiśle Kraków, ale zatrudnienia nie znalazł.
Rozpoczęcie treningów Kimury w Widzewie przeszło nieco bez echa, a to jednak piłkarz, któremu warto poświęcić więcej słów. W wieku dziewiętnastu lat miasto Kawasaki zamienił na Stany Zjednoczone, gdzie podjął studia na Western Illinois University i rozpoczął grę w tamtejszej drużynie uniwersyteckiej. W czasie studiów zagrał kilkanaście meczów w kanadyjskim zespole Thunder Bay Chill, który występował na czwartym poziomie piłkarskiej amerykańskiej piramidy.
Kimura ma piłkarskie korzenie, bo jego ojciec również był piłkarzem, a dodatkowo grał jeszcze w piłkę ręczną. Koisuke treningi rozpoczął w wieku sześciu lat.
- W moim domu piłka była zawsze i szybko zakochałem się w futbolu - przyznawał, gdy w 2007 roku trafił do Colorado Rapids.
Klub z Denver wybrał go z numerem 35 w drafcie, dzięki czemu został graczem MLS. Daleki numer wyboru nie wskazywał na to, że piłkarz ma duże szansy na grę. Rzeczywiście, pierwszy Japończyk w historii MLS w pierwszym sezonie zagrał tylko cztery razy, ale już w drugim zaliczył osiemnaście występów, w tym siedemnaście od pierwszej minuty. Stał się ważnym piłkarzem dla zespołu, w którym grał do 2012 roku.
- Chcę być dobrym przykładem dla innych Japończyków, którzy również w przyszłości mogą trafić do MLS. Staram się wykorzystywać każdą sekundę w meczach i treningach - mówił w jednym z wywiadów.
Później został sprzedany do Portland Timbers, skąd po roku, w ramach wymiany zawodników, trafił do New York Red Bulls. Tam początkowo był podstawowym graczem - w debiucie zagrał zresztą ze swoim byłym klubem z Portland - w sumie zaliczając na swoim koncie 37 meczów. W grudniu jego klub zdecydował, że nie zaproponuje mu nowego kontraktu. I to mimo tego, iż jako posiadać zielonej karty, w rozgrywkach MLS traktowany był jako Amerykanin.
Bez dwóch zdań - Kimura nie był w Stanach Zjednoczonych kimś anonimowym. To był piłkarz, który w większości sezonów grał bardzo wiele. Z Colorado Rapids wygrał konferencję i zdobył Puchar MLS, a z kolei w barwach klubu z Nowego Jorku świętował zwycięstwo w rozgrywkach o MLS Supporters' Shield. Był w miejscu, gdzie futbol rozwija się w bardzo szybkim tempie. Ba, był ważną częścią tego rozwoju, bo przez przypadek nie można występować w MLS przez siedem lat.
Nie ma wątpliwości, że Kimura, który dziś jest doświadczonym trzydziestoletnim obrońcą, powinien być dużym wzmocnieniem Widzewa. Zresztą czy można inaczej powiedzieć o piłkarzu, który grał w jednym zespole z Thiery'm Henry, Timem Cahilem i Rafaelem Marquezem i Bradley'em Wright-Phillipsem. A do tego działo się to w klubie, w którym wcześniej występiwali Alexi Lalas, Roberto Donadoni, Lothar Matthäus, Youri Djorkaeff, czy Juninho Pernambucano...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?