Rozmawiamy z Januszem Brzozowskim, łódzkim kuratorem oświaty
- Czy lubił Pan chodzić do szkoły?
- Zdecydowanie lubiłem. W liceum wakacje wręcz mi się dłużyły. Bardzo dobrze się czułem wśród koleżanek i kolegów. Chodziłem do liceum w Pajęcznie, a pochodzę z Działoszyna.
- To musiała być wyjątkowa szkoła…
- Myślę, że była taka jak inne. Jedni lepiej sobie w niej radzili, inni gorzej, jednych nauczycieli się bardziej lubiło, innych mniej. Ja się w niej czułem dobrze, choć pewnie byli tacy, którzy czuli się inaczej. Muszą przyznać, że środowisko szkolne zawsze mi odpowiadało i stąd decyzja, żeby zostać nauczycielem. Żadnych innych opcji nie brałem pod uwagę. Skończyłem studia - matematykę ze specjalnością metody numeryczne i programowanie. Przez trzy lata pracowałem w szkole prywatnej, która została zlikwidowana, a jej właściciel, jednocześnie prowadzący firmę informatyczną zaproponował mi zatrudnienie. Wahałem się dość długo, jednak zdecydowałem, że zostanę w szkole.
- Pracował pan dotąd jako nauczyciel i dyrektor szkół, dziś przed Panem nowe wyzwanie. Czy ma Pan plan na realizowanie się w roli kuratora i czy nie będzie Panu brakowało pracy w szkole z uczniami i kadrą?
- Muszę przyznać, że już po tych dwóch miesiącach odkąd zmieniłem miejsce pracy – odczuwam brak uczniów i nauczycieli. Kuratorium to urząd i tu wszystko wygląda zupełnie inaczej. Najlepiej jak by się udało pracować trochę tu, i trochę w szkole. Podjąłem jednak wyzwanie, które daje mi wiele możliwości oddziaływania na to, co się dzieje w szkołach od strony dydaktycznej, wychowawczej, opiekuńczej. Chciałbym wypełniać swoje obowiązki tak, aby dyrektorzy i nauczyciele czuli z mojej strony realne wsparcie.
- Czego mogą oczekiwać?
- Chciałbym, aby dyrektor dzwoniąc do kuratorium miał wsparcie swojego wizytatora, nawet jeśli rozwiązanie problemu wymagałoby przeprowadzenia w szkole kontroli. Relacja między tymi osobami powinna opierać się na zaufaniu i działaniu dla dobra uczniów, za którymi stoją rodzice. Ważny też jest szacunek dla wszystkich zaangażowanych stron. Uważam to za niezbędne dla wzmocnienia pozytywnej atmosfery w szkołach.
- Czy zmieni to negatywne dziś postrzeganie kuratorium jako instytucji?
- W ostatnich latach powstało wiele barier, które powodowały to, że jest ono odbierane jako instytucja kontrolująca, a w mniejszym stopniu wspierająca, jako instytucja, która chętnie wydaje zalecenia, a nawet wyciąga konsekwencje wobec dyrektorów. Niektórzy z kuratorów w ostatnich latach nawet próbowali ich karać czy odwoływać ze stanowiska, choć dyrektorzy działali w granicach prawa. Uważam, że dyrektor placówki oświatowej powinien mieć zapewnioną autonomię, żeby mógł wykonywać swoje zadania zgodnie z oczekiwaniami całej społeczności szkolnej bez obawy, że będzie za to szykanowany.
- W jakich obszarach szkoły teraz potrzebują wsparcia?
- Obszarów jest wiele. Już wcześniej jako dyrektor i jako trener – bo prowadziłem wiele szkoleń – zauważyłem, że wsparcia wymaga tworzenie prawa wewnątrzszkolnego. Głównym dokumentem tego prawa w szkołach jest statut szkoły. To dokumenty dostępne na stronach internetowych szkół i widać w nich wiele błędów. Statuty w niektórych szkołach są nieaktualizowane od lat, nie nadążają za zmianami w prawie oświatowym.
- Na przykład?
- Widziałem w statucie szkoły przepis, który pozwalał nie promować ucznia, który dwukrotnie z roku na rok otrzymał ocenę naganną zachowania. Takie przepisy pojawiły się w roku 2007 i choć od prawie 10 lat już nie istnieją – w statucie jeszcze niedawno widniały. Takich błędów być nie powinno. Dlatego będę zachęcać dyrektorów, by w najbliższych miesiącach prześledzili przepisy prawa i zaktualizowali statuty. Nie mogą one budzić żadnych wątpliwości i nie mogą prowadzić do konfliktów z tego powodu.
- Środowisko edukacyjne żyje tematami, szeroko dyskutowanymi w resorcie edukacji. Decyzją minister Barbary Nowackiej już w kwietniu wchodzą zapisy związane z pracami domowymi - będą nieobowiązkowe i nieoceniane, choć będzie można je zadawać.
- Uważam, że to, że prace domowe nie będą oceniane jest dobre. Zawsze miałem taki problem jako nauczyciel, ale i jako ojciec: kto pracę domową odrobił – sam uczeń, inny uczeń, a może rodzice? To było szczególnie wyraziste np. w pracach plastycznych zadawanych młodszym dzieciom. Na pierwszy rzut oka widać, które są samodzielne, a do których rękę przyłożył ktoś dorosły. No i jak to ocenić? Zawsze też jednak będę za tym, że warto w domu rozwiązywać zadania, pisać wypracowania, czytać, powtarzać materiał – bo to jest niezbędne, by się nauczyć do kartkówki, sprawdzianu. Wierzę, że to, że uczniowie nie będą oceniani pomoże im uświadomić sobie, że uczą się dla siebie.
- Dla nich ważne jest, że nie będą musieli wysiadywać po nocach nad pracami domowymi z wielu przedmiotów, bo gdy ich nie odrobią to dostaną jedynkę.
- No właśnie. Zwróćmy uwagę, że uczeń w tygodniu ma około 30 godzin lekcyjnych w szkole, potem idzie na zajęcia pozalekcyjne, pozaszkolne, a to kolejnych np. 10, co daje nam już 40 godzin. Czyli dziecko pracuje tyle co dorosły. I jeszcze ma mieć siłę na następne godziny nad zeszytami? Uczniom potrzebny jest czas na zabawę i wypoczynek.
- A wielu także potrzebuje konkretnego wsparcia np. w postaci terapii i na to też trzeba czasu.
- Dziś uczniowie borykają się z wieloma problemami. Widać to w szkole. Wsparcia wymagają osoby zagrożone wykluczeniem społecznym, znajdujące się w kryzysie psychicznym, a także cierpiące już na depresję. Zauważenie ich i niesienie im konkretnej pomocy jest niezbędne. Tak samo niezbędna jest profilaktyka. Dlatego trzeba z uczniami rozmawiać. Powinni to robić wszyscy nauczyciele, a w szczególności wychowawca, pedagog, psycholog, dyrektor.
- Czy oni zawsze wystarczą? Wraca temat zapraszania do szkół osób z zewnątrz, reprezentujących organizacje pozarządowe, stowarzyszenia czy fundacje, które zajmują się niesieniem pomocy i wsparcia w różnych formach. Ich działania często mają charakter prewencyjny, uświadamiający problemy, pokazujący narzędzia i sposoby reagowania w sytuacjach trudnych. Kogo wpuszczać, kogo nie, aby każdemu dziecku zagwarantować bezpieczeństwo i nie naruszyć jego praw w żadnym zakresie?
- Dla mnie jest to sprawa prosta. Trzeba wiedzieć, że dyrektor szkoły nie podejmuje decyzji o wyborze organizacji czy formy spotkania sam. Najpierw należy organizację sprawdzić – jaką prowadzi działalność statutową i czy jest ona związana z celami wychowawczymi, potem zasięgnąć opinii rady szkoły i rady rodziców. Te opinie muszą być pozytywne. No i w końcu jeszcze rodzic musi wiedzieć, że nie ma żadnego przymusu, by jego dziecko w zajęciach, jakie organizacja ma w szkole poprowadzić, uczestniczyło. Rodzic ma prawo wychowywać dziecko według własnych przekonań. To jest dokładnie tak jak z podejmowaniem decyzji w sprawie uczestnictwa lub nie w lekcjach wychowania do życia w rodzinie (których treści powinny zostać mu przedłożone) czy religii.
- Religia w szkole także jest jednym z głośnych zagadnień. Ministerstwo chce zmniejszyć liczbę godzin w tygodniu.
- Rozmowy zmierzają w tym kierunku. Religia powinna się odbywać na pierwszej lub ostatniej lekcji, a to jest często trudne organizacyjnie. Dlatego zdarza się, że uczniowie niechodzący na religię mają w środku dnia okienko. Wtedy muszą być pod opieką – np. nauczyciela w bibliotece czy w świetlicy. Zwraca uwagę też to, że szczególnie w szkołach ponadpodstawowych wielu uczniów z religii rezygnuje. Wiele szkół tworzy więc grupy łączące uczniów z różnych klas. To wszystko sprawia, że ograniczenie liczby godzin religii wydaje się dobrym rozwiązaniem. W Łodzi zresztą nie byłaby to nowość – już w poprzednich latach biskupi wyrażali na to zgodę w stosunku do konkretnych szkół.
- Postuluje się też, aby ocena z religii nie wchodziła do średniej.
- To dobry pomysł, dzięki któremu uczniowie będą mieli równiejsze szanse w uzyskaniu średniej ocen. Oceny z religii zwykle były wysokie, więc podnosiły średnią. Z drugiej strony jeśli komuś wychodziła z religii ocena niższa, która mu tę średnią zaburzała – mógł się z niej wypisać. W mojej ocenie najbardziej sprawiedliwe byłoby wliczanie do średniej wyłącznie ocen z przedmiotów obowiązkowych.
- W swoim pierwszym krótkim wystąpieniu podczas wręczenia nominacji na stanowisko kuratora mówił Pan o tym, że szkoła powinna być miejscem, w którym dobrze się czują wszyscy – zarówno uczniowie, jak i nauczyciele. Co może poprawić samopoczucie nauczycielom? Podwyżki płac?
- Na pewno, jest to jeden z czynników, który podniesie prestiż nauczyciela. Nauczyciele – podobnie jak uczniowie – odczuwają jeszcze skutki pandemii. Poza tym są często zmęczeni nadmiarem pracy. Wielu z nich, aby godnie zarabiać, uczy nie w jednej, a w dwóch szkołach, popołudniami na kursach, a dodatkowo jeszcze w szkołach dla dorosłych w weekendy. W tej sytuacji może brakować im energii na przygotowywanie się do lekcji, sprawdzanie prac uczniów. W takiej kondycji uniesienie szkolnej codzienności jest zdecydowanie trudniejsze. Dlatego uważam, że wzrost wynagrodzeń jest niezbędny i nie tylko jednorazowo. Powinien zostać wpisany w system, uwzględniający wzrost kosztów życia.
- Czy przyciągnęłoby to młodą kadrę do zawodu? Dziś nauczycieli nie przybywa, a wręcz przeciwnie – wielu cenionych nauczycieli odchodzi ze szkół, a braki kadrowe uzupełniają emeryci.
- Jeśli praca nauczyciela byłaby godnie wynagradzana, chętnych na pewno by przybyło, a nawet staliby się wobec siebie konkurencyjni. Dyrektorzy mogliby zatrudniać najlepszych. Już teraz, po tym jak rząd wprowadził podwyżki, a miasto dokłada jeszcze środki samorządowe na dodatki funkcyjne i motywacyjne – widzę wzrost zainteresowania pracą w szkole wśród absolwentów kierunków pedagogicznych.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?