Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jeszcze raz o jesieni ŁKS: Dobre były tylko statystyki

R. Piotrowski
W akcji pomocnik ŁKS Łukasz Piątek [Fot. Krzysztof Szymczak]
Piłkarze ŁKS zakończyli rok w strefie spadkowej ze stratą aż siedmiu punktów do „bezpiecznej” czyli trzynastej w tabeli Arki Gdynia. Co się stało? W ekstraklasie doświadczenie wzięło górę nad młodzieńczą pozbawioną solidnych fundamentów brawurą. Ełkaesiakom zabrakło i umiejętności, i piłkarskiej dojrzałości.

Lipiec i październik. Tu było w porządku. Tu było ok. W trakcie tych dwóch miesięcy beniaminek rozegrał pięć spotkań, wygrał trzy mecze, zanotował dwa remisy i ani razu nie schodził z boiska bez punktów. Innymi słowy, spisywał się tak, jak zapowiadała to imponująca w wykonaniu ferajny Moskala pierwszoligowa wiosna. Czyli z biglem. Czyli z fantazją. I przede wszystkim z punktami na koncie.

Cały szkopuł w tym, że do wspomnianej zdobyczy ełkaesiacy dołożyli jeszcze tylko grudniowe zwycięstwo nad Cracovią i rozeszli się do domów, klepiąc w sierpniu, wrześniu, listopadzie i przez większą część grudnia ligową biedę. Ta boiskowa aż piszczy, bo chociaż klub ma się dobrze, źle dziś wygląda z poziomu ekstraklasowej murawy, ba, gorzej nawet niż w najsłabszym chyba dotąd w historii występów drużyny w piłkarskiej elicie sezonie 2011/2012.

Do poprawki

W tym tegorocznym zakończonym klapą ekstraklasowym przedstawieniu z ełkaesiakami w rolach głównych zawiedli po trosze wszyscy. Aktorzy, reżyser, scenarzysta, dyrektor artystyczny teatru, a nawet sufler, więc publiczność z niesmakiem opuściła miejsca, chociaż tak bardzo zakochana jest w tej swojej scenie i w tych swoich aktorach, że zapewne ani myśli przegapić wiosennej premiery.

Powtórzymy po raz kolejny - przeszacowaliśmy możliwości drużyny, która skradła nam serca swą bezkompromisowością na zapleczu ekstraklasy, a w elicie została pozbawiona złudzeń. A łudziło się wielu, na czele z autorem tego tekstu. Kilka dni przed inauguracją sezonu ten mój naiwny entuzjazm studził red. Jan Hofman z „Expressu Ilustrowanego”, wskazując na niedostatki drużyny zarówno w defensywie, jak i w ataku. Okazało się, zupełnie tak jak później na ligowym boisku, że doświadczenie wzięło górę nad młodzieńczą pozbawioną solidnych fundamentów brawurą. Ełkaesiacy odbili się od ekstraklasy jak od ściany.

Nieskuteczni i tam, i tu

ŁKS w dwudziestu spotkaniach PKO Ekstraklasy zdobył zaledwie czternaście punktów. Wygrał cztery mecze, dwa zremisował i aż czternaście przegrał. Zdobył 20 goli, stracił najwięcej w lidze, bo aż 37, przede wszystkim dziurawej jak szwajcarski ser defensywie „zawdzięczając” fatalny bilans na zakończenie roku. ŁKS nie ustępował rywalom jeśli chodzi o pomysł na grę, niekiedy nawet jej organizację, a z piłką przy nodze sprawiał zazwyczaj nawet lepsze od przeciwnika wrażenie. W domu utrzymywał się jesienią przy niej średnio przez 58 proc. czasu gry (na wyjeździe – 50 proc.), oddawał w sumie ponad 15 strzałów na mecz (w tym 5 celnych), a i nie lenił się, bo przebiegał zwykle znacznie więcej kilometrów.

Zawodził niestety w tym, co najważniejsze czyli w piłkarskich detalach, dość powiedzieć że tylko co szesnaste uderzenie na bramkę przynosiło łodzianom efekt w postaci gola, a pozostałe nabijały jedynie statystyki golkiperom. Bezsprzecznie najlepszy piłkarz beniaminka Hiszpan Daniel Ramirez jesienią oddał najwięcej w lidze aż 72 strzałów, a zaledwie po co dwunastym z nich piłka znajdowała drogę do siatki. Częste urazy Łukasza Sekulskiego i słaba zdaniem trenera Kazimierza Moskala forma Rafała Kujawy dopełniły obraz drużyny, w naturze której leżało atakowanie, a która pozbawiona żądeł nie potrafiła nikogo boleśnie ukąsić.

Jeszcze gorzej sprawy się miały w okolicach szesnastki łodzian. Przeanalizowaliśmy każdą straconą przez ŁKS jesienią bramkę i nieco ponad dwadzieścia spośród nich obciąża konto obrońców (pozostałe to zazwyczaj wina pasywnej postawy defensywnych pomocników). Wspomniane błędy wynikały, co ciekawe, nie ze szwankującej organizacji gry obronnej defensorów czy ich sposobu ustawiania się na boisku (choć i tutaj np. w meczu z Legią wiele na sumieniu mieli ełkaesiacy), ale przede wszystkim z niewłaściwego sposobu krycia rywala przy stałych fragmentach gry czy nieudolnego wyprowadzania futbolówki ze strefy obronnej.

Do przerwy 0:1

Na domiar złego, ŁKS okazał się wyjątkowo czuły na każde niepowodzenie. Kiedy pierwszy tracił bramkę było po balu. W takim przypadku łodzianie przegrywali zawsze. Przegrywali bez względu na to, czy tracili gola przed przerwą czy po niej, przegrywali, gdy bili się i z faworytem, i z ligowym słabeuszem (najwięcej - aż siedem goli - stracili ełkaesiacy w ostatnim kwadransie gry, a sami zdobyli w końcówkach meczów tylko jednego gola).

W ŁKS zapewniają, że nie zamierzają się poddawać, choć na kilku zawodnikach, w tym także tych „zasłużonych”, którzy awansowali z klubem najpierw do pierwszej ligi a potem do ekstraklasy ponoć postawiono już krzyżyk. Na wylocie jest dziś ok. siedmiu piłkarzy. Dyrektor sportowy Krzysztof Przytuła szuka (zapewne od dawna) ludzi, dzięki którym ŁKS będzie wiosną odrobinę mądrzejszy, ciut rozsądniejszy, bardziej przytomny i nie tak dojmująco bezradny po pierwszym niepowodzeniu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki