Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jezus Chrystus: supergwiazda światowego kina w znanych filmach

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
"Pasja"
"Pasja" materiały dystrybutora
Gdy w święta Bożego Narodzenia ich sens rodzimi telewidzowie znowu będą postrzegać poprzez emisję „Kevina samego w domu”, Wielkanoc pozostaje czasem, kiedy i na małym ekranie można zobaczyć produkcje, których autorzy próbują dotknąć kwestii metafizycznych. A bohaterem jest Jezus Chrystus.

Prawdziwy wizerunek Jezusa pozostaje tajemnicą. Biblia nie podaje jego rysopisu, liczne zaś przedstawienia Chrystusa w sztuce ukształtowały i utrwaliły obraz Jezusa jako wysokiego, szczupłego, ale silnego mężczyzny o długich, falowanych, brązowych włosach, spokojnym spojrzeniu i jasnej cerze, ubranego w luźną, sięgającą ziemi szatę. W kinie wyglądem Jezusa zajmowano się odważniej - próbując go jak najbardziej urzeczywistnić, uwspółcześnić, czy uduchowić. O sposobie przedstawienia Jezusa na ekranie decydował zaś wybór aktora.

Do najgłośniejszych produkcji opowiadających o Jezusie należy „Pasja” w reżyserii Mela Gibsona z roku 2004 - wielce realistycznie i boleśnie przedstawiająca mękę Chrystusa. Główną rolę zagrał Jim Caviezel, który nie ukrywa swojej głębokiej wiary. Na planie modlił się, prosił o wsparcie księdza, nabawił się też zwichnięcia ramienia, ran od uderzenia pejczem, zachorował na zapalenie płuc. Do tego dołożył się chroniczny brak snu - wstawał o trzeciej nad ranem, bo samo nakładanie makijażu trwało osiem godzin. Serwis The Hollywood Reporter ujawnił niedawno, że Mel Gibson ze scenarzystą Randallem Wallacem rozważają nakręcenie kontynuacji, która miałaby koncentrować się na trzech dniach od śmierci oraz zmartwychwstaniu Mesjasza. „Pasja” była filmem finansowanym niezależnie, jej koszt wyniósł 30 mln dolarów. W kinach obraz w zawrotnym tempie zarobił ponad 612 mln dolarów. Dziś postrzegany jest jako jeden z najważniejszych o tej tematyce w historii kina.

Dziełem wywołującym swego czasu spore kontrowersje, a obecnie uznawanym za kultowe jest „Ostatnie kuszenie Chrystusa” Martina Scorsese z 1988 roku, ekranizacja powieści Nikosa Kazantzakisa. Jezusa z Nazaretu zagrał Willem Dafoe, jeden z najznakomitszych współczesnych aktorów filmowych (warto zauważyć, że po latach wystąpił w „Antychryście” Larsa von Triera). W środowiskach ultrakatolickich produkcję uznano za bluźnierstwo, jej istotą było podkreślenie wątpliwości, pokus i bezradności Jezusa-człowieka. W finale cieśla z Nazaretu zwany przez swych uczniów Nauczycielem musi wybrać między poświęceniem na krzyżu, a pozostaniem człowiekiem. Dafoe zapewniał, że skandal nigdy nie był celem ekipy filmowej, a Scorsese bardzo uważał na rozmaite niezręczne sytuacje podczas promocji filmu - np. nie pozwalał aktorowi fotografować się z papierosem, bo przecież „Jezus nie palił”...

Arcydziełem okrzyknięto telewizyjnego „Jezusa z Nazaretu” Franco Zeffirelliego z roku 1977 - dla wielu to do dziś najlepszy biblijny film. Szczególnie doceniono występ brytyjskiego aktora Roberta Powella jako Jezusa (co ciekawe, reżyser początkowo widział w tej roli Ala Pacino lub Dustina Hoffmana) - krytycy pisali o niezwykłym, mistycznym spojrzeniu, wyrazistej i ascetycznej twarzy, majestatycznej postawie. Warto zauważyć, że gdy Powell wcielał się w Jezusa, miał dokładnie trzydzieści trzy lata. Ponieważ film przedstawia historię całego życia Jezusa, na ekranie jest nim jeszcze czwórka dzieci: w wieku 12, 5 i 2 lat oraz niemowlę. Dwóch chłopców było Żydami, jeden Arabem z Maroka, a liczące trzy dni niemowlę - …dziewczynką.

W światowej kinematografii nie zabrakło również filmów, które do dziejów Jezusa i Biblii odnosiły się w sposób komediowy - najbardziej znaną tego typu produkcją pozostaje „Żywot Briana” z 1979 roku, przygotowany przez grupę Monty Pythona, w reżyserii Terry Jonesa. Tu głównym bohaterem jest Brian (zagrał go Graham Chapman), rówieśnik Chrystusa, który przychodzi na świat w Betlejem i zostaje omyłkowo uznany za Mesjasza. Mistrzowie absurdu kpią ze wszystkiego: od religii po hollywoodzkie, stereotypowe prezentowanie tematyki biblijnej. I pozostawiają z z serdecznym przesłaniem wyśpiewywanym w finale, po „ukrzyżowanku”, w pamiętnej piosence „Always look on the bright side of life”: „Bo życie ma coś z absurdu i zawsze kończy je śmierć. Więc skłoń się, gdy opada kurtyna, zapomnij o swych grzechach i z uśmiechem do widowni wykrzyw się. Baw się tym, drugiej szansy już nie otrzymasz”.

W polskim kinie Jezusem był np. Wojciech Pszoniak, który w 1972 roku zagrał Jeszuę Ha-Nocri w filmie Andrzeja Wajdy „Piłat i inni”, luźno opartym na powieści „Mistrz i Małgorzata”. Wybitny aktor wspominał w jednym z wywiadów, że miał trudności z oddaniem świętości, dlatego zagrał człowieka naiwnego, który kochał cały świat. W pewnym sensie to przecież odwrotność aktorów, którzy są kochani przez świat...

Jezus do miana gwiazdy pop-kultury został wyniesiony m.in. legendarnym musicalem „Jesus Christ Superstar”, w którym w scenicznej wersji partię Chrystusa śpiewał chociażby Ian Gillan, wokalista Deep Purple, a który to tytuł został zekranizowany w 1973 roku przez Normana Jewisona. W filmowej wersji w Jezusa wcielił się Ted Neeley, a wyśpiewane melodie - w tym poruszający, zachwycający song Marii Magdaleny - brzmią w uszach kolejnych pokoleń. W Łodzi, jeżeli ktoś pragnie sobie przypomnieć te kompozycje Andrew Lloyda Webbera, winien wybrać się na spektakl do Teatru Muzycznego.

Wśród klasycznych filmowych historii o życiu Jezusa jest „Opowieść o Zbawicielu” Philipa Saville’a z 2003 roku, której realizatorzy postawili sobie za cel jak najwierniejsze odtworzenie ewangelicznych wydarzeń. Jezusem w tej produkcji był Henry Ian Cusick, ale w obsadzie znalazło się całe grono znakomitych aktorów oraz tysiące statystów. Każdy z nich otrzymał uszyty z dużą dokładnością kostium, a muzyka została nagrana na instrumentach z czasów, w których rozgrywa się akcja filmu.

Na fali poszukiwania żony Jezusa, w ubiegłym roku powstał film „Maria Magdalena” Gartha Davisa, w którym tytułową rolę zagrała Rooney Mara, a Chrystusa - jeden z hollywoodzkich czarnych charakterów, czyli Joaquin Phoenix. Ciekawostką filmu był również fakt, że pojawił się w nim czarnoskóry apostoł Piotr, w wykonaniu Chiwetela Ejiofora. Z nowszych produkcji poświęconych Jezusowi warto jeszcze przywołać film „Syn Boży” Christophera Spencera z roku 2014 - kinową wersję bijącego rekordy oglądalności serialu „Biblia”, ukazującą losy Chrystusa od narodzin po ukrzyżowanie i zmartwychwstanie. To wersja Jezusa przystojnego - główną rolę zagrał Diogo Morgado. W 2016 roku powstał intrygujący film „Zmartwychwstały” Kevina Reynoldsa, z Cliffem Curtisem w roli Jezusa, opowiadający o rzymskim trybunie, który prowadzi śledztwo w sprawie pogłosek o zmartwychwstaniu żydowskiego Mesjasza, by nie dopuścić do wybuchu powstania w Jerozolimie.

Kto jeszcze grał Jezusa? Jednym z najbardziej niezwykłych odtwórców tej postaci był... Bella Lugosi, który zanim został słynnym Draculą zagrał Jezusa w „Pasji Chrystusa” z 1909 roku. W „Królu królów” z 1927 roku Jezusem był H.B. Warner, a w roku 1961 - Jeffrey Hunter. Jezusa zagrał też sam Max von Sydow w „Opowieści wszech czasów” z 1965 roku czy Christian Bale (późniejszy Batman) w filmie „Maria, matka Jezusa” z 1999 roku. Najbardziej znana postać w dziejach ludzkości to kuszący temat dla kina. I w dodatku nie musi ona bronić domu przed Joe Pescim i jego kompanem...

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki