Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Joanna Kopcińska: Prezydent Zdanowska mnie zawiodła. Mnie i tysiące łodzian [WYWIAD]

Marcin Darda
Joanna Kopcińska
Joanna Kopcińska Krzysztof Szymczak
Gdyby wybrano mnie na prezydenta Łodzi, to mogę zapewnić, że nie będę malowanym prezydentem - mówi Joanna Kopcińska w rozmowie z Marcinem Dardą. - Ale to żaden wstyd słuchać rad osób doświadczonych...

"Nie ma między nami (w klubie PO - red.) różnic ideologicznych i programowych, są tylko merytoryczne" - mówiła Pani przed rokiem, po usunięciu z PO. Mija rok i co? Nadal ideologicznie nie różni się Pani od poglądów Platformy?
Wstępując do PO miałam nadzieję, że jest to partia głęboko obywatelska. Zaufałam PO i prezydent Hannie Zdanowskiej. Bardzo się jednak zawiodłam, tak jak tysiące łodzian. Okazało się, że co innego PO obiecuje i deklaruje, a co innego robi. Okazało się, że ta partia opuściła nas wszystkich - łodzian. Zamiast głębokimi zmianami w mieście, zajęła się konfliktami, awanturami i konsumowaniem owoców władzy. Nie mogłam na to pozwolić.

Ale w ciągu kilku miesięcy z radnej PO stała się Pani kandydatką PiS na prezydenta Łodzi. To jest ideologiczna przepaść, która budzi wątpliwości co do szczerości tego Pani wyboru.
Pragnę zwrócić uwagę na to, że jestem kandydatem niezależnym i myślę, że możecie państwo zaobserwować, że nie tylko deklaruję, iż chcę rozmawiać z każdym, kto ma dobry pomysł na nasze miasto, ale po prostu to robię. Zapraszam ludzi do współpracy z różnych środowisk, ponieważ te problemy, którymi się muszę zająć, nie mają barw politycznych. Jeśli ktoś jest fachowcem w swojej dziedzinie, jest człowiekiem uczciwym i zależy mu na dobru naszego miasta i łodzian, to kwestia przynależności partyjnej jest sprawą drugorzędną. Uważam, że do sprawnego zarządzania miastem potrzebni są eksperci, a z wiedzy ekspertów trzeba skorzystać. Wiedzy absolutnej nie ma żaden prezydent, czego niestety efekty możemy oglądać dziś w Łodzi. Jeżeli zaś pyta pan o moje poglądy, to nie jest żadną tajemnicą, że są i zawsze były konserwatywne. Zawsze byłam osobą wierzącą, zawsze chodziłam do kościoła. Tak mnie wychowano, a ojciec zaszczepił we mnie głęboki szacunek do tradycyjnych wartości, wolę walki oraz szacunek do innych ludzi.

Tak Pani podkreśla swoją niezależność i bezpartyjność, a siedziała w pierwszym rzędzie na kongresie organizowanym przez PiS. A gdyby zaprosił Panią Leszek Miller i SLD?
To był kongres zjednoczeniowy prawicy. Jestem człowiekiem o poglądach konserwatywnych, więc właśnie tam było moje miejsce. Trzeba jednak oddzielić osobiste poglądy i wyznawane wartości od pracy dla Łodzi w samorządzie, bo tutaj mamy do czynienia z problemem gigantycznego bezrobocia, fatalnie działającej opieki społecznej i brakiem wsparcia dla łódzkich rodzin. I to tymi i wieloma innymi kwestiami musi zajmować się włodarz miasta.

Ale Pani, mówiąc szczerze, nie chciała być z PO usunięta. Wzbraniała się Pani, a część elektoratu PiS może tego Pani nie wybaczyć.
Moje działania zawsze były jasne i konsekwentne, nie zmieniam poglądów w zależności od pogody. Nie dawałam zgody na działalność władz Łodzi m.in. w zakresie inwestycji w Nowym Centrum Łodzi. Moim ustawowym obowiązkiem jako radnej była kontrola tej inwestycji i z tej roli chciałam się dobrze wywiązywać. Dla pani prezydent z PO był to jednak przyczynek do kolejnej politycznej awantury. A z tym w Łodzi trzeba już skończyć.

Jan Tomaszewski powiada, że gdyby nie zaprezentowano Pani jako kandydatki na ostatniej prostej przed eurowyborami, PiS wygrałoby te wybory w Łodzi i całej Polsce. Czuje się Pani winna?
Bardzo dziękuję Jankowi, że tak wysoko mnie ceni, ale myślę, że nawet trochę przecenia. Jestem jego słowami zaskoczona, ponieważ był pierwszą osoba, która namawiała mnie do współpracy z PiS. Służył mi pomocą na wstępie. Mam tylko nadzieję, że ta jego troska o kandydata PiS wynika z prawdziwej troski o miasto, a nie z doraźnego interesu politycznego jego jako posła, bo mam nadzieję, że nie robi tego wszystkiego po to, by startować z listy PO.
Załóżmy, że jest Pani prezydentem Łodzi. Już słyszę to, co mówi się dziś, czyli, że tak naprawdę rządzą Marcin Mastalerek i Włodzimierz Tomaszewski.
Jeśli łodzianie powierzą mi tę funkcję, to mogą być pewni, że nie będę malowanym prezydentem. To ja będę ponosiła odpowiedzialność za podejmowane decyzje. Ale samodzielność w podejmowaniu decyzji nie oznacza, że nie mogę słuchać rad innych osób. Chcę się wspierać ekspertami i rozmawiać z każdym, ale najważniejsza jest moja wizja zarządzania miastem. Zadaniem prezydenta jest wysłuchanie opinii ekspertów oraz urzędników i na tej podstawie wyrobienie sobie własnego zdania, a następnie podjęcie decyzji. Nikt nie jest wszechwiedzący i to żaden wstyd korzystać z rad osób doświadczonych.

Ale czy to Pani buduje te sojusze, czy buduje je PiS? Mam na myśli choćby wsparcie Włodzimierza Tomaszewskiego i ŁPO. Nawet w PiS słychać, że się obawiają, czy po obietnicy posady wiceprezydenta dla Tomaszewskiego, ludzie nie pomyślą, że wraca Jerzy Kropiwnicki.
Włodzimierz Tomaszewski to doświadczony samorządowiec, nie zapominajmy, że to przedstawiciel ważnego i licznego w Łodzi środowiska, z którego wywodził się przecież najlepiej przez łodzian oceniany prezydent tego miasta - Grzegorz Palka. To bardzo aktywne środowisko, które zasługuje na to, by mieć swego przedstawiciela w zarządzie miasta.

Ale to środowisko bardzo się kłóciło z Pani środowiskiem: Włodzimierz Tomaszewski krytykował Łukasza Magina i na odwrót, Marek Michalik miał fatalne relacje z Włodzimierzem Tomaszewskim. Gratuluję Pani wiceprezydentów...
Cieszę się, że udało mi się pogodzić wszystkich wymienionych, ambitnych przecież polityków. Myślę, że na tym polega rola prezydenta - musi włączyć w pracę i dialog jak największą liczbę osób chcących działać, mających doświadczenie i pasję. Będę pilnowała, żeby panowie zajmowali się wyłącznie pracą dla Łodzi i jej mieszkańców.

Kto Panią wymyślił? Bo chodzi plotka, że Pani w roli kandydatki PiS na prezydenta Łodzi to wynik spisku między prezesem NIK Krzysztofem Kwiatkowskim a prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim.
Nie zajmuję się spiskowymi teoriami, plotkami rozsiewanymi przez anonimowe osoby, ale pracą na rzecz Łodzi i łodzian. W swojej pracy w samorządzie starałam się być aktywna, mam nadzieję, że dałam się poznać jako osoba, której zależy na naszym mieście i jego mieszkańcach. Udało mi się przekonać do swojej wizji rozwoju tego miasta prezesa Jarosława Kaczyńskiego oraz posła Marcina Mastalerka. To jest cała tajemnica poparcia mojej kandydatury przez PiS. Przedstawiłam moją wizję rozwiązania problemów Łodzi, czyli przestawienie obecnych priorytetów tak, by miasto pełniło służebną rolę wobec mieszkańców, by inwestować w człowieka, a nie tylko lać beton. Prezes Kaczyński się z tym zgodził, zresztą program, który przygotowało PiS, jest jak na zamówienie napisany dla Łodzi. Nie mamy już przemysłu włókienniczego, a skutkiem tego jest bardzo duże bezrobocie. To jest główny problem Łodzi, a spośród 16 miast wojewódzkich za nami jest tylko Białystok ze stopą bezrobocia na poziomie 16 proc. U nas jest ponad 12 proc. Na tym się trzeba skupić. Rozmawiam z wykładowcami wyższych uczelni oraz studentami i oni mówią, że nie czują, by to było miasto akademickie. Na szczęście jest tak, że młodzi ludzie Łódź lubią i chcą tu zostać. Jednak by tak się stało, to my jako samorząd musimy stworzyć odpowiednie warunki dla zrównoważonego rozwoju miasta. O tych właśnie, a także wielu innych rzeczach rozmawiałam z prezesem Kaczyńskim.

I tak po prostu była radna znienawidzonej przez PiS Platformy spotkała się z prezesem największej partii opozycyjnej w kraju?
Parę lat temu też byłoby mi trudno w to uwierzyć. Życie pisze najbardziej zaskakujące scenariusze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki