Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Joanna Madej: W moich żyłach płynie benzyna

Dariusz Kuczmera
Łodzianka Joanna Madej w roli pilota ma pojechać w Rajdzie Dakar 2014
Łodzianka Joanna Madej w roli pilota ma pojechać w Rajdzie Dakar 2014 Jarosław Kosmatka
W rajdach samochodowych nie ma podziału na płeć, więc panie rywalizują z mężczyznami. Kiedy trzeba potrafię, nie bacząc na łamiący się paznokieć, walczyć z awarią, czy na kolanach zmieniać koło. Ale z drugiej strony, jak tylko jest przerwa, od razu poprawię manicure - mówi Joanna Madej, łodzianka, która w roli pilota ma pojechać w Rajdzie Dakar 2014.

Skąd w atrakcyjnej kobiecie takie motoryzacyjne geny? Kultywuje Pani rodzinne tradycje?
Już od najmłodszych lat wolałam bardziej bawić się samochodzikami niż lalkami. A najszczęśliwsza byłam, gdy siedząc u dziadka w warsztacie samochodowym udało podać się właściwy klucz. W wyścigach jeździł brat mojej mamy, więc Maluch z klatką był dla mnie tak naturalny jak czterokołowy rowerek dla innych. Później coraz częściej obserwowałam mojego brata Mikołaja, który w dziwnym kombinezonie znikał z domu i wracał z pucharami, albo sztywną szyją. Wpadały mi w ręce notatki rajdowe, zdjęcia, z wypiekami na twarzy słuchałam opowieści "ścigantów". Można więc powiedzieć, że motoryzację mam we krwi, a dokładniej mówiąc czasem wydaje mi się, że w moich żyłach płynie wyłącznie benzyna.

Proszę przypomnieć przebieg swojej kariery?
Na pierwszy poważny rajd zabrał mnie oczywiście mój brat i było to lekarstwo na złamane serce. Na tyle poskutkowało, że stało się moją największą miłością. Zaczynałam od mycia szyb w rajdowym Fordzie Escorcie Cosworth. Potem zajęłam się marketingiem sportowym, byłam rzecznikiem prasowym dużych teamów, a w międzyczasie startowałam najpierw w KJS-ach, a następnie w Pucharze Automobilklubów i Klubów zbierając punkty do licencji kierowcy rajdowego. Aż przyszedł czas na pierwszy start w rajdzie - Cieszyńskiej Barbórce (2000 lub 20001, nie pamiętam). Zresztą bardzo symboliczny, gdyż Mikołaj jechał z Leszkiem Kuzajem Toyotą Corollą WRC z nr 1 na drzwiach, a ja Fiatem Cinguecento z nr sto którymś. Pałeczka została przekazana - ja rozpoczęłam rajdowe życie, a mój brat właśnie wtedy postanowił, po 18 latach startów, je zakończyć. Notabene ściganie skończyliśmy na tym samym, 7 oesie. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że zapadłam na nieuleczalną chorobę, a adrenalina będzie napędzała całe moje życie.

Kolejnym krokiem wtajemniczenia rajdowego była oczywiście tzw. II liga czyli Puchar Polski, w którym startowała Pani z dwoma łódzkimi kierowcami.
Ale cel był w moim przypadku jeden - zdobywanie jak największej ilości doświadczenia i "wyjeżdżenie" licencji uprawniającej do startów w międzynarodowych rajdach. 2002 rok to pierwszy start w Mistrzostwach Polski (VW Golf, Rajd Elmot) i od razu wygrana w klasie! To zaostrzyło apetyt. Rok później sezon, który wspominam bardzo miło. Starty w Rajdowym Pucharze Peugeota 206, podczas którego z Piotrkiem Starczukowskim zdobyliśmy tytuł drugich wicemistrzów Polski. W końcu przyszedł czas na przygody z mocniejszymi samochodami typu Super 1600. Wspaniałe, pełne emocji chwile. Jednak chyba najbardziej udany rok to ten, który spędziłam z Grześkiem Grzybem w teamie Suzuki Polska. Profesjonalny kierowca, samochód z górnej półki, rewelacyjni mechanicy. Dzięki temu, wraz z naszym Suzuki Swiftem Super 1600 w 2007 roku stanęliśmy na najwyższym stopniu podium zdobywając tytuł Mistrza Polski. Potem przesiadłam się do czteronapędówek i tak pozostaje do dziś. Choć ostatnio poznaję całkiem nową dyscyplinę - rajdy typu cross country.

Jakie predyspozycje musi mieć kobieta, by startować w rajdach?
W tym sporcie nie ma podziału na płeć więc panie rywalizują z mężczyznami. I to właśnie oni mają wciąż liczebną przewagę. Trzeba więc na pewno umieć zachować zdrową równowagę między byciem kobietą a zawodnikiem. Kiedy trzeba potrafię, nie bacząc na łamiący się paznokieć, walczyć z awarią, czy na kolanach zmieniać koło. Ale z drugiej strony jak tylko jest przerwa od razu poprawię manicure. Nie ukrywam, że czasem korzystam z przewagi płci. Gdy trzeba, używam rzęs czy "spojrzenia kota ze Szreka", ale jednocześnie rzucę się na pomoc do wypychania auta rywali. Na pewno trzeba mieć silną psychikę, podzielność uwagi, potrafić zaufać partnerowi z samochodu i skoncentrować się tylko na walce z czasem.

Jak doszło do "randki" z Klaudią Podkalicką?
Wiele lat temu, gdy Klaudia była na początku swojej kariery, a ja jeździłam już w czołówce Mistrzostw Polski, tata Klaudii patrząc na nas razem stwierdził, że super byłoby zrobić kiedyś taką prawdziwą, damską załogę, która chciałaby ciężko pracować i wygrywać. Wtedy złożyłam obietnicę, potwierdzając, że to bardzo dobry pomysł… i o sprawie zapomniałam. Telefon zadzwonił w kwietniu, po tym jak postanowiłam odwiesić kask na kołek. Ale jak się kiedyś powiedziało A to trzeba... dojść do Z! Po dłuższym zastanowieniu podjęłam wyzwanie i pojechałam na pierwsze testy. Nie wiedziałam czego się spodziewać, bo nigdy nie jeździłam z kobietą, piaski znałam tylko z szutrowych rajdów, a w samochodach siedziałam raczej na podłodze niż wysoko jak na tronie. Na szczęście okazało się, że między mną a Klaudią od razu był "rajdowy klik" i bardzo dobrze się razem czujemy, a nowa dyscyplina tchnęła we mnie drugie rajdowe życie i starty dają mi tyle pozytywnych emocji jak na początku ścigania i teraz żyję znów od startu do startu.

Jak radzą sobie dwie kobiety w szybkim samochodzie?
Obie jesteśmy motoryzacyjnymi kobietami, więc takie życie nas napędza. Jesteśmy bardzo pracowite i ambitne, a to niezły sposób na sukces. W przypadku tak ciężkich rajdów (odcinki mają niejednokrotnie po kilkaset kilometrów) oraz dużego samochodu najważniejszym było znaleźć słabe punkty i je wyeliminować w miarę możliwości. Wiele rzeczy musimy robić sprytem, bo najzwyczajniej nie mamy tyle siły ile inne męskie załogi, z którymi rywalizujemy. Włożyłyśmy więc więcej pracy w to aby wymyślić np. jak zmienić koło, które w naszym aucie waży 35 kg, a więc znacznie więcej niż połowa każdej z nas. Ciągle też musimy udowadniać facetom, że wygrywamy z nimi nie przypadkiem.

Czy trudniej jest być kierowcą rajdowym czy pilotem?
Droga formalna jest dokładnie taka sama. Żeby jeździć na poziomie Mistrzostw Polski trzeba mieć krajową licencję kierowcy rajdowego. Ja dodatkowo mam jeszcze międzynarodową pilota. A czy potem siedzi się na prawym czy lewym fotelu to zależy od indywidualnych predyspozycji. Nie potrafię powiedzieć czyja rola jest trudniejsza. Każdy ma swoją działkę, którą musi wykonywać w 100%, a najważniejsze to dobrze się uzupełniać.

Na czym polega praca pilota?
Pilot na rajdzie to taki organizator. Oprócz samego dyktowania na odcinku specjalnym do naszych obowiązków należy cała papierkowa robota - gromadzimy niezbędne dokumenty, odpowiadamy też za przestrzeganie regulaminów, pilnujemy czasów wjazdu na punkty kontroli czasu, serwisy, odcinki. Jednym słowem bardzo dużo liczymy! Gdy kierowca idzie spać my przygotowujemy notatki na następny dzień. Wszystko trzeba przygotować tak, aby nawet w bardzo stresujących momentach nie zastanawiać się tylko dyktować bezbłędnie. W rajdach cross country dochodzi jeszcze obsługa kilku specjalistycznych urządzeń, które powodują, że można nawigować tam, gdzie nie ma dróg.
Chyba mniej "gadania" jest w Rajdzie Dakar niż np. w Rajdzie na szutrowych trasach w Finlandii?
Rzeczywiście w rajdach cross country specyfika dyktowania jest zupełnie inna. Cały czas dość trudno jest mi przyzwyczaić się do tego, że są partie, w czasie których milczę! A prędkości są podobne. Tu również leci się ponad 100km/h po lesie. Z tym, że coś co dla załóg z rajdów tzw. płaskich jest drogą z kilkoma zakrętami dla cross countrowców jest prostą! Zważywszy na moje dotychczasowe doświadczenie to nowe wyzwanie. Tutaj większą rolę odgrywa czytanie drogi niż słuchanie wskazówek. Krzysiek Hołowczyc opisał to bardzo dosadnie - w rajdach płaskich jeździło się na słuch, a tu na wzrok. Co nie oznacza oczywiście, że pilot odgrywa mniejszą rolę. Nadal bardzo precyzyjnie przekazuję informacje w którą stronę jechać, ostrzegam przed niebezpiecznym ukształtowaniem terenu itp. Z tą tylko różnicą, że nigdy wcześniej na danym odcinku nie byłyśmy i trzeba dyktować opierając się na tzw. road booku (książka drogowa z zaznaczoną trasą, podanymi odległościami, informacjami dodatkowymi) oraz haldzie, która odmierza co do jednego metra. Czy trudniej? Inaczej. Na pewno trzeba mieć bardziej podzielną uwagę i potrafić skoordynować wiele działań.

Widziałem, jak ciężkie badania wytrzymałościowe przechodziłyście w klinice "Twoje Zdrowie". Po co kierowcy rajdowemu i pilotowi dobra kondycja?
To wiąże się przede wszystkim z długością rajdów cross country. Tu jeden odcinek jest dłuższy od całego rajdu, w których jeździłam poprzednio! Widziałam twardych facetów, którzy na mecie tracili przytomność. To niełatwe przez kilka godzin utrzymywać maksymalną koncentrację do tego często w potwornym upale i bardzo nierównym i wymagającym terenie. Latem w aucie rajdowym temperatura potrafi przekraczać 60 stopni. A my mamy na sobie niepalną bieliznę (kalesony i golf), gruby kombinezon, balaklawę i kask. Dodatkowym aspektem jest wspominana przeze mnie zmiana koła, a na pustyni "łopatowanie" jak dakarowcy nazywają wykopywanie rajdówek z piasku. Trzeba też pamiętać, że nasze ciała są narażone na ogromne przeciążenia i potrzebne są stalowe mięśnie, aby nie nabawić się kontuzji. To naprawdę ciężki sport. Dlatego ważne jest również to co, kiedy i jakich ilościach jemy i pijemy.

Czy jeżdżąc na fotelu pilota jest miejsce na strach?
Jest. Na obu fotelach. Ten sport lubi pokorę, a nie boi się tylko głupiec. Natomiast należy zrobić wszystko aby ryzyko zminimalizować do maksimum. Trzeba być bardzo skoncentrowanym, uważnym i nie myśleć, że to chyba nie do końca normalne.

Czy naprawdę warunki w kabinie samochodu są ekstremalne - gorąco, itd.?
W kabinie jest przede wszystkim ciasno więc nie polecam tego sportu ludziom cierpiącym na klaustrofobię. Fotel kubełkowy i pasy szelkowe do najbardziej wygodnych również nie należą. Dookoła sama blacha, więc latem jest ogromnie gorąco. Najczęściej ogrzewanie musimy mieć ustawione na full żeby nie przegrzewał się silnik. Gdy do tego doda się brak możliwości uchylenia szyby, mamy niezły piecyk, w którym naprawdę trudno się nawet siedzi, a co dopiero walczy przez wiele godzin.

Najbardziej dramatyczne i najprzyjemniejsze przeżycie w Pani karierze?
Niestety mam takie za sobą. A może i dobrze, bo od tamtej pory mam dużą pokorę i wielką radość życia starając się nie tracić ani sekundy. To był 2009 rok. Rajd Dolnośląski i Mitsubishi Lancer Evo IX. Bardzo złe warunki pogodowe. Jechaliśmy ok. 120km/h gdy na zakręcie puściła opona. W ułamku sekundy zawinęło nas na drzewie. Uderzenie było tak silne, że straciliśmy przytomność, a gdy się ocknęliśmy leżeliśmy mocno uszkodzonym autem poniżej drogi, bez jednego koła z wygiętą w banan klatką. Akcja ratunkowa przeprowadzona została perfekcyjnie, w szpitalu też zajęli się nami bardzo profesjonalnie. Najgorsze chwile? Gdy dłuższy czas nie mogłam złapać oddechu (pasy przymocowane do klatki bezpieczeństwa znacznie się napięły), a straż próbowała dostać się do auta. Wtedy bardzo mocno poczułam, że kocham żyć.

Jak przebiegają przygotowania do Dakaru 2014?
Zaczęły się już w momencie, gdy zapadła decyzja o wspólnych startach. Mamy za sobą kilkudniowe testy na poligonach, dwa rajdy, jedną sesję badań wydolnościowych i codzienne treningi wzmacniające nasze organizmy. Biegamy (ja na nartach), ćwiczymy, rozciągamy, jeździmy na rowerach, pływamy, podnosimy ciężary. Uczymy się mechaniki samochodowej i naprawiania tego co można w warunkach polowych. Ćwiczymy zmianę koła. Dodatkowo oczywiście oglądamy i czytamy wszystko co ma związek z tym najtrudniejszym na świecie rajdem. Nastawiamy się psychicznie. Sporo czasu staramy się też spędzać wspólnie, bo ja uważam, że każda aktywność, w której razem bierzemy udział przybliża nas do spełnienia marzenia, jakim jest odebranie pamiątkowej statuetki na mecie Dakaru.

Pani podejście do sportu motorowego musi imponować...
Po tylu latach w sporcie motorowym jedno wiem na pewno - nie umiem żyć bez adrenaliny, a każdy wyjazd napędza mnie na kolejne tygodnie zwykłego życia. Uwielbiam moment kiedy zakładam kombinezon i biorę kask. Teraz zasypiam z myślą o pustyni. Kompletnie mnie trafiło i mimo, że póki co znam ją tylko z filmów bądź opowieści to nie mogę się już doczekać kiedy pojedziemy na pierwszy trening! Dawno temu, jeden z bliskich mi osób, bardzo doświadczony pustynnie powiedział, że "jak się raz pojedzie na wydmy to ziarenko piasku zostanie w sercu na zawsze". Ja na wydmach jeszcze nie byłam, ale już wiem, że miał stu procentową rację..

Rozmawiał Dariusz Kuczmera

Damy ci więcej - zarejestruj się!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki