Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Karol Piskorski, nowy szef Oddziału IPN w Łodzi i były żołnierz jednostki Grom, specjalnie dla Dziennika Łódzkiego [wywiad]

Sławomir Sowa
Sławomir Sowa
Karol Piskorski był żołnierzem GROM, służbę zakończył w stopniu podpułkownika. Jest trzecim dyrektorem Oddziału IPN w Łodzi w tym roku. W maju ze stanowiska po sześciu latach zrezygnował Dariusz Rogut, który został rektorem Akademii Piotrkowskiej. Po nim niespełna pół roku obowiązki szefa IPN w Łodzi sprawował Mateusz Kotecki.
Karol Piskorski był żołnierzem GROM, służbę zakończył w stopniu podpułkownika. Jest trzecim dyrektorem Oddziału IPN w Łodzi w tym roku. W maju ze stanowiska po sześciu latach zrezygnował Dariusz Rogut, który został rektorem Akademii Piotrkowskiej. Po nim niespełna pół roku obowiązki szefa IPN w Łodzi sprawował Mateusz Kotecki. Krzysztof Szymczak
17 lat służby w jednostce wojskowej GROM wiązało się z wielkim napięciem emocjonalnym i zdrowotnym. Brałem udział w ponad 150 operacjach wojskowych. Było trochę ciężkich wydarzeń, straciłem kilku wspaniałych kolegów, ale taka jest kolej losu. Zdrowie nie pozwalało mi na kontynuowanie służby w jednostkach specjalnych. Uznałem, że najwyższy czas, żeby służbę w mundurze zamienić na służbę w garniturze - wyjaśnia swoją decyzję przejścia do IPN Karol Piskorski, nowy dyrektor Oddziału IPN w Łodzi.

Jak się do pana zwracać: panie dyrektorze, panie pułkowniku?
Jak pan woli. Do końca życia pozostanę oficerem Wojska Polskiego. Składałem przysięgę narodowi polskiemu i z tej przysięgi nikt mnie nie zwolnił.

W takim razie, panie pułkowniku, dlaczego po odejściu do rezerwy nie kontynuował pan kariery w wojsku, chociażby w Wojskach Obrony Terytorialnej, tak jak zrobiło to wielu pańskich kolegów, byłych oficerów Wojsk Specjalnych? Dlaczego IPN?

17 lat służby w jednostce wojskowej GROM wiązało się z wielkim napięciem emocjonalnym i zdrowotnym. Zdrowie nie pozwalało mi na kontynuowanie służby w jednostkach specjalnych. Uznałem, że najwyższy czas, żeby służbę w mundurze zamienić na służbę w garniturze. Praca, a w zasadzie służba w Instytucie Pamięci Narodowej, to jest kontynuacja mojej służby Polsce. Mam możliwość współpracy z ludźmi wielkiej pasji, a takimi osobami są pracownicy IPN.

Służba w jednostce wojskowej GROM

Nie śnią się panu po nocach te lata spędzone w Gromie?
Nie śnią mi się, choć byłem na sześciu misjach i brałem udział w ponad 150 operacjach wojskowych. Nie mam z tym problemu, ale to kwestia właściwego treningu i mojego charakteru. Było trochę ciężkich wydarzeń, straciłem kilku wspaniałych kolegów, ale taka jest kolej losu. Trzeba iść dalej, nie oglądać się za siebie, choć ktoś mógłby powiedzieć, że historia i IPN to właśnie oglądanie się za siebie. Powiem tak: o historii trzeba pamiętać i przekazywać ją młodemu pokoleniu. Mimo że nie jestem zawodowym historykiem, to sam tworzyłem współczesną historię oręża polskiego i chciałbym, żeby w przyszłości orędownicy prawdy historycznej mieli możliwość przedstawiania wielkich polskich czynów młodemu pokoleniu.

Mówił pan o stracie kilku kolegów. Były sytuacje, gdy sam pan był zagrożony śmiercią?
Oczywiście. Zawsze kiedy spotykam się z przyjaciółmi z Gromu, wspominamy takie zdarzenia. Część kolegów jest już w rezerwie, tak jak ja. Ale wszyscy uważamy się za współczesnych cichociemnych i dla nas tradycja bycia razem i wspominania tego, co razem przeszliśmy, jest bardzo ważna. Najczęściej jednak staramy się mówić o tym co było dobre, co było wspaniałą męską przygodą.

Bywały oczywiście chwile dramatyczne, tak, jak w 2013 roku w bazie w Ghazni w Afganistanie. Tam często spadały wtedy pociski artyleryjskie. Jeden z nich, dużego kalibru, uderzył w nasz rejon, wszyscy leżą na ziemi, ja również. Niewiarygodne, jakie spustoszenie może zrobić jeden taki pocisk. Bałem się, że stracę kogoś ze swoich ludzi. Kiedy kurz opadł, okazało się, że wszyscy są cali i zdrowi. Uznałem to za swego rodzaju cud. Takich sytuacji było więcej, ale nie o wszystkim mogę jeszcze mówić.

Nie jestem zawodowym historykiem, ale szybko się uczę

Jest pan jedynym komandosem wśród dyrektorów IPN i jedynym dyrektorem IPN wśród komandosów. Wspomniał pan, że nie jest zawodowym historykiem. Może nawet postawić panu tego rodzaju zarzut. Czy to nie przeszkodzi panu w kierowaniu oddziałem IPN? To jednak specyficzna, badawcza instytucja.

Ja się szybko uczę. Pełniłem obowiązki dyrektora Oddziału IPN w Gdańsku, można zapytać pracowników, jak im się ze mną współpracowało. Jestem też pasjonatem historii, choć może bardziej w wymiarze amatorskim. Jeśli chodzi o pracę merytoryczną, wielkim wsparciem dla mnie będzie zastępca dyrektora pani dr Joanna Żelazko. Będziemy tworzyć uzupełniający się zespół. Ja będę zarządzał łódzkim Oddziałem Instytutu, tak jak zostałem nauczony w Wojskach Specjalnych, a pani dr Żelazko będzie odpowiadać za stronę merytoryczną.

Kiedy był pan doradcą prezesa IPN Karola Nawrockiego, zajmował się pan historią wojskowości. Czy to znaczy, że w Łodzi też pan położy większy nacisk na tę tematykę?
W tym zakresie przede wszystkim chciałbym wzmocnić współpracę z jednostkami wojskowymi stacjonującymi na terenie województwa łódzkiego. Wojsko jest nośnikiem kultywowania tradycji oręża polskiego, nie tylko z okresu II wojny światowej, ale również powojennego podziemia antykomunistycznego, że wspomnę Warszyca, patrona 9 Łódzkiej Brygady Obrony Terytorialnej. Znam kadrę dowódczą zarówno łódzkiej brygady WOT, jak i 25 Brygady Kawalerii Powietrznej. To są moi koledzy, razem służyliśmy. Chciałbym to wykorzystać do promowania historii wojskowości.

Ma pan już sprecyzowane plany, jak będzie wyglądała działalność łódzkiego Oddziału IPN pod pańskim kierownictwem?
Zidentyfikowaliśmy kilka obszarów, na których chcemy się skupić. Chciałbym zwiększyć rozpoznawalność IPN oraz poszerzyć grono odbiorców naszej oferty. W 2024 roku chciałbym stworzyć lokalną, łódzką odmianę Przystanku Historia, gdzie odbywałyby się spotkania historyków, miłośników historii, nauczycieli, uczniów. Będzie to miejsce, gdzie będą się odbywać konferencje, warsztaty i pokazy. Wybraliśmy już wstępnie lokal przy ulicy Piotrkowskiej.

Szybko. Dopiero co został pan dyrektorem.
Byłem szkolony do szybkiego działania. Po drugie, chciałbym wyjść z naszą ofertą poza województwo łódzkie. Wynika to z faktu, że obszar odpowiedzialności łódzkiego oddziału to także część Mazowsza – Sierpc, Mława, Żuromin, Płońsk – a jesteśmy tam zbyt słabo rozpoznawalni.

Chciałem być pilotem

Po wojsku wybrał pan karierę w IPN. A od czego pan zaczynał?
Pochodzę z Puław, zawsze chciałem zostać pilotem wojskowym. Dęblin był blisko, więc skończyłem Ogólnokształcące Liceum Lotnicze. Ale z czasem bardziej spodobał mi się surwiwal i zamiast Szkoły Orląt, skończyłem Wyższą Szkołę Oficerską Wojsk Zmechanizowanych we Wrocławiu na kierunku rozpoznanie i działania specjalne. Kiedyś zobaczyłem zdjęcia żołnierzy ze świeżo powołanego Gromu, którzy uczestniczyli w misji na Haiti i pomyślałem, że to jest to, co chcę robić w życiu.

A skąd Łódź w pańskim życiorysie?
Mam duży sentyment do Łodzi, bo swoje pierwsze stanowisko dowódcze objąłem w 25. Brygadzie Kawalerii Powietrznej, w pierwszym batalionie w Leźnicy Wielkiej i przez 5 lat, do 2005 roku, mieszkałem w Łodzi na Teofilowie. Tam też urodził się mój starszy syn.
Później była Warszawa i Gdańsk. Teraz w pewnym sensie wróciłem na stare śmieci.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najlepsze atrakcje Krakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki