Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Każdy ma takiego Frankensteina, jakiego sobie zrobił

Marcin Darda
Marcin Darda
Marcin Darda Grzegorz Gałasiński
Polityka odbiera rozum ludziom nawet uchodzącym za rozumnych. W Łodzi stwierdzenie tego faktu przychodzi tym łatwiej, im częściej z politykami się obcuje, zawodowo rzecz jasna, a nie z sympatii. Im więcej mówią, że chcą być z dala od polityki, tym bardziej w nią brną.

Weźmy choćby 17-godzinną awanturę o budżet Łodzi AD 2014. Wszyscy mówili, że nie chodzi im o politykę, a na polityce jak zwykle się skończyło. Żeby było jasne: doceniam gest prezydent Łodzi Hanny Zdanowskiej, która w całości chciała przepchnąć poprawki całej opozycji jako własną autopoprawkę i wygrać budżet jeszcze przed wojną. Tyle że to gest, którego zwyczajnie należy oczekiwać od prezydenta miasta w sytuacji, gdy stracił większość, przy czym gdy jeszcze tę większość miał, propozycje budżetowe opozycji ignorował.

Zdaje się, że ten gest opozycję z PiS, SLD i Łódź 2020 jednak zaskoczył, bo pierwsze tłumaczenia radnych na pytanie, dlaczego tej propozycji nie przyjęli, były takie, że prezydent miała czas od połowy listopada, by z nimi rozmawiać, a chce rozmawiać w dniu głosowania budżetu. To tłumaczenie nie dość, że naiwne, to właśnie typowo polityczne, bo nie ma w nim zainteresowania miastem, a partyjką gry w durnia.

Gest Zdanowskiej trzeba oceniać także w kategoriach PR, a takie same motywacje miała i opozycja. To była zwykła walka o to, czyj przekaz wygra w mediach. Gdyby radni opozycji przyjęli propozycję Zdanowskiej, świeciliby przed własnymi elektoratami gołymi tyłkami, bo de facto odszczekaliby wszystkie zarzuty, które jej czynili, a wyszłoby, że nie jest taka zła, jak mówią. Przekaz byłby nawet nie taki, że Zdanowska i PO wygrali budżet, ale że ograli opozycję, która ma większość.

Sesje Rady Miejskiej w Łodzi to zawsze jest spektakl. Tym razem chodziło jednak o budżet miasta i to na rok wyborczy, stąd trzeba się było policytować, kto da więcej. Poprawki służą także do tego, by wpisywać je potem do ulotek wyborczych, choć próżno spodziewać się, że ktokolwiek z opozycji będzie się chwalił tym, jak to przegłosował 300 tys. zł na promocję działań Rady Miejskiej, a to jest gest, który dużo mówi o intencjach.

Radni PO zapewne wpiszą sobie w ulotkach, że udało im się jednak "przeforsować edukację seksualną" i "uratować szpital Rydygiera", radni Łódź 2020, że udało im się "zablokować jeden odcinek Nowotargowej", a SLD, że walczyli o "lepszą trasę W-Z". Co do trasy W-Z, nawet jeśli nie jest się fanem tej inwestycji w realizowanym kształcie, można powiedzieć tylko to, że na poprawki chyba jest już za późno.

Jednak kto wie, czy SLD i tak czegoś tu nie ugrał. Przecież PO, która też nie jest fanem tej inwestycji w takim kształcie, tylko głośno tego nie mówi, od początku robiła wszystko, by przypisać wuzetce ojcostwo Dariusza Jońskiego, byłego wiceprezydenta z SLD, choć jego wuzetka była czymś zupełnie innym. W gazetkach informacyjnych, które kolportował magistrat przed rozpoczęciem prac, publikowano nawet kalendarium inwestycji, wyróżniając nazwisko Jońskiego tłustą czcionką i było to jedyne wytłuszczenie w całym wydawnictwie. Ale na sesji to jednak prezydent Zdanowska w końcu wzięła za tę inwestycję odpowiedzialność i zdaje się, że SLD ma teraz nowy leitmotiv do swoich gazetek w roku wyborczym.

Budżet zresztą przeszedł i to tylko przy jednym głosie sprzeciwu. Tak być musiało, bo przecież budżet musi być przegłosowany do końca stycznia, inaczej groziłoby prowizorium RIO, a to w roku wyborczym dla nikogo opłacalne nie jest. Poza tym nie ma się co oszukiwać - kilka dni po sesji budżetowej zaczynają się ferie zimowe, a radni mają zaplanowane urlopy. Po co komplikować sobie życie...

Jednak cała ta awantura korzystna jest także dla prezydentki i PO, bo w roku wyborczym podtrzymają przekaz o "zaprzaństwie" opozycji. Być może gest prezydent Zdanowskiej mógł ją nawet sporo kosztować mentalnie, bo PO jeszcze się przyzwyczaja do roli mniejszości. Jakkolwiek by było, jeszcze niedawno pisała do opozycji listy w stylu "opamiętajcie się", a teraz zdobywa się na ton bardzo koncyliacyjny. Ma oczywiście na to alibi, bo jest prezydentem.

Ta awantura była jednak do przewidzenia, a co najgorsze, tylko preludium do tego, co czeka nas do wyborów. Po części i prezydentka, i PO są sami sobie winni, bo dążyli do usunięcia z partii 1/3 swojego klubu. Teraz ich byli koledzy i koleżanki, czyli klub Łódź 2020, zwany też Wyrzuceni 2013, to największy wróg PO. Taki Frankenstein, którego sami sobie stworzyli. A każdy ma takiego Frankensteina, na jakiego sobie zasłużył.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki