Są optymiści, którzy uważają, że ekspertyzy pomogą ustalić prawdziwą przyczynę katastrofy i przekonać nieprzekonanych. Nic bardziej mylnego.
Cokolwiek ustalą laboratoria, i tak większość przekonanych do swojej wersji katastrofy przy tej wersji pozostanie. Jeśli badania nie wykażą pozostałości po wybuchu jakiegoś trotylu czy innego materiału do rozwalania samolotów, to wyznawcy teorii zamachu nie uwierzą w rzetelność ekspertów.
Z kolei zwolennicy tezy, że to była zwyczajna katastrofa, bo samolot lądował w czasie i w miejscu, gdzie akurat nie powinien był lądować, też nie uwierzą, jeśli okaże się, że coś jednak tam wybuchło. Raczej będą lansować tezę, że Jarosław Kaczyński nalegał, by brat lądował w Smoleńsku za wszelką cenę. Pewnie będą się domagać nagrań rozmów telefonicznych zmarłego prezydenta, które ponoć mają Amerykanie, ale nie kwapią się z ich ujawnieniem.
Coraz więcej przesłanek wskazuje na to, że w całym sporze o Smoleńsk ustalenie prawdziwej prawdy schodzi na dalszy plan. Jakby ważniejsza staje się polityczna wojna na śmierć i życie. I pewnie to będzie trwać, dopóki nie trafi się nowy przedmiot sporu, w który da się wciągnąć, jeśli nie cały naród, to przynajmniej jego znaczną część.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?