Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koronawakacje Anno Domini 2020, czyli o podróżach w czasie pandemii. Czy wrócą bilety za złotówkę, gdzie spędzimy wakacje?

Alicja Zboińska
Alicja Zboińska
Koronawirus całkowicie sparaliżował wakacyjne plany
Koronawirus całkowicie sparaliżował wakacyjne plany Przemyslaw Swiderski
O chińskim Wuhan najwięcej do powiedzenia mieli miłośnicy tenisa. Tam przez lata ze zmiennym szczęściem rywalizowała Agnieszka Radwańska, nasza najlepsza tenisistka. Od stycznia jednak na chińskie miasto uwagę zwrócił cały świat, wszystko za sprawą tajemniczego koronawirusa.

I choć początkowo wydawało się, że jest to problem lokalny, to życie szybko zweryfikowało te nadzieje. Wirus rozprzestrzenił się po świecie wywarł wpływ na wszystkie aspekty życia, w tym turystykę.

Coś zatrzymało ten świat

Mimo iż wydawało się to niemożliwe, świat się nagle zatrzymał. Boleśnie przekonały się o tym setki tysięcy podróżnych w różnych zakątkach globu. Niektórzy, jak Michał Cessanis, znany podróżnik z naszego województwa, wrócił do domu niemal w ostatniej chwili.

- W piątek 13 marca wróciłem ze służbowego wyjazdu do Dubaju, a od niedzieli wszystko zostało uziemione - wspomina podróżnik. - Uderzyło to we mnie zarówno zawodowo jak i prywatnie. Jestem wręcz uzależniony od podróżowania, poznawania nowych ludzi, szalenie mi tego brakuje.

Przez niespełna miesiąc ograniczeń w podróżowaniu Michał Cessanis musiał zrezygnować z wyjazdów do Turcji, Buenos Aires.

Może uda się na Teneryfę?

Przełom marca i kwietnia Edyta Magnacka z Łodzi, pracująca w dużej korporacji, miała spędzić w Larnace na Cyprze. Wyjazd zaplanowała w lutym, kilka dni po powrocie z Sycylii. Miała już kupione bilety dla dwóch osób, wstępnie zarezerwowany nocleg. Nic z tego nie wyszło.

- Przez blisko dwa tygodnie żyłam w niepewności, czy wyjazd dojdzie czy jednak nie dojdzie do skutku - mówi łodzianka. - Z jednej strony walczyłam z pokusą, by wybrać się w zupełnie nowe dla mnie miejsce, z drugiej była obawa o własne bezpieczeństwo.

Sytuacji nie ułatwiały linie lotnicze, które bardzo długo nie odwoływały lotu, nawet gdy wprowadzony został zakaz zagranicznych podróży. Ostatecznie jednak przewoźnik lot skasował i zaproponował dwie opcje: zwrot pełnej sumy na konto lub zwrot 120 procent tej kwoty na konto u przewoźnika, z przeznaczeniem na kolejne rezerwacje. Pani Edyta nie namyślała się długo: wybrała opcję numer dwa i... kupiła bilety na Teneryfę na grudzień. Ma nadzieję, że do tego czasu sytuacja zostanie opanowana i podróżowanie znów stanie się możliwe.

Namiot na działce zamiast Albanii

Nie może się też tego doczekać pani Małgorzata z Łodzi, która weekend przedmajówkowy powinna spędzić w polskiej części Tatr. Ma nawet zarezerwowany nocleg w schronisku, który jeszcze nie... został odwołany, choć łodzianka się tego spodziewa.

- Najgorsza jest niepewność i poczucie, że żyje się w kompletnym zawieszeniu - podkreśla łodzianka. - Hotele i miejsca noclegowe zostały zamknięte, wprowadzono ograniczenia w swobodnym przemieszczaniu się, ale do czasu. Najpierw była mowa o 11 kwietnia, teraz o 19. Czyli teoretycznie mój wyjazd ciągle jest aktualny, choć na 99 proc. do niego nie dojdzie.

Koronawirus skasował także wakacyjne plany pani Małgorzaty. W tym roku planowała wybrać się do Albanii lub Rumunii, ale na przeszkodzie stoją zarówno sama epidemia jak i obawy o stan gospodarki i finanse osobiste.

- Pierwszą rzeczą, z jakiej się rezygnuje, są wyjazdy - mówi łodzianka. - To nie jest artykuł pierwszej potrzeby, najwyżej zabiorę namiot i rozbiję go na działce należącej do mojej rodziny. I też może być przyjemnie.

Dolce vita? Nie tym razem

Początek maja mama pani Małgorzaty miała spędzić na konferencji naukowej w Bolonii. Teoretycznie jej rezerwacja w Alitalii nie została jeszcze odwołana, choć to Włochy są tym europejskim kraju, w którym wirus zbiera największe żniwo.

Włoskie plany jeszcze przed wakacjami miała rodzina pani Moniki z Łodzi i jej znajomi z Wrocławia. Czas przeszły dokonany: dwie łódzko-wrocławskie rodziny już nie wybierają się do mieszkań, które czekały na nich w okolicach Rzymu. Decyzję o odwołaniu rezerwacji przyspieszyły pogłoski o tym, że portal, za pośrednictwem którego wynajęli lokum, ma potężne problemy finansowe i grozi mu bankructwo. Jakoś łodzianie i wrocławianie nie mieli ochoty bawić się w turystyczną ruletkę i sprawdzać, czy w tej plotce jest ziarno prawdy. Z odzyskanymi pieniędzmi na koncie zastanawiają się, czy uda im się w tym roku gdzieś wyjechać. I to nawet niekoniecznie do Włoch...

O powrocie na Sycylię marzy Agata Ziomecka z Łodzi, która w styczniu zwiedziła część wyspy: Katanię, Taorminę, Syrakuzy, Mesynę i weszła na Etnę. W planach były okolice Palermo, łodzianka rozpoczęła nawet naukę włoskiego. Codziennie poświęca kilkanaście minut aplikacji, która umożliwia jej naukę włoskiego z tłumaczeniem na angielski. Nie traci nadziei, że kiedyś nowe umiejętności jej się przydadzą, a na razie włoskie plany ograniczyła do nauki odmiany czasowników w czasie teraźniejszym. Przyszły dopiero przed nią.

Urlop w listopadzie czy w grudniu?

Michał Cessanis w sierpniu ma zaplanowany lot do Rosji, a Wszystkich Świętych ma spędzić w Meksyku. I nie ma żadnej pewności, czy którykolwiek z tych wyjazdów dojdzie do skutku.

- Zastanawiam się, do kiedy niebo będzie zamknięte - mówi podróżnik. - Czy taki stan utrzyma się do końca czerwca, a może do września. Nikt nie zna odpowiedzi na to pytanie, ale wiadomo jedno: z tego załamania branża będzie wychodziła przynajmniej do końca roku.

Podróżnik jest zwolennikiem rozwiązania, jakie wybrała pani Edyta, która z wiosennego Cypru zrobiła zimową Teneryfę. Wytłumaczenie jego zdaniem jest proste: im więcej osób zrezygnuje z wyjazdowych planów, tym większe finansowe tarapaty linii lotniczych oraz biur podróży.

Przeszkoda może być jednak prozaiczna. Koronawirus zahamował gospodarkę, już od połowy marca nieczynna jest większość sklepów i punktów usługowych w galeriach handlowych. Część pracowników szefowie wysłali na urlopy, najpierw zaległe, później bieżące. Gdy wirus się skończy/przycichnie/zostanie opanowany, pracownicy mają walczyć o ocalenie zysków lub samego istnienia firm. I nie zrobią tego z urlopu. Możemy więc mieć do czynienia z paradoksem: otwarte niebo, hotele, pensjonaty, wirus pod kontrolą, a brakować będzie jedynie wolnych dni urlopowych.

Koniec z biletami za złotówkę?

Koronawirus może, przynajmniej czasowo, zakończyć erę bardzo taniego podróżowania. I choć bilety za złotówkę to domena przewoźników autokarowych, to jednak jeszcze niedawno można było polecieć do Włoch czy Norwegii za 39 zł w jedną stronę, a do Meksyku za 1,9 tys. zł w obie strony.

- Część linii pewnie skorzysta z promocji, by zapewnić obłożenie - prorokuje Michał Cessanis. - Z drugiej strony część będzie sprzedawać bilety droższe niż przed pandemią, by szybciej niwelować straty finansowe. Można się także spodziewać urealnienia cen biletów, czyli biletów do Meksyku nie będziemy już kupować za 1,9 tys. zł w dwie strony, ale za 4 tys. zł.

Szlachetne zdrowie...

Liniom lotniczym może jednak nie być łatwo zdobyć pasażerów i to bez względu na ceny biletów. Jak wynika bowiem z Ogólnopolskiego Badania Podróżników, to nie zmniejszenie przychodów, czy konieczność oszczędzania, a obawa o zdrowie – swoje i najbliższych są powodem zmiany planów statystycznego polskiego podróżnika.

Badanie trwa od 31 marca, w ciągu zaledwie kilku dni wzięło udział ponad 1500 osób. Organizatorzy na podstawie pierwszych tysiąca ankiet, przygotowali mini raport dotyczący wpływu obecnej sytuacji związanej z pandemią koronawirusa na polskiego podróżnika. Ankietę można wypełnić na stronie www.badaniepodroznikow.pl.

Większość uczestników badania przełożyła swoje podróże lub je anulowała. Inni czekają z decyzją na rozwój sytuacji. Głównym powodem odwoływania lub przekładania wyjazdów jest obawa o zdrowie swoje i swoich bliskich, jak również fakt, że teraz z powodu zamkniętych granic i zawieszonych lotów podróżowanie jest po prostu niemożliwe.

Zdecydowana większość wypatruje jednak ustabilizowania sytuacji z koronawirusem w naszym kraju, wznowienia lotów i otwarcia granic.

Michał Cessanis przewiduje, że gdy wreszcie będzie się można wybrać na letnie/jesienne/zimowe wakacje, to raczej spędzimy je w Zakopanem i w Helu niż na Krecie. Z jednej strony będzie to wynikało z obawy przed kolejnymi obostrzeniami na granicach i problemem z powrotem do domu, z drugiej przed ewentualnymi przypadkami choroby w innych krajach.

Jeśli większość turystów zostanie w kraju, to rodzimi hotelarze mogą nie oprzeć się pokusie windowania cen noclegów. Nie będą bowiem cierpieć na brak klientów, a straty z kolejnych tygodni lockdownu są dla nich coraz bardziej dotkliwe.
I znów warunki dyktuje wirus rodem z chińskiego Wuhan...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki