We wtorkowy poranek 10 marca Włosi obudzili się w nowej rzeczywistości - bez możliwości podróżowania (wyjątkiem są powody zawodowe i zdrowotne) z zamkniętymi restauracjami i barami, nieczynnymi kinami, muzeami, domami kultury, itd. 11 marca premier zaostrzył przepisy, zostawiając otwarte jedynie sklepy spożywcze i apteki i ograniczając możliwość wyjścia z domu.
Cesena, tak jak inne miasta w prowincji Emilia-Romania i reszcie kraju, została otoczona kordonem policyjnym, który pilnuje, żeby nikt bez potrzeby nie wyjeżdżał z miasta. W ciągu kilkunastu dni miasto, w którym znajduje się kilka wydziałów Uniwersytetu Bolońskiego, gdzie studenci z Łodzi często jeżdżą na Erasmusa, zmieniło się nie do poznania. Nie ma już typowych dla włoskiego trybu życia obrazków - porannej kawy z brioszką, spotkań na placach, przyjacielskich uścisków i całusów na powitanie, pogawędek tuż przed sjestą. Dotąd po godz. 18 życie na ulicach Ceseny dopiero się zaczynało - Włosi zasiadali w restauracjach i barach całymi rodzinami i grupami przyjaciół, a wspólne uczty trwały do późnych godzin nocnych. Teraz wieczorami widać głównie dostawców pizzy na wynos.
Paniki nie ma, ale puste ulice i place wyglądają przygnębiająco, coraz więcej osób chodzi w maskach, niektórzy w gumowych rękawiczkach, miejscami w powietrzu unosi się zapach płynu dezynfekującego, przed marketami ustawiają się kolejki - bo wejście do sklepów jest limitowane. Na ulicach jest więcej patroli, które mogą wylegitymować każdego przechodnia i zapytać, w jakim celu wyszedł z domu. Zgodnie z ostatnim dekretem premiera Conte można wyjść z domu jedynie po najpotrzebniejsze zakupy, na przykład po leki czy gazetę do kiosku, po to, by wyprowadzić psa na spacer, wyrzucić śmieci, można pojechać np. rowerem do pracy, jeśli nie jest możliwa jest praca z domu. Możliwe są również spacery w parku, czy ćwiczenia, ale zakazane wszelkie, nawet najmniejsze zgromadzenia.
Erasmusi w centrum pandemii
W trudnej sytuacji znajdują się studenci korzystający z programu Erasmus, którzy spędzają ten semestr w Cesenie. Zostali we Włoszech mimo wielu wątpliwości, mimo rosnącej liczby zakażonych i śmiertelnych ofiar koronawirusa.
- Przyjechałam tu przeprowadzać badania do pracy dyplomowej, ale laboratoria są zamknięte, a kontakt z profesorami jest tylko mailowy. Do czasu wznowienia normalnych zajęć nie mogę nic zrobić - mówi studentka Wydziału BiNoŻ Politechniki Łódzkiej.
Studentka z Chin kilka dni przed nowym rozporządzeniem kupiła bilety na powrót do domu. Teraz boi się jednak wyjechać, bo może się liczyć z brakiem możliwości ponownego wjazdu do Włoch, w podobnej sytuacji są jej koledzy z Mediolanu, którzy mogą wylecieć, ale będą musieli się zrzec pozwolenia na pobyt we Włoszech i nie wrócą na uniwersytet.
- To mój ostatni rok studiów. Musiałam zwolnić się z pracy i sporo zaoszczędzić, żeby tu przyjechać. To miała być świetna przygoda na koniec studiów, w planach miałam podróże po Europie. A tu taka tragedia – opowiada studentka z Kolumbii.
W podobnej sytuacji są inni studenci, wszyscy mają nadzieję, że 3 kwietnia dekret premiera Włoch ulegnie złagodzeniu, a nie zaostrzeniu. Nic na to jednak nie wskazuje, bo chorych jest coraz więcej - zdiagnozowano już ponad 12 tysięcy zakażonych. Do tej pory z powodu koronawirusa zmarło prawie 1300 osób.
Andra tutto bene
Włosi nie tracą jednak nadziei. W Cesenie i innych włoskich miastach coraz częściej można zobaczyć prześcieradła zwisające z okien i balkonów lub kartony przyczepione do drzwi budynków. Dzieci i dorośli rysują na nich kolorowe tęcze z dodającym otuchy hasłem: andra tutto bene, czyli wszystko będzie dobrze.

szkolenie wojsko
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?