Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kraje spoza strefy euro mają coraz mniej do powiedzenia

Piotr Brzózka
Dr Bogusław Półtorak, główny ekonomista portalu bankier.pl.
Dr Bogusław Półtorak, główny ekonomista portalu bankier.pl. archiwum
Ostatnie szczyty Unii Europejskiej i dyskusja o jej budżecie pokazały, że kraj pozostający poza strefą euro ma tak naprawdę coraz mniej do powiedzenia w kontekście zmian strukturalnych w Unii. Podkreśla się wprawdzie, że Polska jest największym beneficjentem budżetu europejskiego, ale zapomnieliśmy, że budżet to nie wszystko. Za unią fiskalną idzie unia finansowa. Polska, pozostając poza centrum finansowym Europy, będzie odcięta od finansowania dłużnego, kredytów hipotecznych dla przedsiębiorstw. Dziś już widzimy, że nasze banki, działające na podstawie polskiej licencji bankowej, mają problemy z finansowaniem kredytów. Z dr. Bogusławem Półtorakiem, głównym ekonomistą portalu bankier.pl, rozmawia Piotr Brzózka

Do niedawna o dacie przyjęcia w Polsce waluty euro mówiliśmy "kiedyś". Nagle rząd rzuca: 2018. Niby daleko, ale konkretnie. Skąd ta zmiana?

Polska zobowiązała się wejść do strefy euro już w traktatach z Maastricht .Tak więc decyzja - wchodzimy, czy nie - zapadła wiele lat temu. Później nastąpiły wydarzenia, które sprawiły, że proces się opóźnił. Słowacja przyjęła euro jeszcze przed kryzysem, w 2008 roku. Natomiast Polska nie była wtedy przekonana, że szybka ścieżka wejścia do strefy euro jest konieczna, gdyż nasza waluta była bardzo mocna i nikt nie chciał się jej w tamtym czasie pozbywać. Nie było też takiej woli politycznej. W następnych latach sytuacja się zmieniła - nie spełnialiśmy warunków, więc nie mogliśmy wejść do strefy euro z marszu - mieliśmy za duże zadłużenie sektora publicznego, rozchwiane kursy walutowe. Dlatego przyjęcie euro nie mogło być naszą odpowiedzią na kryzys. No, a potem kryzys wystąpił w samej strefie euro.

I wtedy już sami nie chcieliśmy do strefy euro.

Tak, problemy Grecji, Hiszpanii sprawiły, że polskie społeczeństwo nie chciało dawać wolnej ręki politykom, nie chcieliśmy przyjmować euro za wszelką cenę. Jak więc widać, szereg czynników doprowadził do przesunięcia dyskusji o wejściu do strefy euro. Ten temat wraca dopiero dziś.

Dlaczego?

Ostatnie szczyty Unii Europejskiej i dyskusja o jej budżecie pokazały, że kraj pozostający poza strefą euro ma tak naprawdę coraz mniej do powiedzenia w kontekście zmian strukturalnych w Unii. Podkreśla się wprawdzie, że Polska jest największym beneficjentem budżetu europejskiego, ale zapomnieliśmy, że budżet to nie wszystko. Za unią fiskalną idzie unia finansowa. Polska, pozostając poza centrum finansowym Europy, będzie odcięta od finansowania dłużnego, kredytów hipotecznych dla przedsiębiorstw. Dziś już widzimy, że nasze banki, działające na podstawie polskiej licencji bankowej, mają problemy z finansowaniem kredytów. Nie mają zaplecza kapitałowego na zewnątrz. Stąd spowolnienie na rynku kredytów hipotecznych, problemy z finansowaniem inwestycji przedsiębiorstw. Niestety, warunki ogólnogospodarcze dla krajów pozostających poza strefą euro, w średnim i długim terminie, coraz widoczniej ulegają pogorszeniu.

Jeżeli strefa euro przetrwa, to bycie w niej będzie zapewniać członkostwo w tej "lepszej" Unii?

Tak naprawdę już zapewnia tym, którzy w strefie są. Konsolidacja strefy euro pod auspicjami Niemiec i Francji, krajów tworzących twardą unię walutową, to jest istotny element spajający strefę euro jako obszar gospodarczy. I nie ma dziś dyskusji o tym, czy strefa przetrwa. Co najwyżej o tym, jaki będzie jej kształt. Już widać, że ona się coraz bardziej konsoliduje, jest coraz bardziej hermetyczna. Mówi się o konieczności odrębnego budżetu, silniejszych i bardziej konsekwentnych zasad unii bankowej. Kraj, który pozostanie poza strefą euro, wyklucza się z gry. Wydaje mi się, że Polska gospodarka przespała moment łatwego wejścia do strefy w latach 2007 - 2008. Nie mieliśmy wtedy motywacji, wzrost gospodarczy był wysoki i wydawał się niezagrożony. Natomiast dziś widać twarde bariery dla dalszego rozwoju gospodarczego. To jest brak kapitału i źródeł finansowania poza środkami unijnymi - a nasze potrzeby są dużo wyższe. Dostaliśmy z Unii takie same pieniądze, jak w poprzednim planie budżetowym, co oznacza, że nie jesteśmy dalej w stanie tak szybko się rozwijać. Potrzebujemy do tego kredytów, finansowania z europejskich rynków kapitałowych. Tego bez wspólnej waluty nie będzie. Kolejnym argumentem za wejściem do strefy euro jest fakt, że mamy dziś duży bagaż kredytów hipotecznych. Tymczasem stopy procentowe dalej są prawie dwa razy wyższe, niż w strefie euro. To oznacza wyższe raty dla Polaków. Gospodarka oparta o kredyty wymaga niższej stopy procentowej. Także w skali kraju. 10 procent naszego budżetu przeznaczane jest na obsługę długu.

No tak. Ale gdyby zrobić referendum, Polacy powiedzą "nie".

Wiele zależy od sformułowania pytania, ale w ogólnym, powszechnym odbiorze Polacy rzeczywiście uważają, że przyjęcie euro jest niekorzystne. To jest błędnym powieleniem wniosków z doświadczeń Grecji czy Hiszpanii. Warto jednak zwrócić uwagę, że Grecja nie upadła, strefa euro jej pomogła. Straciły na tym raczej kraje leżące poza strefą euro. Dziś wspólna waluta nie jest optymalnym rozwiązaniem, ale trzeba wskazywać Polakom płynące z niej korzyści. Dziś polski kredytobiorca spłaca kredyt oprocentowany na 6 procent w skali roku. A Niemiec tylko 3,5 proc. Czyli jego rata jest blisko jedną trzecią niższa.
Rozmawiał Piotr Brzózka

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki