Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krew w łódzkiej Radzie Miejskiej i inne awantury w walce o budżet miasta

Anna Gronczewska
archiwum Dziennika Łódzkiego/Krzysztof Szymczak
Obrady łódzkiej Rady Miejskiej bywają burzliwe, ale nie dochodzi do takich sytuacji jak przed wojną. Wtedy polała się krew! Radni swe polityczne porachunki załatwiali za pomocą krzeseł. Tupanie, wyklaskiwanie było na porządku dziennym. Podczas posiedzeń rady rzucano szklankami, a także okupowano salę obrad.

Krew w łódzkiej Radzie Miejskiej i inne awantury w walce o budżet miasta

W historii łódzkiego samorządu najbardziej burzliwy był czas między 1934 a 1936 rokiem. Wybory do Rady Miejskiej odbyły się w maju 1934 roku. Rozpaczano, że w głosowaniu wzięło udział tylko 55 procent uprawnionych. Przywoływano wyniki sprzed lat. W 1919 roku frekwencja w Łodzi wyniosła 89 procent, a w w 1927 roku – 78 procent. W 1934 roku w naszym mieście zwyciężył Obóz Narodowy, który uzyskał aż 39 mandatów. BBWR, czyli Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem dostał 10 mandatów, Frakcja Żydowska – 10, Frakcja Syjonistyczna – 4, Frakcja PPS – 7, Frakcja Niemieckich Socjalistów – 1, Frakcja Bundu – 2, Frakcja Poalej Sjon Lewicy – 1, Frakcja Niemiecka – 1. Wśród radnych znalazły się tylko 2 kobiety. W liczącej 72 osoby Radzie Miejskiej zasiadło 52 Polaków, 18 Żydów i 2 Niemców.

Łódź miasto niemiecko- żydowskich fabrykantów i polskich mas robotniczych – komentowała wyniki łódzkich wyborów „Gazeta Warszawska”. - Mimo bezrobocia i biedy, miasto do niedawna czerwone, dziś miasto największego zwycięstwa idei narodowej. Łódź stała się symbolem odrodzenia jakie następuje w całej Polsce. I jest jeszcze jednym dowodem na to, że wpływy idei narodowej pogłębiają się i rosną.

Z kolei „Gazeta Polska”, określana jako związana z ówczesnym rządem, przyznawała że endecja była lepiej zorganizowana niż PPS. Ale tylko motywem organizacyjnym nie wytłumaczy się zwycięstwa endeków.

Dajmy na to w Łodzi, gdzie ludzie, którzy przez wiele lat wyrażali swoje niezadowolenie głosując na PPS zaczęli wyrażać swoje niezadowolenie głosując na endeków! - tak oceniła wyniki łódzkich wyborów w 1934 roku „Gazeta Polska”.

Niespokojne wybory

Już podczas kampanii wyborczej doszło do pierwszych starć politycznych rywali. Jedno z nich miało miejsce przy zbiegu ul. Sierakowskiego i Hauslera. Około godziny 23.00 czterech sympatyków PPS rozwieszało plakaty wyborcze. Nagle obok nich pojawiło się 12 zwolenników Stronnictwa Narodowego. Doszło do szarpaniny. Zwolennicy Stronnictwa Narodowego zaczęli zrywać plakaty PPS-u. W ruch poszły noże.. Będący w mniejszości socjaliści zaczęli uciekać. Narodowcy rzucili się w pogoń za nimi. Dopadli Jana Tomczyka, członka bałuckiej PPS. Ugodzili go kilka razy nożem. Mężczyzna padł na bruk i ciężko ranny trafił do szpitala.

Nie chcieli dać pieniędzy na szpital Poznańskich

To było jednak preludium do tego co wydarzyło się potem w łódzkiej Radzie Miejskiej. Do najbardziej dramatycznych wydarzeń doszło w maju i czerwcu 1935 roku. Choć już w kwietniu podczas posiedzeń rady było gorąco. Odbywały się one w gmachu dzisiejszego IV LO im. Emilii Sczanieckiej przy ul. Pomorskiej 16. Awanturę wywołało wprowadzenie paragrafu „aryjskiego” do regulaminu przyznającego nagrodę Miasta Łodzi. Zakwestionował go wojewoda łódzki. Szykany też miały spotykać też niemieckiego radnego Kahlerta, który głosował z Obozem Narodowym. Stronnictwo nie chciało zaś dać dotacji dla szpitala im. Poznańskich.

Miasto wydaje na opiekę społeczną 2,5 mln złotych – twierdzili radni Obozu Narodowego. - My nikomu krzywdy nie robimy, subwencji nie wycofujemy z wyjątkiem żydowskich instytucji. Żydzi są wrogami narodu polskiego. Nie ma gorszego narodu na świecie!

Te słowa wywołały burzę. Rozpoczęła się awantura. Radny Wacław Kapczyński chwycił szklankę i rzucił w kierunku żydowskiego radnego. Inni radni też zaczęli rzucać szklankami...Zaczęły fruwać krzesła, rozpoczęło się tupanie, krzyki. Na szczęście szybko przy ul. Pomorskiej 16 pojawiła się policja i zaprowadziła spokój..

Rozum macie w butach!

To było jednak tylko preludium. Pod koniec maja 1935 roku w łódzkiej radzie miała miejsce sesja budżetowa. Pierwsza część obrad przebiegała spokojnie. Oddano bowiem cześć zmarłemu kilkanaście dni wcześniej marszałkowi Józefowi Piłsudskiemu. Ale po 15-minutowej przerwie przystąpiono między innymi do omawiania spraw budżetowych. Początkowo nic nie zapowiadało tego co się później wydarzyło. Obradom przewodniczył pełniący obowiązki komisarza rządowego miasta Łodzi Wacław Wojewódzki.

Komisarz Wojewódzki robił wszystko, by nie doprowadzić do poruszania kwestii i spraw, które mogłyby wywołać awanturę – czytamy w „Ilustrowanej Republice”. - Ale łódzka Rada Miejska, która wiele razy dała dowód, że nie potrafi spokojnie obradować i tym razem pozostała wierna tradycji.

Izaak Blajer, radny Frakcji Syjonistycznej zaproponował, by rada wydała deklarację w sprawie wydarzeń z początku kwietnia, gdy w radzie do doszło do dużej awantury. Prowadzący obrady komisarz Wojewódzki odmówił. Tłumaczył, że jest to sesja poświęcona budżetowi. Rada może się tym zająć dopiero po zakończeniu spraw budżetowych. Ale deklarację w tej sprawie chciał koniecznie odczytać socjalistyczny radny Adam Walczak. Gdy mu też odmówiono, zaczął odczytywać oświadczenie skierowane przeciwko przewodniczącemu rady. Kwietniowe zajścia nazwał „nacjonalistyczną hecą”. To rozjuszyło narodowców..

Obrażają nas! - krzyczał radny Kazimierz Kowalski z Obozu Narodowego

.
Jego koledzy zaczęli krzyczeć, tupać, by tylko przeszkodzić w odczytaniu deklaracji.

Proszę odebrać głos mówcy! - krzyczał znów rady Kazimierz Kowalski.

Komisarz Wojewódzki tłumaczył, że słowa: nacjonalistyczna heca nikogo nie obrażają. To nie pomogło. Radni z Obozu Narodowego dalej tupali, krzyczeli. Chcieli, by Adam Walczak przestał odczytywać oświadczenie.

Tupcie, cały swój rozum macie w butach! - zawołał ktoś z sali. - Niech żyje kultura Polska! Precz z polskimi hitlerowcami.

Krwawa walka radnych

Jak potem podkreślano, właśnie ten okrzyk spowodował awanturę „jakiej Łódź jeszcze nie oglądała”. Znów do gry wkroczył radny Kowalski, który według ówczesnej prasy, zaczął kląć, złorzeczyć. Natomiast Franciszek Miłoch i Wincenty Kożuchowski ruszyli w kierunku ław w których zasiadali socjaliści. Szybko dołączył do nich Antoni Czernik, również z Obozu Narodowego. Doszło do przepychanek Czernika z radnym PPS, Januszem Urbachem.

W tym momencie zaczęła się krwawa walka – czytamy w „Ilustrowanej Republice”.- Fruwały krzesła i stoły. Brzęk tłuczonych szyb mieszał się z przeraźliwymi krzykami na sali. Niezależnie od rzucania krzesłami, radni zaczęli walkę na pięści. Adwokat Kowalski chwyta jedno krzesło i rzuca w kierunku ław lewicy. Rzuca drugie i ucieka na korytarz.

Jak relacjonowała „Ilustrowana Republika” radny Kożuchowski w pewnym momencie chwycił dwa krzesełka i uderzył nimi w głowę radnego Szlama Nutkiewicza z Frakcji Jedności Socjalistycznej. Nutkiewicz padł nieprzytomny na ziemię. W głowę zostaje również uderzony Stanisław Goliński z Frakcji Socjalistycznej. Też pada na ziemię. Ranny jest również Jakub Mincberg ze Zjednoczonego Bloku Żydowskiego. Zostaje wezwana policja. W międzyczasie do bójki dochodzi na galerii. Do Rady Miasta przyjeżdżają dwie karetki pogotowia. A widok policyjnych mundurów miał ostudzić zapał walczących radnych. Ale w sali Rady Miejskiej polała się krew...

Radny w szpitalu

Szlama Nutkiewicza w ciężkim stanie, z pękniętą czaszką, przewieziono do szpitala im. Poznańskich. Jakub Mincberga i Stanisława Golińskiego po opatrzeniu ran odwiedziono do domu.
Dziennikarze odwiedzili potem w szpitalu radnego Nutkiewicza.

Głowę ma obandażowaną, a na twarzy maluje się cierpienie – pisano w „Głosie Porannym”. W szpitalu opowiadał, że dopadł go najpierw radny Kożuchowski. Uderzył go krzesłem w głowę. Potem dopadł go radny Czernik, który zadał mu ciosy pięścią w głowę.

Po całym zajściu zaczęto tłumaczyć, że Obóz Narodowy celowo chciał zerwać posiedzenia Rady Miasta Łodzi. Tak się złożyło, że zaniemógł jeden z ich radnych, Edmund Solczyński. Nie mógł przyjść na obrady. Przez to Obóz Narodowy stracił większość, razem z głosem Niemca Oskara Kahlerta miał tylko 35 głosów, a strona przeciwna – 36. Mogła więc przegłosować wszystko wbrew woli Obozu Narodowego.

Przyznano subwencję Teatrowi Miejskiemu, który Obóz Narodowy tak zwalcza – zauważyli dziennikarze „Expressu Wieczornego Ilustrowanego”.

Pieniądze na karetkę

Wszyscy czekali z niepokojem na kolejną sesję rady, po majowych ekscesach. Rada Miasta znów obradowała nad budżetem Łodzi. Nieobecność rannego wcześniej w starciach na sali obrad radnego Nutkiewicza i chorej radnej Marczyńskiej, spowodowała że większość miał Obóz Narodowy. Na początku obrad komisarz rządowy Wacław Wojewódzki odczytał pismo Mariana Kościałkowskiego, ministra spraw wewnętrznych, w którym mocno skrytykował łódzką radę. Głównie za to, że dotąd nie uchwaliła budżetu, a także za to, że tolerowała publiczne wystąpienia jej członków, które „uwłaczają powadze lub obniżają zaufanie jakim powinny cieszyć się organa administracji publicznej”.
Wielkie emocje wzbudziło głosowanie dotyczące pieniędzy na zakup karetki pogotowia Linas Hacedek. Gdy rozpoczynała się dyskusja na chwilę z sali wyszedł radny Kolejwo wyszedł na chwilę z sali. Kiedy na nią powrócił było już po głosowaniu. Stronnictwo Narodowe stanęło na stanowisku, że trzeba uznać, że był na sali podczas głosowania, ale wstrzymał się od głosu.

Jego głos powinien być zaliczony do naszych głosów! - krzyczeli radni. Tymczasem opozycja żądała powtórnego głosowania. Kłótnia w tej sprawie trwała 20 minut. W końcu jednak głosowanie powtórzono...Pogotowie Linas Hacedek dostało pieniądze na karetkę.

Rozpijają robotników?

Radni BBWR wnioskowali o to, by cofnięto 2000 zł, które miano przekazać z budżetu miasta na finansowanie Filharmonii, którą jak zaznaczyli prowadził „hitlerowiec” z Gdańska. Ale ich wniosek oddalono głosami narodowców. Obóz narodowy był też przeciwny przyznaniu dotacji na przychodnie przeciwgruźlicze. Pieniędzy nie dostał też Łódzki Klub Sportowy i poradnie świadomego macierzyństwa. Radni Stronnictwa Narodowego byli też przeciwni przekazaniu środków na walkę z alkoholizmem.

Głosujecie za rozpijaniem robotników! - krzyczeli przedstawiciele opozycji. Ale ku zaskoczeniu wszystkich walka z alkoholizmem dostała jednak wsparcie z budżetu Łodzi.

Dzięki radnym, którzy wstrzymali się od głosu. Niespokojnie było również na posiedzeniu komisji finansów, gdzie miano zadecydować o zaciągnięciu pożyczki w wysokości 10 milinów złotych na roboty inwestycyjne i zatrudnienie bezrobotnych. Za uzyskane dzięki kredytowi środki Łódź miała zbudować biurowiec przy ul.Lindleya, skanalizować dużą część nieruchomości miejskich, kupić dwie sanitarki dla pogotowia ratunkowego. A także wybudować dwa publiczne szalety – w na rynku Boernera(dzisiejszy Plac Barlickiego) i w parku im. Sienkiewicza. Pieniądze miały być też przeznaczone na prace wodociągowe, kanalizacyjne, regulację rzek.

Nie chcieli pożyczki!

Ale przeciwko zaciągnięciu pożyczki był Obóz Narodowy.

Ja pamiętam, że mój ojciec pożyczał pieniądze tylko wtedy, gdy wiedział, że je odda! - tłumaczył radny Czernik z Obozu Narodowego. - A jak pan odda te pieniądze panie komisarzu?

Komisarz Wojewódzki wyjaśniał, że gdyby nie było możliwe to by miasto nie zaciągało pożyczki...
Głosowanie nad budżetem dalej budziło emocje. Na kolejnej sesji budżetowej stawili się niemal wszyscy radni. Przyjechał nawet ranny Nutkiewicz, który paradował z obandażowaną głową. Zabrakło jedynie radnego Bronisława Kowalskiego z Obozu Narodowego, który był zegarmistrzem.

Nie znalazł sobie innego właściwego dnia na wyjazd po świeży transport zegarków! - tak złośliwie komentowano nieobecność radnego – zegarmistrza.

Budżetu nie chciała poprzeć frakcja żydowska. Tłumaczono, że Obóz Narodowy korzystając z tego, że akurat miał większość w radzie, wykreślił z budżetu szereg pozycji przeznaczonych nie tylko instytucje żydowskie, ale także ważne dla życia całego miasta. Nie chciała go poprzeć też frakcja socjalistyczna, BBWR. Podkreślano, że znalazło się w nim wiele złośliwych zapisów. Budżet zdecydował się za to poprzeć Obóz Narodowy.

Głosujemy za budżetem tylko dlatego, że wszyscy wypowiedzieli się przeciw! -

stwierdził przedstawiciel Obozu Narodowego, radny Zygmunt Podgórski.

Temperament mają we krwi

Tłumaczył też dlaczego wcześniej w radzie doszło do ekscesów.

Bo my mamy temperament i krew! - wyjaśniał.

Stwierdził też, że jego stronnictwo nie mogło uchwalić takiego budżetu jak chciało, bo z koalicji wystąpili przedstawiciele Chrześcijańskiej Demokracji i przez to utracili większość w radzie. Nazwał też radnych Chrześcijańskiej Demokracji zdrajcami. Jednocześnie zakomunikował, że podczas budżetowych obrad ktoś próbował przekupić radnych z jego obozu.

Niech ci, których chciano przekupić wstaną! - powiedział radny Podgórski. Wstało ośmiu radnych, w tym żona Podgórskiego. Na sali rozległ się śmiech..

Bójka na galerii

Jak relacjonowała „Ilustrowana Republika” w tym czasie krzyki zaczęły dobiegać z galerii. Okazało się, że doszło tam do bójki. Komisarz Wojewódzki nakazał opróżnić galerię. Pojawili się tam woźni, którzy zostali zaatakowani przez gości galerii. Poproszono o interwencję policję, którzy szybko zaprowadzają porządek i wyprowadzają gości. Oburzyło to adwokata Kowalskiego.
Po północy przedstawicieli kilku frakcji stwierdzili, że muszą zastanowić się nad sytuacją, która zaistniała po trzecim czytaniu budżetu Łodzi. Po ogłoszonej przerwie na sali obrad pozostało 35 członków Stronnictwa Narodowego i jak określała „Ilustrowana Republika”, ich wierny sojusznik niemiecki, radny Oskar Kahlert. Po zakończeniu przerwy posiedzenie rady miało być kontynuowane. Jednak nie było quorum. By jej uzyskać na sali musiało znajdować się 37 radnych, a było o jednego mniej. Wacław Wojewódzki, wobec braku quorum, zakomunikował, że posiedzenie łódzkiego rady musi zostać przerwane. Decyzja ta nie spodobała się endeckim radnym. Adwokat Kazimierz Kowalski, wbiegł na mównicę. Jak zauważali dziennikarze, był blady, zdenerwowany, że niszczy mu się jedyną szansę na obalenie budżetu miasta. Jak podawała „Ilustrowana Republika”, radny Kowalski zaczął wzywać swych towarzyszy, by nie opuszczali sali obrad.

Okupacja sali

Będziemy siedzieli tu tak długo, dopóki nie będzie zwołane posiedzenie! - krzyczał z mównicy radny Kowalski.

W gmachu pozostali tylko radni endeccy i Niemiec Kahlert. Pozdejmowali marynarki i kołnierzyki, poukładali się na krzesłach. Kilku radnych dla zabicia czasu zabawia się grą w „szewca”. Niektórzy wyrażają żal, że nie mają ze sobą talii kart... Około trzeciej nad ranem pierwsi, znużeni endeccy radni zaczęli opuszczać gmach Rady Miasta. W końcu na sali obrad miał pozostać sam Kazimierz Kowalski...Aż w końcu i on zrezygnował!

Onegdajsza noc w radzie miejskiej przejdzie do historii samorządu łódzkiego jako świadectwo nieodpowiedzialności przedstawicieli ludności naszego miasta – pisała w czerwcu 1935 roku „Ilustrowana Republika”. - Tych „ojców Łodzi”, którzy nie zaniedbują żadnej okazji, by ośmieszyć nie tylko siebie, ale instytucję do której zostali powołani. Noc ta, w której odbyła się „okupacja” gmachu rady miejskiej przez grupę radnych rozgniewanych na to co było słuszne, bezsporne, prawne, była jedyną w swoim rodzaju.

Budżet miasta odrzucono, nie zezwolono też na zaciągnięcie pożyczki.
Tragicznie zakończyły się losy bohaterów burzliwych wydarzeń w Radzie Miasta Łodzi. Kazimierz Kowalski, znany działacz endecki, został zabity przez Niemców w 1942 roku. Zginął w publicznej egzekucji w Zgierzu. Niemcy zamordowali też w 1940 roku Wacława Wojewódzkiego, a Adam Walczak zginął z rąk NKWD.

Zobacz również

Pijemy, bo mamy już dość pandemii i pracy zdalnej.

Ile zarabiają mieszkańcy województwa łódzkiego, a ile innych regionów kraju? RANKING

Orientarium w Łodzi: Spacery wśród rekinów i płaszczek coraz bliżej!

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki