Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Który z radnych pilnie pracował, a kto opuszczał sesje?

Jolanta Sobczyńska
DziennikŁódzki/archiwum
Przed pierwszą w tym roku sesją rady miasta, która odbędzie się w środę postanowiliśmy sprawdzić, jak radni wywiązywali się ze swoich obowiązków od początku kadencji. Część radnych ma powody do dumy, część jednak ma sporo do nadrobienia w tym roku. Statystyki są bowiem nieubłagane.

Najbardziej pracowity łódzki radny miejski po roku kadencji samorządu - biorąc pod uwagę liczbę dyżurów - to Paweł Bliźniuk z Platformy Obywatelskiej. Ze swoimi wyborcami spotkał się aż 157 razy. Najwięcej interpelacji napisał zaś Kazimierz Kluska z Prawa i Sprawiedliwości, bo aż 93.

Zaś stuprocentową obecnością na sesjach Rady Miejskiej w Łodzi może się pochwalić aż 18 radnych z 43-osobowego składu. Tylko czy te liczby przekładają się na autentyczną pracowitość i skuteczność radnych?

Paweł Bliźniuk, pierwszy raz wybrany do rady, od początku pracy w samorządzie wyróźniał się skrupulatnością w pracy. Oprócz największej liczby dyżurów (następna po nim Iwona Boberska z PO ma ich 145, a Anna Adamska-Makowska z Ruchu Palikota - 100), może się też pochwalić 100-procentową frekwencją na sesjach rady oraz 74 interpelacjami złożonymi do prezydenta. W interpelacjach i zapytaniach lepsi od niego są tylko Kazimierz Kluska z PiS (93) i Bożenna Jędrzejczak z PiS (79). Zbliża się zaś do jego liczby Mateusz Walasek, przewodniczący klubu PO w radzie.

- Staram się wypełniać mandat jak najlepiej - mówi Paweł Bliźniuk. - A wysoka liczba interpelacji wynika z odbytych dyżurów. Mieszkańcy proszą mnie o interwencję, więc piszę do pani prezydent. Zazwyczaj dostaję wyczerpujące odpowiedzi.

Trudno zaś było w tym roku szukać na dyżurze radnej Ewy Majchrzak (SLD) czy radnego Bogusława Huberta (wybrany z listy SLD, a dziś w Ruchu Palikota). Ani razu nie wybrali tej formy spotkania z wyborcami.

- Na mojej tegorocznej pracy zaważyły m.in. kwestie chorobowe oraz sprawy związane z pracą - tłumaczy nam powody swojej nieobecności radny Hubert. - Ale interpelacji rzeczywiście nie pisze. Dlaczego? Bo nic z tego nie wynika. Odpowiedzi pani prezydent to zbywanie radnych, a przez to i mieszkańców. Tylko urzędnicy mają dużo bezsensownej pracy. Przez 11 lat pracowałem w radzie osiedla. I do dziś w radach osiedli czy na imprezach spotykam się z ludźmi. Jeśli mają jakiś problem to idę bezpośrednio do odpowiedzialnego za sprawę urzędnika magistratu. Jak trzeba - idę ponownie. A czy inni radni wracają do sprawy z interpelacji, gdy już dostaną niezbyt satysfakcjonującą odpowiedź? Rzadko.

Ale o ile dyżur jest tylko jedną, nieobligatoryjną formą spotkań z mieszkańcami, o tyle już uczestnictwo w sesjach rady miejskiej jest obowiązkiem każdego radnego.

18 radnych było obecnych na wszystkich 29 sesjach, które się dotąd odbyły. Najwięcej nieobecności (nieusprawiedliwionych) ma Jarosław Berger (SLD), bo aż sześć. Na czterech posiedzeniach radny nie pojawili się Maciej Rakowski z klubu SLD (jedna usprawiedliwiona) oraz Jan Mędrzak (PO). Ale radni mają świadomość, ile kosztuje ich nieusprawiedliwiona nieobecność na sesji. Średnio dieta radnego wynosi 2,5 tys. zł miesięcznie. Jedna nieobecność na sesji to potrącenie 10 procent diety, czyli ok. 250 zł. - Nieusprawiedliwiona nieobecność na komisji rady kosztuje 5 procent diety - dodaje Anna Kuźmicka, rzecznik prasowy Rady Miejskiej w Łodzi.

Więcej w poniedziałkowym wydaniu "Dziennika Łódzkiego".

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki