Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kuba Przygoński (ORLEN Team): Pojadę wszystkim, co ma kierownicę, silnik i koła

Artur Bogacki
Artur Bogacki
Kuba Przygoński
Kuba Przygoński fot. ANDRZEJ SZKOCKI/POLSKA PRESS
Rozmowa z Kubą Przygońskim, kierowcą rajdowym z ORLEN Teamu.

Na Europejskim Kongresie Sportu i Turystyki w Zakopanem, podczas panelu o szansach rozwoju motorsportu, jako dyscyplinę z największym potencjałem wskazał pan drifting. Podejrzewam, że takie stwierdzenie dla wielu ludzi jest zaskakujące, bo wydaje się to być niszowym sportem.
Chodzi o to, że zmienia się podejście do czasu, do obserwowania i zaangażowania widzów w wydarzenia sportowe. Chyba każdy się ze mną zgodzi, że obejrzeć wyścig Formuły 1, który trwa dwie godziny, jest naprawdę trudno. Aby tyle wytrzymać, musisz być bardzo zagorzałym fanem, śledzić statystyki i wszystko rozumieć. Świat się zmienił, teraz wszyscy chcą szybko coś dostać i obejrzeć, od razu mieć te emocje. Sportów dających taką rozrywkę jest kilka, na pewno jest nim żużel. Znany jest od wielu, wielu lat, wciąż jest popularny, ma bardzo mocną pozycję. Nadal daje potężne emocje, wyścigi trwają po kilkadziesiąt sekund, jest też łatwy do zrozumienia. Nową dyscypliną, która zaczyna się bardzo rozwijać, „rozpychać się” w świecie motorsportu, jest drifting. Potwierdzają to ostatnie dwie imprezy w Polsce. Na mistrzostwach Europy na Stadionie Narodowym było 53 tysiące kibiców - pełne trybuny, wylany asfalt specjalnie na tę imprezę i mnóstwo emocji. Tydzień wcześniej na mistrzostwach Polski w Poznaniu było 10 000 widzów. Te dwa weekendy pokazują, że ta nowa dyscyplina - choć nie ma jeszcze takiego szacunku w dużym motorsporcie - ma już potężne zainteresowanie wśród kibiców, w tym ludzi młodych, dzieciaków. Gdybyśmy popatrzyli na liczbę widzów w tym roku na wszystkich imprezach motorowych, to żużel na pewno jest na pierwszym miejscu, a na drugim w tej chwili jest drifting.

W pigułce - czym jest drifting?
Jest to precyzyjna jazda bokiem. To rywalizacja dwóch kierowców, jeden na jeden. Samochody mają dużą moc, po 900 koni mechanicznych, jadą w uślizgu. Jest dym z opon, hałas, są lekkie uszkodzenia - odpadają zderzaki. To jest to, co kibice tak naprawdę najbardziej lubią w sportach motorowych. Do tego łatwo się to ogląda, bo siedzisz na stadionie czy na torze, a 10 metrów od siebie masz całą akcję.

Pan przeszedł przez różne dyscypliny motorowe, także drifting. Teraz zajmuje się pan rajdami terenowymi.
Moją karierę sportową można podzielić na trzy, cztery etapy. Przez 16 lat ścigałem się na motocyklu motocrossowym enduro, później był rajd Dakar na motocyklu i w samochodzie, no i drifting. Każda dyscyplina daje coś innego. Dakar jest to światowa potęga rajdów. Z ogromnym zasięgiem, ogólnoświatowym, z potężną promocją też kraju, w którym się odbywa.

Zmienił pan dyscypliny, bo szukał czegoś nowego w swoim życiu?
Z motocykla do samochodu dakarowego miałem bardzo blisko. Na motocyklu doznałem poważnej kontuzji kręgosłupa. Trochę nie miałem wyboru, bo jeżeli chciałem kontynuować ściganie się, to musiałem wsiąść do samochodu i wykorzystać to doświadczenie pustynne. A drifting wystartował tak naprawdę równolegle na studiach, gdzie ta dyscyplina, 10 lat temu, zaczęła się rozwijać.

Pojechałby pan wszystkim, co ma kierownicę, silnik i koła?
Pewnie tak. Na pewno mam duże umiejętności, zdobyłem pięć tytułów mistrza Polski w driftingu, mistrza świata w rajdach terenowych, mistrza Polski w rajdach na motocyklu. Jeśli coś ma silnik i koła, to mam predyspozycje, żeby się w tym odnaleźć. To wynika też z doświadczenia, po 24 latach ścigania się różnymi pojazdami, mam dużą praktyczną wiedzę w zakresie sterowania nimi.

Co daje większą radość? Jazda driftem czy wielogodzinny etap Dakaru, gdzie walczy się z różnymi przeciwnościami?
Z mojej perspektywy teraz największą frajdę daje rywalizacja i wygranie z samym sobą albo ze swoim przeciwnikiem, z czasem czy innym zawodnikiem. To takie osiągnięcie celu. Na kolejnych etapach rozwoju i znajomości siebie różne rzeczy cię cieszą. Gdy jesteś pierwszy raz na zawodach, to marzysz o tym, żeby je ukończyć. Jak się uczysz czegoś mocniej, to marzysz, żeby przejechać dany zakręt w uślizgu w drifcie i też jesteś z tego dumny. Różne etapy rozwoju to różne emocje.

A coś z umiejętności z driftu przydaje się na Dakarze?
Uważam, że tak. Bo im więcej masz godzin „seat time”, czyli za kierownicą samochodu, dowolnego sportowego, to zawsze się to przekłada na lepsze umiejętności. Podobne rzeczy się uzupełniają.

Jakich innych odmian sportów motorowych chciałby pan poważniej spróbować? Może żużel?
Żużel jest super, szanuję chłopaków, ale dla mnie to już nieco za daleko. Brak hamulca mnie trochę przeraża. Miałem okazję kiedyś spróbować tej jazdy. Uważam, że trzeba zacząć trenować daną dyscyplinę, by się w niej dobrze odnaleźć.

Prędkości są rzędu ponad 100 km/h, na łukach jest jazda ślizgiem. Chyba w sam raz coś dla pana...
Zgadza się, ale driftowanie jest na innych zasadach. Chłopaki jeżdżą szybko, lecz robią to po 10-15 lat i mają umiejętności, żeby panować nad taką maszyną. Uważam, że wsiadając do dowolnego samochodu, nawet tylko 100-konnego, można bardzo się z niego cieszyć, zrobić na torze fajne rzeczy, czerpać mnóstwo fajnych emocji.

Poświęcenie się rajdom terenowym to był chyba dobry wybór.
Tak, moja kariera trwa, nadal jestem aktywnym sportowcem, zaangażowanym i ciężko trenującym. Rajd Dakar w Polsce jest bardzo znany, mocny pod względem fan base’u i to fajnie działa.

Przed panem w styczniu kolejny występ w Dakarze, już czternasty. Co trzeba zrobić, żeby być dobrze przygotowanym?
To oczywiście są wielomiesięczne przygotowania, które wymagają bardzo dużego zaangażowania. Muszę poświęcić wiele, wiele godzin na trening. W tej chwili najfajniejszym, i to bez dużej bariery wejścia, jest trening na symulatorze komputerowym, czyli kierownica, ekran i komputer. Mnóstwo moich kolegów, z którymi się ścigam, spędza godziny na takich symulatorach, a to się przekłada na naprawdę bardzo dobre umiejętności prowadzenia samochodu w warunkach realnych. To jest fajne, bo to dużo tańsza wersja treningu. Do tego jeśli popełnisz błąd, to zawsze możesz wszystko szybko powtórzyć.

Wirtualne wydmy?
Tak, też. W skrócie - bardziej chodzi o całe zrozumienie działania mechanizmu kierownicy i powielanie tych ćwiczeń.

Pan w Dakarze ściga się specjalnym samochodem. Zwykły kierowca mógłby nim bezpiecznie pojechać?
Gdyby ktoś wsiadł do jednego z samochodów, którymi się ścigałem, czyli do dakarowego lub dritfowego, to nawet nie umiałby go odpalić. Tam nie ma ani stacyjki, ani kluczyków. Uruchamia się go sekwencją przycisków, które wymuszają włączenie odpowiednich elementów we właściwej kolejności. Oczywiście jazdy takim samochodem da się nauczyć, tylko trzeba próbować, zaczynać od słabych pojazdów i po latach dochodzić do tych najwyższych kategorii.

Co panu daje taki start w Dakarze? To wiele dni ciężkiego rajdu. Można być pierwszym, a wszystko stracić na przykład przez awarię pojazdu.
Taki jest sport. Można wygrać, można też przegrać, nawet gdy jesteś bardzo dobrze przygotowany, bo coś niezależnego od ciebie się wydarzy. Chyba też dlatego sport daje tyle emocji, przecież cały świat emocjonuje się nim, nie tylko dyscyplinami motorowymi.

Dla pana ważne jest samo dojechanie do mety tak wymagającego rajdu, czy już jednak liczy się głównie wynik?
Po 13 rajdach Dakar samo ukończenie już sportowo nie jest dla mnie satysfakcjonujące. Ścigając się tak długo i wkładając w to tyle energii, walczę o zwycięstwo - to jest cel. Wiadomo, że na rajdzie Dakar jest trochę inaczej, bo tam wszystko trwa bardzo długo. Pierwszego dnia możesz mieć problem, ale przez następne dwa tygodnie jedziesz i realizujesz swoje cele, potem jesteś na mecie dumny.

Blisko podium Dakaru już pan był, na czwartej pozycji. Wywalczenie miejsca na nim to pewnie cel na najbliższą edycję.
Oczywiście można tak mówić, ale nigdy nie wiadomo, jak będzie. W motorsporcie trzeba się znaleźć w dobrym punkcie, z dobrym samochodem, trochę trzeba mieć szczęścia. W tym roku dobrze widać to w F1 - Verstappen wygrywa 10 wyścigów z rzędu i tak naprawdę jest nie do doścignięcia. Hamilton w poprzednich latach często zwyciężał, a teraz nagle mu się to nie udaje. Tu sprzęt też ma potężną wartość.

Trzecie miejsce w najbliższym Dakarze wziąłby pan w ciemno?
Jak już jestem na pustyni, to chcę walczyć o wszystko.

Reprezentuje pan ORLEN Team. Gdyby nie wsparcie takiego sponsora, to o realizacje marzeń dakarowych byłoby trudno?
Zaangażowanie ORLEN-u w cały sport w Polsce, także w działalność okołosportową to jest naprawdę wielka rzecz. Jak patrzę na inne światowe koncerny paliwowe, to nie ma aż tak silnego zaangażowania. Wydaje mi się, że tutaj nie ma żadnego minusa. Każdy, kto się ściga, marzy o tym, żeby dostać się do tego elitarnego grona zawodników ze wsparciem ORLEN-u. Musi być wtedy najlepszy, najmocniejszy, najszybszy. Uważam, że bez tego wsparcia cały sport w Polsce byłby w ogóle w innym miejscu, czyli praktycznie by go nie było.

A na Dakarze marka ORLEN, zaangażowana też w świecie motorsportu w Formułę 1, jest rozpoznawalna przez innych uczestników?
Oczywiście, uważam, że marka ORLEN-u na świecie jest bardzo mocno rozpoznawalna. Na Dakarze każdy zawodnik wie, skąd jesteśmy. Koncern rozwija się poza granicami Polski, w kilku innych państwach. Trzeba, aby obywatele tych nowych krajów utożsamiali się z tą marką, a na to pozwala właśnie sport.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Kuba Przygoński (ORLEN Team): Pojadę wszystkim, co ma kierownicę, silnik i koła - Dziennik Polski

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki