Nie należy liczyć na to, że Lech Wałęsa zacznie panować nad tym, co mówi. Jego słowa, że Kornel Morawiecki, bohater Solidarności Walczącej, to zdrajca, zahaczają o przypadek kliniczny, ale czy są aż tak zaskakujące? Nie od wczoraj Wałęsa obraża ludzi i obrażać nie przestanie. Nie oduczy go tego żaden wyrok sądowy. Dlatego trzeba mieć na tyle rozumu, żeby się Wałęsą nie podpierać przy każdej nadarzającej się okazji, tak jak to robi Platforma Obywatelska, bo się można na tej podpórce przewrócić. Ale czy lepsi są ci z PiS, którzy wyliczają, kto Wałęsie bił brawo, a kto się uśmiechał podczas tego jego nieszczęsnego wystąpienia?
Co miał na myśli Wałęsa mówiąc "zdrajca" o Kornelu Morawieckim, mogą rozumieć ludzie, którzy w latach stanu wojennego byli związani z opozycją. Egocentryzm Wałęsy sprawiał, że każdy aspirujący do przewodzenia opozycji był poczytywany przez niego za groźnego rywala. Dziw bierze, że po tylu latach Wałęsa nie zapomniał zmarłemu, że śmiał stworzyć Solidarność Walczącą. Tamten rozdźwięk jest dla obecnych pokoleń kompletnie nieczytelny i bez znaczenia. I taki by pozostał, gdyby nie oburzający wyskok Wałęsy.
Czy reakcje na słowa Wałęsy świadczą o tym, że polską polityką nadal rządzą zadawnione urazy liderów podziemia sprzed prawie 40 lat? Nie. Polską polityką rządzi cyniczne zarządzanie obelgami, które wypluwa z siebie zasłużony niegdyś, zgorzkniały stary człowiek.
Najlepsze atrakcje Krakowa
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?