Jeśli na chwilę wyłączyć patriotyczne emocje, można dostrzec, że ostatnio coś niedobrego dzieje się z obrazem Powstania. Rocznice obchodzimy, jakbyśmy Niemcom dali łupnia, a stojącej za Wisłą Armii Czerwonej pokazali figę. Coraz mniej (niekiedy wcale) mówi się o tym, że Powstanie to była gehenna młodych żołnierzy i ludności cywilnej. Rachunek, jaki zapłacił naród, był straszny: 200 tysięcy zabitych i morze ruin. Jeszcze w latach 50. ze zniszczonego Wrocławia wędrowały do stolicy pociągi z rozbiórkową cegłą. Przez 15 powojennych lat każdy Polak oddawał pół procent zarobków na odbudowę Warszawy. Obowiązek kupowania "cegiełek" nałożono na uczniów.
W ostatnim czasie moralny sprzeciw budzą "grupy rekonstrukcyjne" - młodzi przebrani za powstańców bawią się patriotycznie w wojnę na jeszcze nie do końca ostygłych śladach powstańczej krwi. Bawcie się w bitwę pod Grunwaldem, lejcie bolszewika w rocznicę Cudu nad Wisłą, ale w Warszawie? Poczekajcie jeszcze pół wieku. Do tego czasu najlepszą formą upamiętnienia narodowej tragedii powinny być rocznicowe msze żałobne z obowiązkowymi homiliami o tym, że lepiej zwyczajnie żyć dla Polski niż bohatersko ginąć z pożytkiem dla jej wrogów.
Jerzy Witaszczyk
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?