Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Leszek Jażdżewski: Po jednym euromandacie w Łodzi dostaną PO i PiS. Trzeci to znak zapytania

Marcin Darda
Leszek Jażdżewski
Leszek Jażdżewski Krzysztof Szymczak
Z Leszkiem Jażdżewskim, łódzkim politologiem, redaktorem naczelnym "Liberte", rozmawia Marcin Darda

Czy rzeczywiście w okręgu łódzkim w wyborach do Parlamentu Europejskiego w zasadzie wszystko jest już jasne?
Generalnie ordynacja jest ułożona tak, że wszystko zależy od frekwencji i wyników partii we wszystkich okręgach oraz wyników indywidualnych kandydatów na listach w okręgu łódzkim. W Łodzi mandaty zdobędą kandydaci z pierwszych miejsc na listach PO i PiS, czyli obecni eurodeputowani Jacek Saryusz-Wolski oraz Janusz Wojciechowski. Joanna Skrzydlewska z PO może mandat stracić na rzecz znanej głównie z pudelka Weroniki Marczuk, wystawionej przez SLD. Ale ten trzeci mandat stoi jeszcze pod znakiem zapytania, dlatego wciąż jest o co walczyć, choć zależy także od wyników partii w całym kraju. Biorąc pod uwagę to, co dzieje się na Ukrainie oraz fakt, że do wyborów zostały jeszcze dwa miesiące, dużo może się wydarzyć.

Czyli reszta kandydatów i reszta list de facto rozgrzewa się przed wyborami samorządowymi i liczy na wyniki, którymi będzie można rozegrać jesienią miejsca na listach.
Jest pytanie, dlaczego ludzie w ogóle startują w wyborach, co przecież kosztuje sporo wysiłku i pieniędzy, skoro nie mają szans na zwycięstwo. Po pierwsze jest to autopromocja przed kolejnymi wyborami, po drugie sprawdzenie się, co jest istotne szczególnie dla ludzi, którzy nie mają wielu doświadczeń kampanijnych, po trzecie, czasem nie mają wyjścia. Każdej partii zależy na znanych nazwiskach, bo one ciągną tę listę do lepszego wyniku. Po czwarte, na przykładzie choćby listy PO w Łodzi do Sejmu widać, jak się ta lista kandydatów zmienia i poszerza. Są ludzie, którzy idąc po ścieżce awansu oddają mandaty poselskie, a na ich miejsca wchodzą kolejni z następnymi wynikami. Tak swoją karierę rozpoczął Sławomir Nowak, który objął mandat po europośle Januszu Lewandowskim w 2004 r., a potem już sam zaczął wygrywać wybory. Czyli nawet nie wygrywając wyborów, kilka lat po nich można czasem liczyć na zwycięstwo.

Łódzcy europosłowie niby promują jakoś Łódź w Brukseli, ale przede wszystkim Brukselę w Łodzi. Nie mogłoby być częściej odwrotnie?
Według mnie to jest tylko trwonienie pieniędzy europejskich podatników. Czy to jest promocja w ramach budowania więzi Brukseli z regionem łódzkim, czy Łodzi w Brukseli to jest to kompletnie bez znaczenia. Kluczowe jest to, by łodzianie i szerzej Polacy wiedzieli, że w Parlamencie Europejskim decydują się istotne dla nas sprawy, że 75 proc. prawa przyjmowanego w Sejmie powstaje w konsekwencji przepisów stanowionych w Brukseli i Strasburgu.

Tyle że są to sprawy kompletnie niemedialne, dlatego politycy rzadko o tym mówią, bo ludzi to nie interesuje.
Ale właśnie dlatego o nich powinniśmy jak najwięcej rozmawiać. Tutaj jest istota sprawy. Trzeba ludziom tłumaczyć, jakiego rodzaju decyzje zapadają w Parlamencie Europejskim. Ludzie w Polsce tego nie wiedzą, trochę obudzili się na przykład, gdy wyszła sprawa ACTA. Zrozumiano wówczas, że jednak w tej Brukseli coś ważnego się dzieje, co ma związek także z Polską. Trzeba upolitycznić Europę, pokazać realny spór i realny wybór. Dziś mam wrażenie, iż odbiór jest taki, że nie ma znaczenia na kogo głosujemy, bo partie i tak się dogadają, a ich programy europejskie nie mają większego znaczenia, bo wszystko kręci się wokół tematów krajowych. To się musi zmienić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki