Spotkanie Concordii i ŁKS reklamowane jako starcie dwóch najstarszych klubów województwa łódzkiego. I choć to nieco naciągana sprawa, bo trudno zapominać, że obecny ŁKS z formalnego punktu widzenia jest nowym tworem, a stary ciągle istnieje, to jednak nie da się zaprzeczyć, iż jest kontynuatorem tradycji, a to przecież w tej kwestii jest najważniejsze. Concordia została założona rok później, niż ŁKS - dokładnie 22 maja 1909 roku. Szefowie piotrkowskiego klubu bardzo cieszyli się z przyjazdu łódzkich kibiców i każdego poczęstowali pieczoną kiełbaską.
Piłkarskiej kondycji obu klubów nie ma co porównywać - piotrkowianie obawiają się, by nie spaść z czwartej ligi, natomiast ŁKS kilka dni temu zapewnił sobie już awans do trzeciej. Wprawdzie trener Wojciech Robaszek zapowiadał, że żadnego rozprężenia nie będzie, ale jest naturalne, że zawodnicy nie byli w stanie utrzymać koncentracji. Cel, który postawiono im przed sezonem został przecież osiągnięty.
W pierwszej połowie Concordia miała optyczną nieznaczną przewagę, ale lepsze okazje bramkowe stwarzali łodzianie. Najlepszą, trafiając w poprzeczkę, zmarnował Marcin Zimoń. Piotrkowianie poważniej zagrozili bramce Konrada Przybylskiego, który jeszcze jesienią występował w Concordii, dopiero w samej końcówce. Bramkarz ŁKS popisał się jednak dwiema kapitalnymi interwencjami.
Po przerwie ŁKS nie miał już kłopotów z udowodnieniem swojej wyższości. Przez chwilę było nerwowo, gdy Dariusz Kukułka z rzutu karnego zdobył kontaktowego gola, ale po chwili sytuację uspokoił Szymon Salski, zdobywając trzeciego gola. W tym momencie piotrkowski zespół przestał już wierzyć w możliwość sprawienia niespodzianki i urwania ełkaesiakom chociażby jednego punktu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?