Nigdy w tym czasie nie przegrali bowiem czterech meczów z rzędu, a tak było w bieżącym sezonie, po porażkach w Pruszkowie, w Szczecinie, w Inowrocławiu i u siebie z MKS Dąbrowa. Podopieczni trenera Piotra Zycha zrzucili więc dodatkowe obciążenie psychiczne, jakie towarzyszyło im jeszcze w Tychach.
Tradycyjnie, jak niemal wszystkie konfrontacje łodzian i tyszan, sobotnie spotkanie było zacięta.
Ełkaesiacy wygrali trzy z czterech kwart, ale kluczowe znaczenie miała ich znakomita gra w ostatnich 10 minutach. Po trzech ćwiartkach ŁKS Sphinx prowadził (49:51), a ostatnią kwartę wygrał różnicą 9 oczek (15:24).
Znacznie lepiej niż w poprzednich spotkaniach zagrali zawodnicy podkoszowi Jakub Dłuski (19 punktów) i Krzysztof Sulima (10). Obaj mieli też dobrą skuteczność rzutów z gry (Dłuski 8 celnych na 13, Sulima 4 na 5). Ełkaesiacy wygrali też zbiórki 31-30.
W trudnych momentach ciężar gry brał na siebie najbardziej doświadczony zawodnik ŁKS Krzysztof Morawiec, trafiając m.in. 4 razy za 3 punkty (łącznie ŁKS 9 na 27, a GKS 4 na 16).
GKS Tychy - ŁKS Sphinx 64:75 (16:18, 22:17, 11:16, 15:24)
GKS Tychy: Witos 20, Bacik 12, Dziemba, Markowicz po 8, Mielczarek 7, Pustelnik 4, Bzdyra, Olczak po 2, Hałas 1, Galdammer 0. Trener: Mariusz Niedbalski.
ŁKS Sphinx: Dłuski 19, Morawiec 13, Szczepaniak 11, Sulima 10, Salamonik 7, Kenig 6, Krajewski 5, Kalinowski 4, Trepka, Bartoszewicz 0. Trener: Piotr Zych.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?